Notka świąteczna ( kulinarna )

W ubiegłym miesiącu zaliczyłem  bardzo solidne studia językowe. Zagłębiałem  się równolegle w pięć języków  po to by za moment zagłębiać się  w talerzu. W większości portugalskich restauracji menu podawane jest w pięciu językach. Portugalskim, hiszpańskim, francuskim, angielskim i niemieckim. W Estoril natknąłem się nawet na menu rosyjskie, dlatego nie musiałem szukać w słowniku co to jest bacalhau, ani jak smakuje tреска с жара. W Estoril jest jednak kasyno, a nikt tak nie umie tracić pieniędzy w kasynie jak potomkowie Dostojewskiego. Dlatego frontem do klienta i dlatego na przykład w Nicei taksówkarze tak pilnie uczą się rosyjskiego. Z tych moich studiów wniosek wysnułem jeden : najlepiej do opisu potraw, najlepiej do zasyganlizowania klientowi jakich to spécialité de la maison możemy spodziewać się po kucharzu, nadaje się język francuski. Potem w kolejności : hiszpański, portugalski, angielski i niemiecki. Nie bądźmy jednak  jakimś Jürgenem  Schnitzlem czy jakąś Hannelore Klopse i nie pytajmy dlaczego. Bo dlatego. Zamawiamy na przyklad  Hauptspeisen i kelner serwuje nam :
 - Heu und Stroh mit Räucherlachsstreifen ... 3,90 €
    lub
 - Perlhuhnbrust im Speckmantel mit Schnittlaucharoma ... 4,70 €
No jak to brzmi ? Jeśli jesteśmy głodni to zjemy, ale jakoś bez apetytu.
 No to może dessert ?
  -  Apfel im Schlafrock ... 1,90 €
  ... że stary Apfelbaum chodził po sklepie w szlafroku to wiem, ale jabłko ?
Ten mój wniosek, że francuski jest najlepszym językiem do oddania kulinarnych niuansów, żadnego uzasadnienia oczywiście nie ma. To się bierze ze stereotypów, z takich klisz w jakie życie nas wyposażyło, nic więcej. Francja to najwykwintniejsza kuchnia, elegancja - Francja, szyk i sznyt, więc to chyba stąd się wzięło.

Istnieje powszechne przekonanie - uzasadnione - że Niemcy bardzo łatwo dają się zapędzić do koszar. Tu mamy sytuację podobną jak z językiem francuskim w kuchni. Do opisania całej koszarowej egzystencji i sytuacji jakie mogą zdarzyć się w czasie musztry, najbardziej nadaje się język niemiecki :

Maschinengewehr vor!

Abteilung, kehrt!

Im Gleichschritt! Marsch!

Około roku 1870 udało się zapędzić do koszar bardzo dużą grupę Niemców, ponieważ życie w koszarach jest bardzo monotonne i dość obciążające kieszeń podatnika, dlatego wyższe dowództwo stara się po krótkim szkoleniu wypchnąć rekrutów w pole. Organizowane są dla żołnierzy tzw. Feldzugi. Już w tamtym  czasie można było pchnąć tych żołnierzy nach Osten, jednakże car rosyjski Aleksander II zwracał się do pruskiego króla Wilhelma Kartätschenprinza  " per wuju " i głupio byloby posyłać własnych  żołnierzy przeciw własnemu siostrzeńcowi. Dlatego pchnięto ich na Zachód, na Francję. Jako, że Francuzi po śmierci Napoleona zapomnieli jak się walczy z Prusakami dlatego dość szybko doszli do wniosku, że walka nie ma sensu. Lepiej koło południa udać się na dejeneur : tak też po krótkiej pogawędce Napoleona III z Bismarckiem uczyniono. Francuzi udali się na swoje dejeneur a Niemcy zjedli Eintopf i pomaszerowali Gleichschrittem nach Paris.
Ponieważ mieszkańcy ówczesnego Paryża do najzamożniejszych nie należeli, dejeneur a nawet petit dejeneur nie był dla nich czymś powszechnym, więc jako ludzie mający niewiele do stracenia postanowili Paryża bronić. Rozpoczęło się oblężenie miasta, trwające przez zimę 1870/71. Paryż zamieszkiwało wówczas ponad 1,5 miliona ludzi. Blokada zwykle oznacza kłopoty z aprowizacją, tak stało się i tym razem. Dość szybko poradzono sobie z zapasami sklepowymi i z zapasami magazynowymi. Następnie pod nóż poszły konie w liczbie 65 tysięcy, w tym dwa konie cesarza Napoleona III, dar cara Aleksandra II. Te konie nie były cesarzowi potrzebne ponieważ w tym czasie dosiadał już konia pruskiego. Konie w oblężonym mieście również nie są potrzebne, gdyż mogłyby pozabijać się o kamienice. Żaden szarżujący szwadron nie jest w stanie skręcić pod kątem 90 stopni jeśli w czasie szarży natrafi na przykład na przecznicę. Po zjedzeniu koni, głodne oczy Paryżan obróciły się w stronę ogrodu zoologicznego. Zjedzono najpierw jaki, bizony, antylopy oraz zebry. Hipopotam ocalał ponieważ cena ustalona na 80 tysięcy franków była jednak zbyt wygórowana za mięso, o smaku którego nie wiedziano nic. Nawet Francuzi nie wiedzą wszystkiego o smakach. Z powodów symbolicznych ( męstwo i odwaga ) nie zjedzono jedynie lwa i tygrysa. Oszczędzono również małpy człekokształtne, odezwała się gatunkowa solidarność. Uznano, że krewniaków się nie zjada. Handel mięsem z zoologu zmonopolizował niejaki Monsieur De Boos, mający swoją masarnię przy bulwarze Haussmana. Stać było tego " paryskiego Stokłosę " na wyłożenie 28 tysięcy franków za dwa słonie : Castora i Polluxa, które również trafiły na stół. Tu największą przebitkę osiągnął De Boos na trąbach, wyceniając je na 40 franków za funt. Czasem i trąbę docenią. Po zjedzeniu ogrodu zoologicznego zaczęto niestety zjadać czworonożnych przyjaciół : psy i koty. Wcześniej odłowiono oczywiście wszystkie ryby w paryskich fontannach. W końcu zaczęły się polowania na szczury i półtuszki tych miłych gryzoni zawisły na rzeźnickich hakach. Nie wiadomo co jeszcze zjedliby Paryżanie gdyby książe Kartaczy nie koronował się wreszcie w ich francuskim Wersalu na cesarza Niemiec. Niemcom też zdarza się mieć poczucie humoru. Trzeba jednak przyznać Francuzom, a raczej ich językowi, że nawet w czasie kiedy jedli psy, koty i szczury robili to z wielką elegancją.
Przykładowe menu na sezon zimowy 1870/71 :
- Consommè de cheval au millet
( Zupa z prosa i koniny )
- Brochettes de foie de chien à la maître d'hotel
  ( Psie wątróbki z grilla )
- Émincés de râble de chat sauce mayonnaise
  ( Comber z kota w sosie majonezowym )
- Épaule de filet de chien sauce tomate
  ( Łopatka z psa w sosie pomidorowym )
- Civet de chat aux champignons
   ( Gulasz z kota z grzybami )
- Côtelettes de chien aux petits pois
  ( Kotleciki z psa z groszkiem )
- Salmis de rats á la Robert
  ( Potrawka ze szczurów à la Robert )
- Gigot de chien flanque de ratons
  ( Udziec z psa ze szczurkami )
- Plum pudding au jus à la moelle de cheval
  ( Pudding śliwkowy z sosem ze szpiku końskiego )
PS. Przepraszam, że tyle tu wtrętów francuskich i niemieckich, ale ja do każdego posiłku zamawiałem wino i dzięki temu bardzo mi się materiał utrwalił. Dużo słówek wpadło.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika jazgdyni

26-12-2013 [09:03] - jazgdyni | Link:

Nie umniejszając pierszeństwa sztuce kulinarnej Francuzów muszę stanoć w obronie Eintopfa.
Ta grochówka, przygotowana należycie i podana z odpowiednimi kiełbaskami (ja próbuję zastąpić je gotowanymi myśliwskimi) jest również kulinarnym rarytasem. Chociaż niemieckim...

Ps. A bacalao rzeczywiście najlepsze w Portugalii.

Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Siukum Balala

27-12-2013 [15:58] - Siukum Balala | Link:

Przede mną nie trzeba Eintopfa bronic, bo ja jestem wielkim milośnikiem bockwurst mit brötchen , lubie i Eintopf, ktory serwowano mi kiedys non stop w enerdowskiej kantynie. Pozdrawiam