Zielona Dyżurna Wyspa wraca!

Chodzi o tę huśtawkę. Góra - dół, góra - dół. Ta cykliczność. Ta powtarzalność. Jest czas przed wyborami - i wtedy jesteśmy zieloną wyspą. Jest czas po wyborach - nie jesteśmy zieloną wyspą. Jest kongres czy konwencja PO - znowu jesteśmy zieloną wyspą. I tak w kółko. Bo następnego dnia po kongresie już oczywiście nie jesteśmy rajem dobrobytu. Up and down. W kółko Macieju (Donaldzie). To doprawdy nic wspólnego nie ma ani z polityką ani z ekonomią. To rodzaj jakiejś schizofrenii politycznej czy cyklofrenii parapolitycznej.     

 

Najbardziej bawi mnie ta wzruszająca wręcz wiara PO, że następnego dnia po kolejnym oświadczeniu (jesteśmy zieloną wyspą, wszystko jest cacy, a opozycja się tylko potrafi czepiać albo też: mamy olbrzymi deficyt, zadłużenie publiczne, kryzys: słowem trzeba podnieść podatki) ludzie zapomną. Ludzie, czyli obywatele UE, europejscy podatnicy czy europejscy wyborcy. Oj, z tą kiepską pamięcią Polaków może się partia Tuska boleśnie zderzyć...

Premier Tusk na dzisiejszej konwencji PO był łaskaw oświadczyć, że znakiem Polski powinna być zielona wyspa... Ciekawe. A nawet bardzo ciekawe. To problem dla psychiatrów.