My, schizofrenicy

Autor napisał ten wiersz w proteście przeciwko miejskim planom likwidacji Spółdzielni Pracy „Świt”, zatrudniającej osoby niepełnosprawne. Być  może użytkują świetne grunta. Tekst wydał mi się dziwnie aktualny w szerszym kontekście, poza Spółdzielnią „Świt” i zamieszczam go dla pokrzepienia serc.
Kręcących nosem poprawniaków uprzedzam, że tytuł pochodzi od Autora, który tak właśnie chciał.

Seweryn Cichowski
My, schizofrenicy
Kim my właściwie jesteśmy,
panie i panowie?
W pojedynkę – to każdego z nas przyłożyć do rany,
a razem to jesteśmy jak naród wybrany.                                                
Myśmy nie wyskoczyli sroce spod ogona,
Ani nie jesteśmy ofiarami pękniętego balona.
Władza nam robi kontrole bez przerwy,
a nam puszczają już nerwy.
Naszej wytrzymałości już przyszedł kres.
Ratujcie nasze dusze! Wołam: SOS!
My nie jesteśmy dzieci ulicy,
my jesteśmy – ot, schizofrenicy!
Od wschodu słońca do słońca zachodu
Myśmy przyszłością narodu!
Z nami trzeba się liczyć, jest nas coraz więcej!
Jest nas już w Polsce 400 tysięcy.
Schizon, schizona,
To już jest armia Napoleona!
Być może myślenie jest zbyt satyryczne,
ale my możemy tworzyć partie polityczne!
I już jesteśmy bliscy osiągnięcia celu,
bo wszystko jest możliwe w tym polskim burdelu.
Być może moje myślenie to szaleństwo,
ale przecież w tym kierunku idzie społeczeństwo!
I nie jest to opinia wyłącznie moja
- za lat piętnaście – ogólna paranoja.
A my wprawdzie psychotropy łykamy,
ale zjeść się w kaszy nigdy nie damy.
I wierzymy, że nie dopadnie żadna cholera,
Nie boimy się demencji ani alzheimera.
Niech nasz zakład dalej pomyślnie się kręci,
my jeszcze nie mamy zaniku pamięci.
Więc pamiętamy to znane powiedzenie od dziada pradziada,
kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada!
I jeszcze coś powiem na zakończenie,
żeby pozostawić dobre wrażenie.
Że nasz siostra kochana po prostu zdesperowana
tylko patrzeć, a wpadnie do kuchni i odkręci gaz.
Więc my do niej: siostro, ach, nie tak ostro,
nam, „świtowcom”,
umierać jeszcze nie czas.