Konwencja Rady Europy obraża zdrowy rozsądek

Głośna konwencja Rady Europy w sprawie „zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”, której sprzeciwia się minister Jarosław Gowin, zawiera nie tylko krytykowany przez niego artykuł 12., ale również wiele innych groźnych i absurdalnych sformułowań oraz tez.

Przypomnijmy: według art. 12. wszystkie kraje, które podpiszą konwencję, zobligowane są do stosowania koniecznych środków, aby „promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”. Jak słusznie zauważył minister Gowin – państwo polskie zostanie tym samym zmuszone do zakwestionowania tradycyjnych ról społecznych. Wkrótce możemy dowiedzieć się więc - minister Boni na pewno zrobiłby jakąś ciekawą kampanię informacyjną w telewizji - że mężczyźni powinni zastępować kobiety w karmieniu piersią (w Szwecji są już takie przypadki), by te mogły pracować na budowie, poświęcić się karierze szachowej lub robić karierę w jednostce GROM (dziś wyjątkowo seksistowskiej - sami faceci).

To jednak nie jedyny absurdalny zapis, jaki można znaleźć w konwencji. Już z rozdziału "definicje" (art. 3.) dowiadujemy się, że płeć to... „społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn”. Od chwili wejścia w życie konwencji naturalny (biologiczny) podział płci (wraz z jego uwarunkowaniami) ustąpiłby więc miejsca genderowej koncepcji płci jako „społecznie skonstruowanej roli” narzuconej przez społeczeństwo. Lewacy lubią zestawiać ludzi ze zwierzętami - według nich człowiek to tylko najbardziej inteligentny ssak - w związku z tym warto zapytać neomarksistowskich mędrców z Rady Europy: czy płeć psa to także "społecznie skonstruowana rola", którą dana społeczność psów uznaje za właściwą dla samców i samic?

Równie interesujący jest zapis art. 40., który mówi, że „strony stosują konieczne środki ustawodawcze lub inne środki po to, aby każda forma [podkreślenie moje - MŻ] niechcianego werbalnego, niewerbalnego lub fizycznego postępowania o charakterze seksualnym, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności danej osoby, a w szczególności tworzenie onieśmielającego, wrogiego, degradującego, poniżającego lub obraźliwego środowiska, podlegała sankcjom karnym lub innym sankcjom prawnym”. Przyjęcie takiego zapisu grozi wprowadzeniem sankcji za „pikantny” żart lub wysłanie kwiatów czy liścika miłosnego. Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, to proszę spojrzeć, co dzieje się w zachodniej Europie, gdzie za molestowanie seksualne sąd uznawał już m.in. zbyt natarczywe patrzenie się na współpasażerkę w przedziale pociągu...

W konwencji jest też art. 14., zgodnie z którym „strony podejmują, w stosownych przypadkach, konieczne działania w celu uwzględnienia materiałów dydaktycznych na temat kwestii takich jak równość między kobietami i mężczyznami, niestereotypowe role płci, wzajemny szacunek, rozwiązywanie konfliktów w relacjach interpersonalnych bez użycia przemocy, przemoc wobec kobiet uwarunkowana płcią oraz prawo do integralności osoby, dostosowanych do rozwijanych zdolności uczących się, w formalnych programach zajęć i na wszystkich poziomach edukacji”.

Możemy się zatem wkrótce spodziewać kolejnej reformy w programach nauczania. Co jednak, dzięki takiemu zapisowi, dzieci wyniosą ze szkół? Być może takie rewelacje, jak te zawarte w niedawnej rezolucji Parlamentu Europejskiego - że globalne ocieplenie sprzyja dyskryminacji kobiet.