Fotyga takich słów nigdy nie użyła. Żaden z polityków PiS również nie – choć część ludzi w Polsce zapewne tak myśli. Dziennikarz dokonuje przysłowiowej „wrzutki” licząc, że może Jacek Kurski nie wie, że takiego listu nie było, a więc na wszelki wypadek się odetnie, albo umyje ręce mówiąc, że nie posiada na ten temat stosownej wiedzy. Kurski jednak, nie w ciemię bity, wiedział jak się znależć i dał „odpór”. Ale wrzutka zrobiła swoje: zapewne część telewidzów zapamiętała pytanie Piaseckiego, a nie odpowiedź jego gościa.Zakładam, że dziennikarz, pełen dobrej woli, chciał się dowiedzieć jak było naprawdę – a nie zdążył sprawdzić. Ktoś mu jednakże coś wcześniej podłożył, powiedział, szepnął, zasugerował, naprowadził... Taka i tego typu wrzutki mają na celu pokazać PiS i jego czołowe postaci w fałszywym, bo skrajnym, wymiarze retoryki merytorycznym, świetle. Przyjmuję, że dziennikarz- poczciwina- dąży po prostu do prawdy i weryfikuje plotkę, choć jest ona, od razu widać, szyta grubymi nićmi. Ale ktoś tą plotkę wypuścił, ktoś ją kolportował, by w ten sposób zyskać kolejny anty-pisowski- oręż.
Piątkowy wieczór. Jedna z komercyjnych telewizji (TVN 24), w popularnym, o sporej oglądalności programie („Piaskiem po oczach”) przesłuchuje znanego polityka PiS (Jacek Kurski). Prowadzący, autor programu (Konrad Piasecki) nagle zaczyna odpytywać o list b. minister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, Anny Fotygi , że w kontekście Katastrofy pod Smoleńskiem, Tusk ma krew na rękach. Rzekomy list.