Straty polskich firm na opcjach

Zabezpieczenia przed ryzykiem kursowym dla przedsiębiorstw prowadzących działalność z kontrahentami zagranicznymi to codzienność, szczególnie, jeżeli dokonuje się transakcji z odroczonym terminem płatności, a takich transakcji w handlu zagranicznym jest większość. Przez wiele miesięcy w roku 2007, a także do lipca 2008 kurs złotego wobec euro (ale także wobec amerykańskiego dolara) ciągle się umacniał. Takie tendencje wg bankowców miały się utrzymywać nadal, więc tym chętniej firmy zabezpieczały swoje transakcje albo przez kontrakty terminowe tzw. forwardowe albo przez opcje.

 

Forward jest prostą transakcją i w przypadku eksportera do strefy euro polega na sprzedaży bankowi waluty pochodzącej z transakcji eksportowej po z góry określonym kursie. Jeżeli kurs rynkowy w momencie tej sprzedaży jest niższy niż kurs określony w forwardzie, eksporter dodatkowo zarabia, jeżeli wyższy traci. Transakcja musi dojść do skutku. Na kontraktach terminowych firmy straciły ok. 7 mld złotych. Zabezpieczały się przed dalszym umacnianiem złotego, a od lipca 2008 r. złoty się osłabiał i trzeba było na tych zabezpieczeniach stracić. W tym przypadku jednak trudno podejrzewać podstępy bankowe, może poza tym, że żaden z nich nie przewidywał w owym czasie osłabienia złotego.

 

Opcje z kolei są z punktu widzenia jeszcze ciekawszym instrumentem, bo dają zabezpieczenia, ale transakcji z bankiem na sprzedaż waluty eksporter realizować nie musi. Jeżeli więc zawarł z bankiem opcję na 1 mln euro po kursie 3,5 złotego za euro, kurs rynkowy w przyszłości będzie wyższy może to euro sprzedać na rynku i dodatkową na tej transakcji zarobić. Jednak taka opcja put w odróżnieniu od forwardu kosztuje i jest to tzw. premia inwestycyjna, tym większa im większa jest zmienność kursu waluty. Chcąc zachęcić eksporterów do zabezpieczenia się opcjami banki proponowały im tzw. transakcje bezkosztowe, a więc opcji put miała towarzyszyć opcja call, czyli to eksporter wystawiał bankowi opcję i otrzymywał za to taką samą premię inwestycyjną. Tego rodzaju transakcje wzajemne eksportera z bankiem były dla niego bezpieczne dopóki nie zmieniała się tendencja w kształtowaniu kursu złotego, a także wartość opcji put była równa wartości opcji call.

 

Niestety, jak już zaznaczyłem wyżej, zmieniła się tendencja, jeżeli chodzi o kształtowanie kursu złotego i od lipca zamiast się umacniać, jak prognozowali bankowcy, zaczął słabnąć, a w szczytowym momencie, w lutym 2009 r. w stosunku do lipca 2008 r., dewaluacja wyniosła ponad 50 %. Co więcej, cześć eksporterów pod te same wpływy eksportowe zawarła umowy bankowe z kilkoma bankami. Ponadto często, banki proponowały opcje niesymetryczne np. wartość opcji put była na 1 mln euro (tak jak spodziewane wpływy eksportowe, a wartość opcji call na 5 mln euro). Przy takim poziomie dewaluacji złotego straty firm, które zawarły ww. umowy opcyjnie idą w setki milionów złotych. Komisja Nadzoru Finansowego twierdzi, że na tych opcjach firmy straciły 9 mld złotych (dane na 15 lutego 2009r.), choć są i szacunki mówiące o tym, że tylko w czwartym kwartale 2009 r. na opcjach firmy straciły 20 mld złotych. Szacunki te wynikają z danych GUS, który stwierdził, że w kolejnych 3 kwartałach firmy w Polsce osiągały po 20 mld złotych zysków, w czwartym kwartale zaś 700 mln złotych strat, a ich koszty finansowe wzrosły o 20 mld złotych. Stąd wniosek, że w tylko w czwartym kwartale straty na opcjach wyniosły 20 mld złotych.

 

Okazuje się, że prawdziwymi beneficjentami opcji są spółki matki bankowych spółek córek funkcjonujących w Polsce. Stąd sugestie, że najpierw zawarto kontrakty opcyjnie dużej wartości, a później banki zagraniczne grały na osłabianie złotego, aby osiągać duże zyski. Niezależnie od tego jak było, z polskich firm do zagranicznych banków wypływają dziesiątki miliardów złotych, a więc miliardy euro. Co więcej duża część opcji wygaśnie dopiero w połowie tego roku, a 75% z nich do końca roku 2009. Przy słabym złotym straty będą się więc powiększać, a coraz więcej firm może popadać w kłopoty finansowe, z konsekwencją w postaci upadłości włącznie.

 

Najlepszą formą rozstrzygania sporów pomiędzy firmami i bankami, wynikającymi z transakcji opcjnych, byłyby negocjacje, pozwalające eksporterom na wyjście z tych kłopotów. Banki są jednak takim negocjacjom niechętne, a jeżeli już, negocjując proponują na sfinansowanie opcji nowe kredyty, ale na wyraźnie gorszych warunkach niż te oferowane firmom dotychczas. Konieczne jest, więc przyjęcie ustawy, która dawałaby firmom posiadającym opcje np. możliwość zawieszenia bankowego tytułu egzekucyjnego do momentu rozstrzygnięcia sporu pomiędzy firmą i bankiem przez sąd gospodarczy, ponieważ tytuł taki pozwala egzekwować zobowiązania wobec banku w pierwszej kolejności, ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Być może potrzebne jest też uruchomianie specjalnych poręczeń przez Bank Gospodarstwa Krajowego dla firm, które zawarły ugody z bankami, ale aby je zrealizować potrzebują dodatkowego wsparcia kredytowego z gwarancjami Skarbu Państwa. Jeżeli nie będzie tych albo podobnych rozwiązań to w drugiej połowie 2009 r. dojdzie w polskiej gospodarce do fali upadłości i jeszcze większego bezrobocia.

 

Zabezpieczenia przed ryzykiem kursowym dla przedsiębiorstw prowadzących działalność z kontrahentami zagranicznymi to codzienność, szczególnie, jeżeli dokonuje się transakcji z odroczonym terminem płatności, a takich transakcji w handlu zagranicznym jest większość.