Tym razem felieton Jakuba Olkiewicza porusza tematy futbolowej aksjologii, a konkretnie mocno przestarzałej i niezgodnej z duchem postępu idei szacunku. Dlaczego warto hołdować piłkarzom jak Jacek Wiśniewski? Dlaczego trzeba płakać nad przyszłością futbolu, a - jako iż jest to doskonałe odbicie całego społeczeństwa - także nad przyszłością naszych hierarchii wartości? Dokąd zmierzamy?
Link do dyskusji na temat felietonu: http://www.zpierwszejpil…
W pogoni za pieniądzem, za kolosalnym biznesem jakim jest profesjonalny futbol zagubiliśmy gdzieś pierwotny sens, sens dzięki któremu ta gra opanowała serca milionów, jeśli nie miliardów ludzkich serc. Transfery, prowizje, kontrakty, klauzule – psia mać, przecież ta gra nie polega na zbieraniu zielonych, błękitnych i czerwonych banknotów. Jeśli w piłce chodziłoby wyłącznie o pieniądze, duch gry mógłby z powodzeniem zapakować swoje walizki i odpłynąć do cieplejszych i bardziej przychylnych starodawnym zasadom krain. Tym, co ciągle trzyma przy piłce fanów jest wartość niemalże zapomniana na wielkich molochach, wśród biznesowych rekinów trzymających w garści najbogatsze kluby i w coraz bardziej kosmopolitycznych reprezentacjach. Słowo – klucz. Szacunek.
Do podobnych przemyśleń zainspirowała mnie rozmowa z Jackiem Wiśniewskim, ikoną Górnika Zabrze (jakże ujmujące, szczere i piękne były jego słowa „ikoną to był Pohl, a nie ”), człowiekiem, którego odejście z pierwszego planu, z desek teatru Ekstraklasy oznaczać będzie koniec pewnej epoki polskiego futbolu. Jasne, ktoś wykrzyknie, że irracjonalne jest przywiązywanie tak dużej wagi do człowieka, który nie zaistniał w reprezentacji, a i w lidze nie był wirtuozem, w którego wpatrzeni byli młodociani piłkarze. Umiejętności Wiśni są jednak w tej sprawie najmniej ważne. Jacek Wiśniewski to bowiem jeden z ostatnich piłkarzy, dla których najważniejszy był, jest i będzie szacunek. Dla kibiców, dla pieniędzy, dla sponsorów, dla trenerów – bez szacunku, nie da się budować nigdy składu, bez szacunku i atmosfery, nie da się robić awansów, świętować kolejnych mistrzostw, nie wspominając już o większych sukcesach.
Co mam na myśli mówiąc szacunek? Spójrzmy może na to, kogo w piłce dziś szanuje się najbardziej. Małecki? Wyparło? Boruc? Ilu jeszcze? Dwunastu? Dwudziestu? Moim zdaniem nie więcej. Nie ma po prostu już piłkarzy porywających serca kibiców, sprawiających, że zwykły rzemieślnik staje się obiektem kultu. Na szacunek trzeba zapracować, droga do niego jest ciężka, samemu trzeba sporo dać, by dopiero potem spijać efekty niełatwej pracy. Dlatego też na ten krok decyduje się niewielu. Ba, zdobywanie szacunku poprzez lojalność, konsekwencję, wolę walki i ambicję staje się niemile widziane. W czasach PR’u, manicure’u i treningów mentalnych bezkompromisowe wypowiedzi i szczerość są bolączką dla rzeczników prasowych raz po raz wyjaśniających „co autor miał na myśli”. Nieprawda! Miał na myśli to co powiedział, jak uważa, że pół drużyny wykłada chuja zamiast grać to właśnie takie ma przemyślenia i refleksje, a nie „jest zaniepokojony osiągnięciami sportowymi zespołu”. To jest szacunek, to są emocje, to jest futbol!
W czasach kar, zakazów, politycznej poprawności i dworskiej kindersztuby panującej wśród zawodników naprawdę nie potrzeba wiele. Wystarczy szczery gest, zdanie, jeden wyraz sprzeciwu wobec kajdan, jakie wkłada się piłkarzom pod pretekstem dbania o wizerunek klubu. Dlaczego Djurdevic może założyć koszulkę z hasłem traktującym o „Drugiej Białorusi”, dlaczego piłkarze Zawiszy mogą z własnej inicjatywy zacząć śpiewkę „piłka nożna dla kibiców”, dlaczego „Wiśnia” może bez ogródek powiedzieć, co myśli o tym całym teatrze marzeń, teatrze, w którym rolę Lindy i Frycza obstawiają pacynki? Broń Boże nie atakuję teraz naszych zawodników, oni w tym całym cyrku są najmniej winni. Chcieliby grać rolę magików i akrobatów, ale ktoś siłą zakłada im czerwony nos klauna. Chcieliby złapać za mikrofon i wykrzyczeć co myślą, ale mówią za nich konferansjerzy z czarnymi biczami, gotowi w każdej chwili zepchnąć aktorów do klatek z lwami, byleby zachować „pozytywny wizerunek całego przedsięwzięcia”. Jaki jest efekt? Piłkarze tracą szacunek do innych osób ze środowiska, łatwiej poddają się chytrym podszeptom swoich managerów nastawionych na gromadzenie złotówek, łatwiej zmieniają barwy klubowe, nie czują żenady całując kolejne herby, częstokroć śmiertelnie nienawidzących się zespołów. Także i oni tracą szacunek – tracą szacunek kibiców. Wiśnia sprzedał nam parę anegdot, które prędzej czy później ukażą się na stronie, lecz morał z nich płynie jeden, do bólu jasny i klarowny, zrozumiały nawet dla laika. Jeśli szanujesz siebie, inni też to zrobią. Jeśli jesteś wierny swoim zasadom, nikt nie będzie ich łamał, a jeśli to zrobi, narazi się na gniew najbardziej obiektywnych i sprawiedliwych sędziów – fanatycznych kibiców.
Wierzcie mi, ten wywiad nie był optymistyczny. Jacek Wiśniewski potwierdził to co o nim myśleliśmy już dużo, dużo wcześniej. To charakterny chłopak, który tylko raz w życiu założył szalik innego klubu niż Górnika – szal Cracovii podczas wizyty u papieża. To gość, który potrafił dać w ryj, wtedy kiedy zachodziła taka konieczność, gość, który nie pękał przed karami, zakazami, cenzurą. Gość, który zbliża się do kresu swojej kariery. Następcy zaś… nie posiada.
Jakub Olkiewicz