Budżet roku 2010 dzieli się na 12 części (miesięcy) i co miesiąc przekazuje odpowiednią kwotę. Jednym słowem: nie uwzględnia się w ogóle żadnego wzrostu wydatków, który przecież jest normą. Jeżeli więc budżetu A.D. 2011 nie będzie Polska pożegna się z 5,5 miliardów złotych. Przypomnę, że planowane dochody z podwyżki podatku VAT mają przynieść do budżetu 5 miliardów… Rząd zatem łupi obywateli, a jednocześnie otrzyma z Brukseli o tyle mniej, niż to było zaplanowane.
Szczególnie zamrożony jest Fundusz Spójności przeznaczony na wyrównywanie poziomów między biednymi, a bogatymi regionami Europy. To dla Polski - jednego z 4, 5 najbiedniejszych krajów UE był zawsze główny kran finansowy. Oznacza to również, że dopłaty dla rolników będą co prawda wypłacane przez rząd Polski, ale Unia zwracać je będzie że sporym opóźnieniem. Powiększy to dziurę budżetową, zwaną też "dziurą Tuska".
A teraz przypomnijmy, że sprawami przyszłorocznego budżetu UE w instytucjach europejskich zajmowało się trzech Polaków. Wszyscy trzej z PO: komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski, który miał być gwarancją wielkich pieniędzy dla Polski, przewodniczący PE Jerzy Buzek, który z kolei miał być gwarancją naszych rzekomo olbrzymich wpływów w UE oraz europosłanka Sidonia Jędrzejewska, sprawozdawczyni ze strony PE, budżetu na 2011 rok. No to już wiemy, komu słać gratulacje.
(Tekst ten ukaże się w najbliższym numerze Gazety Finansowej)
W kolejną, finałową fazę wchodzi walka o budżet Unii Europejskiej na 2011 rok. Budżet już miał być, ale go nie ma. Jeżeli UE nie wyrobi na budżetowym zakręcie w tym roku, oznaczać to będzie ni mniej ni więcej, że w roku przyszłym obowiązywać będzie tzw. prowizorium budżetowe. Z czym się je tę potrawę?