Ruski wdzięk

Ruski wdzięk

Jak niektórzy jeszcze pamiętają, życie w komunistycznym kołchozie miało swój specyficzny ruski wdzięk. Na przykład obdarowywane kwiatkiem z okazji swego dnia panie musiały udać się do sekretariatu i własnoręcznie pokwitować odbiór „ tulipana sztuk jeden”. Rozliczana z podpisów księgowa liceum, w którym wówczas pracowałam, ze łzami w oczach błagała mnie o takie pokwitowanie. Ponieważ miałam miękkie serce a księgowa liczną rodzinę ulegałam jej prośbom, choć kwiatka nigdy dla zasady nie „pobierałam”.

Jak dziś to widzę- może miałoby jakiś sens wziąć kwiatek i w ramach protestu nie podpisywać odbioru. Nie wziąć i podpisać nie miało żadnego sensu. Poza tym była to przecież sprawa zupełnie błaha. Trudno było oczekiwać od zarządzających nami sowieckich namiestników wyczucia i znajomości zasad dobrego tonu. A jednak kwitowanie prezentów zostało mi w pamięci jako symbol obcych obyczajów w moim własnym kraju.

 

Takie obyczaje zaciążyły nad uroczystościami związanymi z katastrofą smoleńską. Najpierw na Krakowskim Przedmieściu wmurowano chyłkiem i bez powiadomienia najbardziej zainteresowanych tablicę mającą upamiętnić nie tyle ofiary katastrofy, co osoby zbierające się w tym miejscu dla ich uczczenia. Jak się okazało nie do wszystkich rodzin ofiar dotarły również zaproszenia na uroczyste wmurowanie następnej tablicy na Wawelu. Te, które dotarły wysyłane były pocztą elektroniczną. Podczas uroczystości pominięto nazwiska niektórych ofiar katastrofy, bo lektor posłużył się przypadkową listą.

Jeżeli elementarne zasady dobrego wychowania nie są dla urzędników oczywiste powinni zatrudnić specjalistę, albo poradzić się kogoś kto takie zasady wyssał- jak to się mówi- z mlekiem matki.

Wojewoda krakowski przynajmniej przeprosił za te skandaliczne uchybienia. Natomiast Kardynał Dziwisz poproszony przez dziennikarza o komentarz odpowiedział: „ przecież nic się nie stało”. Czyżby nawet w Watykanie, gdzie spędził tak wiele czasu, nie obowiązywały już zasady dobrego tonu?

 

Stan smoleńskiego lotniska, zwisające na sznurkach radiolatarnie, szabrownicy swobodnie przeszukujący miejsce katastrofy to, niezależnie od toczącego się śledztwa, obraz cywilizacji, o której wolelibyśmy zapomnieć. Niestety zakorzeniła się ona w naszych obyczajach.

A pomysł skazania krzyża sprzed pałacu prezydenckiego na zesłanie do Smoleńska cofa nas wręcz do czasów rozbiorów. Tak rozwiązywano wówczas trudne sprawy i tak pacyfikowano niepokornych.