Najpierw, z perspektywy paru dni, a więc z dystansem, kilka zdań o konwencji partii Tuska, a potem o „szczególe”, dotyczącym programu PO, który umknął uwadze obserwatorów analizujących program PO (poza Piotrem Semką z „Rzeczpospolitej”).
Konwencje PO są już tak nudne, jak flaki z olejem i tak przewidywalne jak małżeństwo po pół wieku trwania. Wiadomo, że zawsze działaczy platformy dowozić będą - obojętnie czy to Gdańsk czy Warszawa - wynajęte autokary z całej Polski. Wiadomo, kto zasiądzie w prezydium, wiadomo, że Sikorski przywali w PiS, Schetyna wezwie do boju z watahami, które jeszcze są niedorżnięte i będzie przestrzegał przed nadmierną pewnością siebie, a na koniec Tusk „pojedzie po bandzie” po Jarosławie Kaczyńskim i jego partii, szydząc, drwiąc, atakując a jednocześnie, przestrzegając przed powrotem tych okropnych „pisiorów”. Dla pana premiera bowiem, PiS jest niczym tytuł filmu włoskiego neorealizmu: „Odrażający, brudni, źli”.
Skądinąd ostatnia, weekendowa konwencja rządzącej partii pokazała, że dla Tuska i jego kompanów PiS jest w zasadzie już jedyną racją istnienia. Taki paradoks! To proste: przez 4 lata zbijali bąki, nie spełnili obietnic, autostrady są na papierze, naród karmią propagandą, w służbie zdrowia klęska, w systemie oświaty – to samo, przedszkola – widać, słychać i czuć, zadłużenie państwa (a więc każdego z nas) rośnie dużo szybciej niż za towarzysza Gierka – jedyną więc ich szansą jest przedstawianie siebie jako „anty-pisu”. Rządzenie im nie wyszło, ale zwalczanie „Kaczora” wychodzi im znakomicie – tak możnaby opisać całą konwencję PO – a zwłaszcza wystąpienie Tuska. To był czytelny przekaz dla tych, którzy nie lubią PiS-u: „rządzić nie umiemy, ale jesteśmy jedyną szansą, aby powstrzymać Kaczyńskiego”…
Cóż, ja myślę, że jednak Polacy zasługują na więcej.
Skądinąd wielce charakterystyczne było to, że w programie PO przecież drugim (choć wydrukowanym specjalnie dużą czcionką…) jest mowa o wszystkim – na zasadzie: dla każdego coś miłego – ale jedno pojęcie, jedno słowo – nie pada w nim w ogóle. Tym słowem jest… patriotyzm. To nie żarty! Dosłownie ani razu! Zero! Nul!
Cóż, widocznie dla Donalda Tuska i jego towarzyszy to staroświeckie pojęcie jest ze „Słownika Wyrazów Obcych”. Jeśli tak, to należy współczuć Polsce, bo właśnie tacy ludzie, Nią – czyli nami rządzą.
A może wewnątrzpartyjna cenzura nie dała zgody na użycie słowa „patriotyzm”?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2335
miałoby paść na tej akurat konwencji ? Przecież nigdy to straszne słowo nie padło z ust działaczy PO.
mówić o czymś o czym nie mają zielonego pojęcia.Czyżby znalazły się u nich resztki wstydu?
To słowo jest wspaniale i piękne,a ciktórzy siego boja są straszni, podli i zdrajcy i do tego mordercy.Danuta