W co gra PSL?

W ostatnim czasie Waldemar Pawlak wycofał swoich dotychczasowych przedstawicieli z Rad Nadzorczych Spółek Skarbu Państwa, jednocześnie, rekomendując inne osoby. Odwołani to ludzie zwykle od lat kojarzeni z PSL-em, w opinii publicznej odbierani jako ewidentni nominaci Pawlaka. Nowo powołani, to ludzie dalszych szeregów, niekojarzeni z ludowcami i nieodbierani  jako „ludzie Pawlaka”. Po co ten manewr?
Mówi się w okolicach ul. Wiejskiej w Warszawie, że ten w ten sposób wicepremier Waldemar dyskretnie dystansuje się od tej koalicji i koalicyjnego partnera. Spodziewa się bowiem ostrego tąpnięcia gospodarczego, za które nie chce brać odpowiedzialności. Ponoć, w dalszej perspektywie, rozważa możliwość wyjścia z koalicji – oczywiście po jej wcześniejszym maksymalnym skonsumowaniu, po wyciśnięciu rządowej „cytryny”. PSL zresztą już to robił w przeszłości, choćby w koalicjach z SLD…
Ale jest też inne, bardziej bieżące wytłumaczenie. Poprzez te zmiany personalne, szef PSL chce dać w  zawoalowany sposób do zrozumienia Tuskowi, że jego gierki z Millerem, traktowane jako element nacisku na ludowców, mogą grozić retorsjami.
Jedno jest pewne, Pawlak, jeśli ma tylko trochę swobody, nie chce być ludowym kwiatkiem do liberalnego kożucha. Oczywiście dlatego Tusk nie chce zostawić mu zbyt dużego marginesu  swobody i dlatego spuszcza ze smyczy – w wymiarze politycznym – Millera.
Niektórzy mówią, że PSL jest tak spolegliwy, bo Tusk na Pawlaka „coś ma”. Nie wiadomo, czy tak jest, ale nawet największa spolegliwość nie może być utrzymana przy pomocy nawet największych haków, jeśli kurczyć się będą konfitury, a poziom upokorzeń przekroczy pewne granice.