Raport o wolności słowa część II

Dziś regulacje prawne, władza wobec wolności słowa i represje organów ścigania

Regulacje i przepisy prawne
Konstytucja polska stanowi:
„Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
Par. 1. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane.” (art. 54).
Rzadko cytowany art. 37 par.1 mówi: „Kto znajduje się pod władzą Rzeczypospolitej Polskiej, korzysta z wolności i praw zapewnionych w Konstytucji.”
Ponadto wart wymienienia jest art. 53 Konstytucji RP:
„1. Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii.
2. Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Wolność religii obejmuje także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu w zależności od potrzeb ludzi wierzących oraz prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują.”
Wprowadza się też możliwość ustawowego ograniczenia swobody wypowiedzi:
„Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.” (art.31 p.3).
Konstytucja określa też warunki ograniczenia swobody uzewnętrzniania religii:
„5. Wolność uzewnętrzniania religii może być ograniczona jedynie w drodze ustawy i tylko wtedy, gdy jest to konieczne do ochrony bezpieczeństwa państwa, porządku publicznego, zdrowia, moralności lub wolności i praw innych osób.” (art. 53 pkt. 5).
W orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu podkreśla się, że prawo do swobodnej wypowiedzi dotyczy wszystkich obywateli, a w szczególny sposób tych, których poglądy nie są w danym momencie dominujące, zaś krytykowanie władz publicznych jest podstawowym sposobem sprawowania nad nimi kontroli poza okresem wyborów. Orzecznictwo Trybunału jest niewątpliwie trudne dla osób publicznych, od których wymaga się więcej i którym daje się mniej ochrony prawnej niż zwykłym obywatelom, aby swoboda krytykowania mogła być pełna. Trybunał uważa, że im wyższa pozycja osoby „obrażanej”, tym mniej jest ona chroniona w debacie publicznej.
Sąd zgodnie z art. 755 kodeksu postępowania cywilnego może zabezpieczyć powództwo, wstrzymując emisję lub publikację również na czas nieokreślony w sprawach o ochronę dóbr osobistych, która to procedura umożliwia tym samym stosowanie formy cenzury prewencyjnej. Co prawda § 2. tego przepisu głosi, że „W sprawach przeciwko środkom społecznego przekazu o ochronę dóbr osobistych, sąd odmówi udzielenia zabezpieczenia polegającego na zakazie publikacji, jeżeli zabezpieczeniu sprzeciwia się ważny interes publiczny.”, jednakże sądy nie zawsze rozumieją, że czas publikacji może być doniosłym czynnikiem zarówno dla autora jak i dla opinii publicznej.
Prawo obywatela do rzetelnej informacji ujęte jest m.in. w ustawie o radiofonii i telewizji. Obowiązek podawania bezstronnej, wyczerpującej i rzetelnej informacji dotyczy zarówno mediów publicznych, jak i prywatnych, które obowiązuje koncesja.
Prawo prasowe obowiązujące w Polsce pochodzi z 1984 roku, czyli z pierwszych lat szeroko rozumianego stanu wojennego w PRL (ustawa Prawo Prasowe z dnia 26 stycznia 1984 r.). Gwarantuje ono szeroki dostęp do informacji, regulując jednocześnie stosunki w redakcjach i stosunki między dziennikarzami, informatorami ze strony władz państwowych (w czasach PRL wszystko, łącznie ze szkolnictwem i przedsiębiorstwami należało do państwa) a czytelnikami. Zawiera ono kilka przepisów karnych, na podstawie których sądy orzekają wyroki, choć po 1989 roku większość spraw jest umarzana, kończy się ugodą lub przeprosinami. W przepisach Prawa Prasowego w art. 14 zobowiązuje się dziennikarza do autoryzowania wywiadu prasowego z rozmówcą; tego rodzaju prawo jest niezgodne z uregulowaniami w Unii Europejskiej.
Wolność słowa ograniczona jest także w Polsce przepisami kodeksu cywilnego i przepisami karnymi, te drugie są krytykowane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Dziennikarz powinien zachowywać tajemnicę co do źródła uzyskanych informacji. Stanowi o tym art. 15 ust. 2. ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. Prawo prasowe: „Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy 1) danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych, 2) wszelkich informacji, których ujawnienie mogłoby naruszać chronione prawem interesy osób trzecich.
Przepisy karne
Art. 135 kodeksu karnego:
„§ 1. Kto dopuszcza się czynnej napaści na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
§ 2. Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”
Jeżeli chodzi o przepisy karne, ich stosowanie jest ograniczone już w samym kodeksie, jednakże sądy wielokrotnie skazywały dziennikarzy i naukowców z art. 212, mimo, że podnosili oni prawdziwe zarzuty w interesie społecznym, czyli zgodnie z art. 213 nie popełnili przestępstwa.
„Art. 212. § 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nie mającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku.
Art. 213. § 1. Nie ma przestępstwa określonego w art. 212 § 1, jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy.
§ 2. Nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub 2, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut służący obronie społecznie uzasadnionego interesu.
Art. 214. Brak przestępstwa wynikający z przyczyn określonych w art. 213 nie wyłącza odpowiedzialności sprawcy za zniewagę ze względu na formę podniesienia lub rozgłoszenia zarzutu.
Art. 216. § 1. Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2. Kto znieważa inną osobę za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.”
Prawo europejskie wymaga zlikwidowania przepisów karnych z zakresu wolności słowa.

Władze państwowe i posłowie wobec wolności słowa
Rząd polski, a także posłowie funkcyjni w parlamencie podejmują działania, prowadzące do ograniczenia wolności słowa i wypowiadania się opozycji. Wyjątkowo widoczne to było podczas niektórych posiedzeń Sejmu i komisji parlamentarnych. Marszałkowie z koalicji zwykle ograniczali wypowiedzi lub czas zadawania pytań przez parlamentarzystów z opozycji do jednej minuty, świadomi, że opcja rządząca dostanie dodatkowy czas podczas wypowiedzi członków rządu. Zdarzało się wyłączanie mikrofonu przemawiającym posłom opozycji, np. jeżeli prowadzący obrady marszałek uznał, że wypowiedź ma inny charakter, niż dopuścił do prezentacji.
Szczególnie rażące było postępowanie przewodniczących nadzwyczajnych komisji sejmowych, zwykle z rządzącej PO. Przewodniczący obrażali posłów opozycji, przerywali im, nie poddawali ich wniosków pod głosowanie. Poseł Andrzej Czuma (PO) uchylał pytania posłanki PiS zanim zdążyła je zadać, twierdząc, że powinna prowadzić konfrontację a zadaje pytania. Zdarzały się przykre uwagi na temat powierzchowności, ubioru i tuszy posłów. Ukoronowaniem tych praktyk było przegłosowanie końcowych tez raportu jednej z komisji przez posła Mirosława Sekułę (PO) pod nieobecność wszystkich pozostałych członków komisji, ponieważ nie zapowiedział, że odbędzie się takie głosowanie. Tezy przewodniczącego naturalnie przeszły.
Pierwszy proces sądowy w kampanii wyborczej jesieni 2011 wygrała rządząca PO. Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że opozycyjny PiS musi sprostować krytyczne opinie swoich polityków na temat kampanii informacyjnej PO i haseł umieszczonych w broszurze wyborczej tej partii, a sprostowania umieścić w prywatnej stacji telewizyjnej.
Kolejny proces przegrał lider opozycji Jarosław Kaczyński z powództwa koalicyjnej partii PSL. Kaczyński wyraził się o głosowaniu posłów PSL nad ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii, że część z nich głosowała za tym, by „miękkie” narkotyki były dostępne. Okazało się, że posłowie PSL poczuli się tym stwierdzeniem urażeni, zażądali sprostowania, a sąd potraktował sprawę literalnie – ustawa w ogóle nie dotyczyła dostępności narkotyków, tylko przeciwdziałania narkomanii, a więc Kaczyński powinien sprostować swoją opinię. Sąd nie zauważył, że wprowadzone formy przeciwdziałania ułatwiają dostępność narkotyków, i w ciągu 24 godzin od powództwa zasądził od lidera opozycji kosztowne sprostowanie w TVP Info i wpłatę 10 tysięcy złotych na cele społeczne.
Próby ograniczenia statusu Radia Maryja
Poseł Jan Filip Libicki (PO) w kwietniu 2011 zarzucił Radiu Maryja niewypełnianie „pierwotnej misji” nadawcy społecznego. Uczestniczył też w pracach nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, zobowiązującym nadawców społecznych (jak Radio Maryja) do prezentowania w programach politycznych opinii wszystkich uczestników życia politycznego; uchybienia zagrożone byłyby odebraniem preferencyjnych warunków nadawania a nawet koncesji radiowej. Te projekty przyjęte zostały przez środowiska katolickie jako zapowiedź ograniczenia wolności słowa w mediach.
W czerwcu 2011 poseł Libicki wsparł ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, krytykującego wystąpienie ks. Tadeusza Rydzyka w Brukseli. Libicki wystosował list do arcybiskupa Joăo Bráz de Aviz, prefekta watykańskiej Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego w Rzymie. Zacytował w nim wypowiedzi ks. Rydzyka i skomentował je następująco: „(...) Wszystkie one spowodowały gorącą i gorszącą dyskusję wśród wielu Polaków przed zbliżającą się polską prezydencją w Unii Europejskiej i wyborami parlamentarnymi. Dla niezorientowanego, zewnętrznego obserwatora są one też uderzeniem w międzynarodowy wizerunek mojego państwa. Jestem najgłębiej przekonany, że nie jest rzeczą dobrą aby działalność kontrowersyjnego zakonnika stawała się głównym punktem politycznej dyskusji w Polsce.” Libicki zasugerował w liście do arcybiskupa, aby Rydzyk zajął się innymi tematami.
Projekty Libickiego od czasu do czasu znajdowały poparcie w wystąpieniach publicznych członków PO. Poseł PO Jarosław Gowin bronił jednak swobody nadawcy: „Jestem też zwolennikiem wolności polegającej na tym, że dyskutuję z tym kogo mam ochotę zaprosić do rozmowy i uważam, że takie prawo powinno mieć również Radio Maryja”.
Władza języka gróźb i obelg
Rząd, parlamentarzyści i inne osoby sprawujące władzę na szczeblu państwa „formatowały” umysły obywateli a nawet inicjowały zmiany kultury życia codziennego, formułując drastyczne zapowiedzi w różnych dziedzinach życia (np. „kastracja pedofili”, którą zapowiadał premier rządu Donald Tusk czy ograniczenie swobody wypowiedzi internetu). W końcu wycofywały się z nich, jednakże zapowiedzi te i opinie funkcjonowały dłuższy czas, przyzwyczajając społeczeństwo do języka nigdy przedtem niespotykanego w życiu publicznym. Drastyczny język w mediach autorytetem władzy przyczyniał się do niszczenia wrażliwości i odruchów wstydu.
Zapowiadano rozwiązanie partii opozycyjnej jako „antysystemowej” itp. Wobec polityków a nawet wyborców opozycji używano słów powszechnie uważanych za obelżywe, sięgając także do ich wyglądu lub trybu życia. Minister spraw zagranicznych zapowiedział wobec opozycji „dorżnięcie watah” . Na temat urzędującego prezydenta urządził publiczny show, na którym skandował: „były prezydent Lech Kaczyński” na dwa miesiące przed jego śmiercią w katastrofie lotniczej; wtedy też wypowiedział opinię, że prezydent „może być niski, ale nie może być mały”.
Inny minister żądał szacunku dla władzy, jednocześnie krytykując publicznie osoby, wypowiadające niemiłe dla niego poglądy, np.: „już mi zbrzydło uważać bydło za nie bydło”, „dewianci”, żądał ich „leczenia psychiatrycznego”, wypominał liderowi opozycji, że nie ma dzieci. Wiceszef klubu parlamentarnego rządzącej partii urządzał stałe błazeńskie występy w telewizji, obrzucając urzędującego prezydenta inwektywami, np. „Uważam prezydenta Kaczyńskiego za chama” itp., życzył mu śmierci i po katastrofie wyrażał żal, że jego brat nie zginął razem z nim. W efekcie następowała dehumanizacja zarówno polityków, jak i wyborców opozycji.
Szef młodzieżówki partii PO Dariusz Dolczewski nazwał na Facebooku grupę młodych kandydatek opozycyjnych „suczkami z PiS”; po protestach przeprosił, powołując się na to, że wpisu dokonała inna osoba.
*
Na skutek podobnych zachowań władzy, kreujących wzorce postaw obywateli, nastąpiło przesunięcie granicy dopuszczalności wyrażeń i zachowań publicznych. Władzy ustawodawczej i wykonawczej sekundowały sądy, wydając sprzeczne wyroki, np. w sprawach o zniesławienie, zależnie od tego, kto był zniesławiony. Np. sąd wydał wyrok, że nazwanie urzędującego prezydenta Kaczyńskiego „chamem” przez wiceszefa Klubu Parlamentarnego rządzącej PO nie jest przestępstwem. W parę lat później Trybunał Konstytucyjny orzekł, że wyśmiewanie urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego na stronie internetowej jest przestępstwem i zasługuje na karę do 3 lat więzienia.
Wypowiedzi premiera i rządu na temat mediów i wolności słowa
Wypowiedzi nowego premiera po wyborach jesienią 2007 roku, zniechęcały do obowiązku wnoszenia opłat abonamentowych za media publiczne (cztery razy w grudniu 2007 i styczniu 2008); od tej chwili odnotowano gwałtowny spadek wpływów abonamentowych i wkrótce potem kryzys finansowy w mediach publicznych.
W 2009 roku premier rządu wyraził się negatywnie o treści jednej z prac magisterskich, biografii Lecha Wałęsy, i zapowiedział w związku z nią kontrolę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W wyniku tej wypowiedzi młody naukowiec stracił zatrudnienie w IPN, gdzie wykonywał podrzędne prace techniczne.
W marcu 2010 premier Tusk krytykując opozycję zapowiedział, że „wyginiecie jak dinozaury”. Trzy tygodnie później doszło do katastrofy samolotu z prezydentem i posłami partii opozycyjnej na pokładzie, co przydało tym słowom nowego, groźnego tonu.
Zainteresowanie publiczne wiosną 2011 roku wywołała sprawa noty dyplomatycznej skierowanej przez Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych, do Watykanu. Zwrócił się on do Kościoła jako do „zwierzchnika” ks. Tadeusza Rydzyka, twórcy katolickiego Radia Maryja i Telewizji Trwam. Rydzyk krytycznie wypowiedział się w Brukseli na temat pominięcia przez agendę rządową wniosku jego fundacji o dotację unijną na wydobycie wód geotermalnych. „Kto jest zwierzchnikiem Rydzyka, jeżeli nie rząd Polski, to na pewno Watykan? – pytał retorycznie min. Sikorski w programie „Kropka nad i” w telewizji TVN24 (cytat z pamięci – TB), poszukując instancji, która może Rydzykowi zamknąć usta. Dla przedstawiciela rządu było oczywiste, że należy obywatelowi ograniczyć swobodę krytykowania rządu a nawet opisywania sytuacji w państwie.
Wojna rządu z kibicami
Wiosną 2011 roku, na rok przed rozpoczęciem mistrzostw piłki nożnej Euro 2012 rząd polski rozpoczął wojnę z kibicami meczów sportowych. Wojna ta nie dotyczyła zabezpieczenia przed chuligaństwem i agresją na stadionach, ale treści wywieszanych tam transparentów i wznoszonych okrzyków.
Nie podjęto współpracy z licznymi stowarzyszeniami kibiców, zainteresowanymi w utrzymaniu porządku i bezpieczeństwa na stadionach. Rząd potraktował jako pretekst incydent chuligański na meczu w Bydgoszczy i rozpoczął ściganie kibiców przez policję, straż miejską i grupy antyterrorystyczne za treść okrzyków, transparentów i tzw. opraw stadionowych, czyli artystycznego wyrazu zbiorowych emocji. Stowarzyszenia i inne wspólnoty kibiców, które współpracują z klubami i właścicielami stadionów na rzecz ochrony przed chuligaństwem, to organizacje prężne i świadome praw obywatelskich. Uważają one mecze w Polsce za wyjątkowo bezpieczne na tle krajów zachodniej Europy, np. Wlk. Brytanii, co potwierdzają statystyki.
Kibice manifestują często podczas meczów swój patriotyzm, poświęcając oprawy stadionowe ważnym rocznicom lub pamięci prześladowanych i manifestują swe poglądy polityczne, co znajduje wyraz w hasłach antyrządowych wywieszanych na trybunach. Wiosną 2011 roku władze zamknęły kilka ważnych stadionów (m.in. stadion w Bydgoszczy, Legii w Warszawie, Śląska Wrocław, Widzewa Łódź, Zagłębia Lubin); mecze odbywały się bez widzów. Prędko wyszło na jaw, że nie chodzi o popierane przez opinię publiczną zdyscyplinowanie i karanie chuliganów, ale o ostre, jak się okazało, prześladowania spokojnych kibiców za hasła antyrządowe i antyprezydenckie. Władze podjęły próbę kontroli sprzedaży biletów na mecze zorganizowanym grupom kibiców, ograniczając ich prawa konstytucyjne do korzystania z dobra narodowego, jakim są masowe imprezy sportowe.
Za transparenty antyrządowe kibiców karano aresztami i grzywnami w wysokości 500 zł (Bydgoszcz), co dla wielu z nich stanowi jedną czwartą miesięcznych uposażeń. Grzywny wymierzano za obraźliwe napisy np. „Tusku matole”. W Świdniku grupę wysiadających z pociągu kibiców zaatakował antyterrorystyczny oddział policji; ostrzelano ich, używając gazów łzawiących i gumowych kul, wbrew prawu i procedurom z bezpośredniej bliskości, co spowodowało ciężkie okaleczenia u kilku osób.
Represje organów ścigania
Akcja Antykomor.pl

W obronie dobrego imienia prezydenta służby specjalne z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na polecenie prokuratury w Tomaszowie Mazowieckim zamknęły 20 maja 2011 satyryczną stronę internetową Roberta Frycza. Zatytułował ją www.antykomor.pl i publikował tam satyryczne teksty i zdjęcia urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego. W domu Frycza pojawiło się o szóstej rano siedmiu uzbrojonych funkcjonariuszy, zastraszając młodego człowieka. Zarekwirowano mu komputer, nośniki pamięci itp. i przeszukano dom. Zaalarmowana Helsińska Fundacja Praw Człowieka uznała akcję ABW za próbę zastraszenia blogera i kolejne działanie rządu na rzecz ograniczenia krytyki władzy.
Prokuratura w lipcu 2011 post factum zatwierdziła decyzję o przeszukaniu mieszkania Frycza, powołując się na interes śledztwa.
Sądy i wyroki za krytykowanie władzy

Grzywny i rujnujące finansowo anonse w mediach
Wyroki sądowe za wyrażane w publicznym obiegu opinie i podawane prawdziwe informacje stają się postrachem wolnego słowa w Polsce. „Skazańcy” nie tylko płacą odszkodowania, ale zmuszani są do wydawania nieproporcjonalnie wielkich kwot, nierzadko stanowiących dziesięcio- lub dwudziestokrotność ich uposażeń, na ogłaszanie przeprosin we wskazanych przez sądy mediach, np. w prywatnych telewizjach, niezależnie od miejsca, gdzie nastąpiła inkryminowana wypowiedź. Część obwinionych może udowodnić, że zaskarżone informacje były prawdziwe. Dochodzi do łamania ich sumienia, gdy przepraszają wbrew woli i faktom.
Sądy, w Polsce zwykle powolne i trudno dostępne dla skrzywdzonych, wydają wyroki z prywatnego oskarżenia za niewygodne opinie wyrażane zarówno w mediach, jak i w publikacjach naukowych. Wyroki te stają się narzędziem temperowania i dyscyplinowania naukowców (Sławomir Cenckiewicz, prof. Andrzej Nowak, prof. Andrzej Zybertowicz, mgr Paweł Zyzak), działaczy społecznych i polityków (Jacek Kurski, Zbigniew Wassermann), niezależnych dziennikarzy (m.in. spotkało to Jerzego Jachowicza, Dorotę Kanię, Jana Pińskiego, Wojciecha Sumlińskiego, Krzysztofa Wyszkowskiego), a nawet poetów (Jarosław Marek Rymkiewicz). Wyroki mają dotkliwy wymiar finansowy i składają się zwykle z dwóch elementów: dość umiarkowanej grzywny, jednakże sięgającej kilkakrotności przeciętnej płacy w Polsce, oraz z nakazu zamieszczenia przeprosin w mediach. A ceny ogłoszenia np. w najlepszym czasie w dużej telewizji są wielokrotnie wyższe od grzywny i mogą doprowadzić skazanego do ruiny finansowej.
Sądy rozstrzygają w wyrokach spory ideowe. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał w marcu 2010 roku ks. Marka Gancarczyka i „Gościa Niedzielnego” na zapłatę 30 tysięcy i przeproszenie w druku Alicji Tysiąc za naruszenie jej dóbr osobistych. Alicja Tysiąc pozwała Skarb Państwa o odszkodowanie za odmowę wykonania aborcji; jej dziecko w chwili procesu miało około 6 lat. W przypadku „Gościa Niedzielnego” po raz pierwszy w Polsce sąd skazał autora za użycie „języka nienawiści” (pojęcie nieskodyfikowane kryminalnie); ponadto treści przytaczanych przez sąd autor nie użył w stosunku do powódki. Autor tekstu, ks. Gancarczyk, wyraził opinię: „mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono". Określił jako „straszną” sytuację odszkodowań „za pozostawienie dziecka przy życiu” i porównał ją do praktyk ludobójczych z okresu II wojny światowej.
Całą serię procesów wytoczono profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi. Proces Milana Suboticia, którego prof. Zybertowicz określił na podstawie dokumentów jako pracownika służb specjalnych, ostatecznie skończył się ugodą, ale Zybertowicz musiał wpłacić 10 tys. na cel społeczny. Sąd kasację Zybertowicza odrzucił. Podobnie postąpił Trybunał w Strasburgu; jego orzeczenie zostało wydane w trybie tzw. przedsądu, jednoosobowo, bez uzasadnienia, i nieodwołalnie (a więc niezgodnie z duchem prawa).
Z Michnikiem, o którym wyrażał swoje krytyczne opinie, prof. Zybertowicz przegrał dwa procesy. Zmuszony był wypłacić 10 tys. zł na ośrodek dla niewidomych w Laskach oraz umieścić ogłoszenie w Rzeczypospolitej za 30 tys. zł (patrz niżej Aneks z wykazem pozwów Adama Michnika i spółki Agora SA).
Sądy zakazują, pouczają i uchylają tajemnicę
Nadużywanym sposobem postępowania sądów jest wprowadzanie zakazu publikacji lub emisji zaskarżonych dzieł. Początek dał temu kilkanaście lat temu sąd, który zakazał emitowania ostrzegawczego filmu na temat firmy Amway. Obecnie sąd zakazuje rozpowszechniania książek, artykułów i programów telewizyjnych. W 2008 roku sąd zakazał emisji programu w telewizji publicznej w cyklu „Misja Specjalna” o powiązaniach Zygmunta Solorza-Żaka ze służbami specjalnymi PRL.
Interesujący wyrok sądowy to sprawa felietonisty tygodnika „Wprost” Marka Króla. Zaskarżył on pracodawcę, który usunął go z pracy po napisaniu felietonu, w którym Król wyśmiewał kilka prominentnych osób. Sąd, niekonsekwentnie, przysądził zwolnionemu z pracy niewielkie odszkodowanie, ale stwierdził też, że działał on na szkodę pracodawcy i przekroczył granicę wolności słowa; zdaniem sądu zamiast tonować atmosferę po katastrofie smoleńskiej, felietonista jeszcze ją „podgrzewał”. Sąd podparł wyrok negatywną opinią Rady Etyki Mediów o tekście.
Jesienią 2011 roku, tuż przed wyborami, w wydziale XXIV cywilnym Sądu Okręgowego w Warszawie rozpoczął się proces, który Telewizji Polskiej SA i profesorowi Piotrowi Kruszyńskiemu wytoczyła bohaterka programu interwencyjnego „Celownik”. Jednym ze świadków była Anita Gargas, do niedawna szefowa redakcji publicystyki w TVP. Sąd przesłuchując dziennikarkę wypytywał ją o postępowanie prawnika, Piotra Kruszyńskiego, znanego karnisty. Kiedy odmówiła odpowiedzi, powołując się na tajemnicę dziennikarską, sędzia ukarała ją grzywną w wysokości 500 zł. Tym samym sąd domagał się od Gargas złamania jednej z fundamentalnych zasad dziennikarstwa, czyli ochrony źródła, i ukarał ją za jej dochowanie.
Procesy karne
Podane poniżej dane pokazują, jak trudno ocenić zakres stosowania przepisów karnych w sprawach związanych z wolnością słowa. Dane są zbierane przez różne instytucje i brak jednakowych kryteriów w określonym czasie.
Według informacji Fundacji Helsińskiej Polska zajmuje obecnie 32 miejsce w prowadzonym przez organizację „Reporterzy bez granic” rankingu krajów przestrzegających wolności słowa. W Polsce na podstawie art. 212 skazano w latach 2002-2008 prawie tysiąc osób. Ok. 30 proc. z nich otrzymało karę ograniczenia lub pozbawienia wolności. Wg danych Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w latach 2005-2006 sądy wydały 23 wyroki skazujące dziennikarzy, a w 102 przypadkach umorzono postępowanie.
Oto przykładowe procesy karne za wypowiedzi.
Na rozprawie z wiosny 2011 roku, na której TK orzekł zgodność z konstytucją przepisu dopuszczającego karę do trzech lat więzienia za zniesławienie prezydenta RP, Prokuratura Generalna poinformowała, że od 1997 r. prowadzono z tego przepisu 210 postępowań, 121 zakończyło się odmową wszczęcia śledztwa. 63 sprawy umorzono, niektóre sprawy są w toku, zaś do sądu trafiło na razie 11 aktów oskarżenia. Spośród 10 spraw zakończonych w sądach zapadły trzy wyroki skazujące, z czego jeden na rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata i dwa skazujące na grzywnę.
Sądy reagowały sprzecznie na krytykę i obrazę ludzi władzy. W sprawie konstytucyjności karania za znieważenie prezydenta z pytaniem prawnym do TK zwrócił się w styczniu 2009 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku. W ocenie tego sądu przepis stanowi zagrożenie dla wolności słowa i daje podstawę do ingerencji państwa oraz organów ścigania w prawo do debaty politycznej. Wątpliwości sądu pojawiły się przy rozpatrywaniu zażalenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego na umorzenie śledztwa w sprawie znieważenia go przez Lecha Wałęsę słowami: „Durnia mamy za prezydenta”. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo, uznając, że wypowiedź Wałęsy była emocjonalna, ale nie znieważająca i nie nosiła cech przestępstwa. Kancelaria Prezydenta RP złożyła zażalenie, uzasadniając je względami formalnoprawnymi i błędami proceduralnymi.
Stanowisko w tej sprawie zajęła także Fundacja Helsińska, która sporządziła tzw. opinię przyjaciela sądu. W ocenie Fundacji sporny przepis nieproporcjonalnie ogranicza wolność słowa, jest nieprecyzyjny, zbyt restrykcyjny i pozwala prokuraturze na dowolne interpretacje.
W związku z opisywaną wyżej akcją antykomor.pl, znowu na forum opinii publicznej stanęła sprawa karalności za obrażanie prezydenta. Trybunał Konstytucyjny na początku lipca 2011 uznał, że przepis Kodeksu Karnego – przewidujący karę do trzech lat więzienia za publiczne znieważenie prezydenta RP – jest zgodny z ustawą zasadniczą. „Doniosły charakter funkcji prezydenckiej powoduje, że prezydentowi jest należny szczególny szacunek i cześć” - uzasadniał decyzję Trybunał, uzasadniając swą opinię, że chodzi jednocześnie o znieważenie samej Rzeczpospolitej.
Niemal jednocześnie, wiosną 2011 roku, prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie znieważenia Lecha Kaczyńskiego przez Janusza Palikota słowami „uważam prezydenta za chama". Sąd zgodził się z jej decyzją. Sąd i prokuratura powołały na biegłego językoznawcę, który orzekł, że „wypowiedź posła Palikota jest obraźliwa. Natomiast nie jest zniewagą. (...) Zniewaga dokonuje uszczerbku na honorze tego, do kogo się ją kieruje. [Palikot] nie powiedział: „prezydent to cham", tylko: „uważam go za chama". Miało to więc charakter sprawozdania Palikota z jego własnego sądu. Słowo „cham” oznacza tylko, że ktoś zachowuje się po chamsku. Czy mogę ocenić czyjeś postępowanie jako chamskie? Mogę, to go nie znieważa.”
Latem 2011 roku sąd z art. 212 k.k. skazał dziennikarkę Dorotę Kanię za zniesławienie b. funkcjonariusza b. Służby Bezpieczeństwa, płk. Ryszarda Bieszyńskiego określeniem, że pracował na rzecz tej instytucji. Sąd zasądził przeproszenie esbeka w telewizji, co w przypadku ostatecznej przegranej kosztowałoby Kanię ogromną sumę pieniędzy. Obecnie w Strasburgu jest jej skarga na państwo polskie za niesprawiedliwy wyrok.
Sąd Rejonowy w Lipnie (kujawsko – pomorskie) skazał niespełna 19-letniego Jacka Balcerowskiego, ucznia technikum, na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata z artykułu 226 KK za wymalowanie antyrządowego niecenzuralnego napisu „Pie...lę rząd” na murze szkoły w Dobrzyniu nad Wisłą. Po apelacji karę zamieniono chłopcu na 20 godzin prac społecznych. Porównanie obu wyroków wskazuje na brak jasnych kryteriów i dowolność sądów przy wydawaniu wyroków. W uzasadnieniu była mowa o obrazie konstytucyjnego organu państwa.
W artykule z 2 kwietnia 2011 r. zatytułowanym „Moja mowa nienawiści” Karol Litwin – publicysta gazetki kibiców Korony Kielce „Złocisto-Krwiści” napisał o premierze Tusku: „Ten zwyczajny ćwok i prostak, medialna dziwka i specjalista od PR, od którego mógłby uczyć się sam Joseph Goebbels maniakalnie wyżywał się na polskich kibicach. Z jego ust lało się kłamstwo i fałsz w najczystszej postaci. Jego słowa, połączone z działaniami różnorakich mediów, można nazwać <<Drugą wielką ofensywą przeciwko wolności na trybunach>>”. Litwin skazany został przez sąd w Kielcach +na 8 miesięcy ograniczenia wolności, polegającej na bezpłatnej pracy po 24 godziny miesięcznie.
W procesie karnym, który Joannie Najfeld wytoczyła Wanda Nowicka, działaczka jednej z organizacji kobiecych, Federacji Kobiet, propagująca różne formy antykoncepcji, za słowa „Wanda Nowicka jest na liście płac przemysłu aborcyjno-antykoncepcyjnego”, na żądanie powódki sąd utajnił przebieg procesu. Nawet dziennikarze śledczy nie mają dostępu do akt sprawy. Joannie Najfeld, która wygrała sprawę, sąd zakazał podawania uzasadnienia wyroku ani omawiania publicznie okoliczności procesu.
Toczy się proces karny, który b. premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu wytoczył b. szef MSWiA w jego rządzie, Janusz Kaczmarek.
Z drugiej strony sądy i organy ścigania wykazują nieudolność w sprawach o znieważenie symboli religijnych lub osób oddających się publicznie dozwolonym konstytucyjnie praktykom religijnym. Sprawy są umarzane z powodu niewykrycia sprawców, nawet jeżeli uczestnicy manifestacji dostarczają zdjęcia czy filmy ze zdarzenia, a nawet nazwiska osób znieważających.
Sądy wobec informacji o Tajnych Współpracownikach (TW)
Sądy ograniczają debatę publiczną, zakazując podawania w mediach prawdziwych, opartych na badaniach naukowych informacji na temat współpracy z peerelowskimi służbami specjalnymi. Procesy te wytaczają też osoby, które czują się pomówione i obrażone informacjami, że współpracowały z policją polityczną w PRL, również wtedy, gdy informacje na ten temat są prawdziwe, oparte na dokumentach i potwierdzone przez państwową placówkę naukową, np. Instytut Pamięci Narodowej.
Sąd Rejonowy w Gdańsku nakazał w 2008 roku Lechowi Wałęsie zapłatę 7,5 tys. zł na rzecz Krzysztofa Wyszkowskiego jako zadośćuczynienie za wyrządzoną krzywdę za to, że Wałęsa nazwał go w jednym z wywiadów „małpą z brzytwą”, „wariatem” i „chorym debilem”. Sędzia podkreślił, że nie wymierzono kary Wałęsie, lecz jedynie kazano zapłacić zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych Wyszkowskiego.
W innym procesie Sąd Apelacyjny w Gdańsku wyrokiem z dnia 24 marca 2011 r. nakazał Wyszkowskiemu opublikowanie w audycjach publicznej TVP i prywatnej TVN przeprosin wobec Lecha Wałęsy za to, że w 2005 roku powiedział on: [Wałęsa] „współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa i pobierał za to pieniądze". Według orzeczenia sądu Wyszkowski powinien stwierdzić, że „To oświadczenie stanowiło nieprawdę”, choć dokumenty znajdowały się w publikacjach IPN. Koszt audycji wyniósłby ok. 55 tys. zł. I choć sąd uzasadniał wyrok faktem, ze jego zdaniem Wyszkowski nie mógł znać materiałów obciążających Wałęsę opublikowanych po jego wypowiedzi, ukaranie go za prawdziwą wypowiedź jest określane przez prawników jako „przemoc sądowa”.
Prof. Andrzej Zybertowicz miał proces z powództwa Zygmunta Solorza-Żaka, właściciela telewizji Polsat, w związku z wypowiedzią w „Misji Specjalnej” TVP1 na temat związków Solorza z tajnymi służbami PRL. Wyraził tam tezę, popartą dokumentami, że Solorz działał jako element środowiska służb specjalnych. Sąd wydał 7.09.2008 zakaz wypowiadania tych tez. Zybertowicz w programie posłużył się pracą naukową pt. Przemoc ‘układu’: O peerelowskich korzeniach sieci biznesowej Zygmunta Solorza.

Policja i straż miejska
o Zatrzymanie 9 kwietnia 2011 Filipa Rdesińskiego z „Gazety Polskiej”, uczestnika demonstracji przed ambasadą Rosji w Warszawie.
Po demonstracji zatrzymano Rdesińskiego w tramwaju i odwieziono na komisariat policji. Dziennikarze niezależni udali się dużą grupą na komendę policji i zawiadomili o zdarzeniu senatora Zbigniewa Romaszewskiego, który po paru godzinach doprowadził do zwolnienia dziennikarza z aresztu. Sąd uznał, że nie było powodu zatrzymywania dziennikarza, natomiast prokuratura, gdzie Rdesiński zaskarżył policję, uznała jej działania za legalne.
o Aresztowanie i ciężkie pobicie dziennikarza „Gazety Polskiej” Michała Stróżyka. Filmował on wydarzenia w tzw. Białym Namiocie na Krakowskim przedmieściu w Warszawie, demonstrował z grupą dziennikarzy i artystów przeciwko rządowi i sposobowi prowadzenia śledztwa smoleńskiego.
o Limitowanie prawa do wolności zgromadzeń i publicznego wyrażania własnych przekonań, widoczne ostatnio zwłaszcza w szykanowaniu Ewy Stankiewicz i innych uczestników akcji Białego Namiotu, domagających się wyświetlenia prawdy o katastrofie smoleńskiej i ukarania winnych zaniedbań członków władz państwowych.
o Odwiezienie do szpitala psychiatrycznego 82-letniego Jana Kossakowskiego, protestującego pod Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu przeciwko zerwaniu przez pracownika Ministerstwa Kultury zdjęcia pary prezydenckiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.
o prześladowanie od lat Klaudiusza Wesołka, filmowca, radnego i działacza opozycyjnego, skazanego w Sopocie w 2009 roku za filmowanie protestu organizacji „Naszość”. Otrzymał on nakaz sądowy wykonywania poniżających prac porządkowych i został aresztowany na 2 tygodnie w kwietniu 2011 roku, gdy odmówił ich wykonywania.
o Pobicia kibiców na dworcach i poza stadionami, strzelanie gumowymi kulami do ludzi z bliskiej odległości (Świdnik).
Podpis. 10 czerwca 2011. Straż miejska i policja w Warszawie ochraniają młodzież koncertującą z przekroczeniem wszelkich norm głośności na ulicy przed Pałacem Prezydenckim i Hotelem Europejskim wobec tłumów ludzi, oczekujących na rozpoczęcie Marszu Pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika www.art-tattoo-dragon.eu

17-10-2011 [15:05] - www.art-tattoo-... (niezweryfikowany) | Link:

„…Adamie! Kiedyś – dawno temu – byliśmy przyjaciółmi. Teraz pragniesz mnie postawić przed sądem (właśnie otrzymałem list od Twojego adwokata), ponieważ napisałem prawdę: że jesteście – Ty i Twoi ludzie – spadkobiercami Róży Luksemburg i jej straszliwej idei wynarodowienia Polaków (oraz wszystkich innych narodów) – idei podjętej potem przez Komunistyczną Partię Polski.

Uważasz, że się mylę? Świetnie! To dlaczego grozisz mi sądem, zamiast podjąć ze mną dyskusję? A Twój adwokat pisze do mnie jakieś głupstwa o spółce giełdowej i jej interesach, którym podobno zagrażają moje poglądy. Czy idee i poglądy mają coś wspólnego z pieniędzmi i giełdą? To do tego doszedłeś? A to wstyd! Ale wróćmy do tego, co było trzydzieści kilka lat temu – do lat 70. i 80. zeszłego wieku. Pewnie pamiętasz, gdzie i kiedy się poznaliśmy – w końcu lat 70., na kolacji przy Alei Róż u Janki i Antoniego Słonimskich. Byliśmy tam w piątkę (była także Ewa), a kolacja skończyła się niezłą kłótnią między nami dwoma. Nawet chyba trochę niestosownie się zachowaliśmy – jeśli wziąć pod uwagę wiek gospodarzy oraz wiek ich gości. Ja już dobrze nie pamiętam, o co wtedy poszło, może Ty pamiętasz lepiej – wydaje mi się, że to była wielka kłótnia, nawet awantura o sprawę polską.

Ale choć się tak pokłóciliśmy, to nie umniejszyło to mojego ówczesnego podziwu i szacunku dla Ciebie – uważałem Cię nadal za rzecznika nadchodzącej polskiej wolności, także za kogoś, kto prowadzi Polskę ku wolności. Doprowadziliście ją – Ty i twoi ludzie – sam widzisz do czego. Do lotniska pod Smoleńskiem. Świadectwo tego, co wtedy o Tobie myślałem, jest w wydanej w roku 1984 w wydawnictwie Jerzego Giedroycia mojej książce „Rozmowy polskie latem roku 1983”. To na pewno pamiętasz. Przedstawiłem Cię tam jako więzionego przez totalitarne państwo bohatera Polaków. Także jako kogoś, kto w przyszłości, w wolnej Polsce, będzie strażnikiem wolności. „Kiedy Kuroń zostanie premierem – napisałem tam (w roku 1983) – to [...] posadzi Adasia. Bo Adaś nie zniesie najmniejszej niesprawiedliwości”.
O jakże strasznie się omyliłem! Ale nie byłem wówczas jedynym polskim pisarzem, który tak Cię widział. Zbyszek Herbert zadedykował Ci wiersz,Marek Nowakowski pisał o Tobie opowiadania. A potem wszyscy staliśmy z opuszczonymi rękami, próbując zrozumieć, co się z Tobą stało – dlaczego symbol wolności, więzień z ulicy Rakowieckiej, stał się symbolem Polski, której pierwszym prezydentem został złowrogi władca totalitarnego państwa.

Wolności nie da się podzielić na kawałki – nie można mieć trochę wolności, być wolnym po trosze. Albo będziemy mieli całą wolność i wtedy będziemy wolni tak, jak byli wolni Polacy w Pierwszej Rzeczypospolitej, albo będziemy czyimiś niewolnikami. Ty właśnie tego nie zrozumiałeś – chciałeś, żeby Polska miała mały kawałek, kawałeczek wolności – taki, który zamierzaliście nam dać Ty i Twoi ludzie. Taki, który nam zaproponowaliście. Ale my tego kawałka nie chcieliśmy mieć, my go nie potrzebowaliśmy. Wolność, w jej złotej całości, jest fundamentem życia polskiego. To jest jedyny fundament, na którym możemy zbudować całość naszego narodowego istnienia. Tego też nie umiałeś zrozumieć. Jeśli zechcesz przeczytać moją nową książkę, „Samuela Zborowskiego”, to tam znajdziesz obszerne wytłumaczenie i uzasadnienie mojego poglądu na problematykę polskiej wolności.

Ale może nie musisz tego czytać – bo ta wolność to już nie jest Twoja sprawa. I teraz nie możesz się już nazywać przyjacielem Jerzego Giedroycia i Zofii Hertzowej, także Konstanty Jeleński nie jest już Twoim przyjacielem. Bo Oni byli przyjaciółmi wolności. Więcej – byli obrońcami naszej wolności i wiedzieli, że musimy ją mieć w jej wspaniałej całości. Twoimi przyjaciółmi nie są już także Janka i Antoni Słonimscy. Antoni był człowiekiem wolności i na Twój widok, gdyby spotkał Cię w Alei Róż, pewnie by się odwrócił, a nawet (wiemy obaj, że potrafił być brutalny – był brutalnym obrońcą wolności) splunąłby Ci pod nogi. Tego właśnie się doczekałeś. Żeby bronić wolności, nie wystarczy wygłaszać mo****ch kazań. Trzeba jej bronić całym swoim życiem. Adamie! Co się z Tobą stało? Więźniu z ulicy Rakowieckiej – na czym polega tajemnica Twojej przemiany? Jaki dramat duchowy, jaka ponura tragedia ukrywa się za tą przemianą? Jaki jest powód tej strasznej duchowej klęski, mój (niegdyś) drogi przyjacielu?

Co zrobi przyszłość ze mną i z moimi książkami, to teraz, kiedy mam już 75 lat, mniej więcej wiadomo. A co zrobi z Tobą? Tego jeszcze nie wiadomo. Jestem jednak pewien, że także i Ty zostaniesz zapamiętany. Ale mam dla Ciebie w tej sprawie złą nawet bardzo złą wiadomość. Przyszłość będzie o Tobie pamiętać i Polacy o Tobie nie zapomną. Zostaniesz zapamiętany – jako wróg wolności…“