Im mniej kundli tym więcej autorytetów

W niedzielnym wydaniu „Bez retuszu” (30.10.2016 r.) usłyszeliśmy taką oto konstatację: kto w danej epoce był autorytetem, wyjdzie historykom z badań. Otóż nie! Autorytet to coś namacalnego, dostrzegalnego i aktualnego. Trzeźwo myślący człowiek, już po kilku zdaniach potrafi ocenić poziom rozmówcy. Autorytet samoczynnie rzuca się w oczy. Autorytetowi ludzie sami się podporządkowują. Owszem, czasami on drażni, budzi sprzeciw, ale największy wśród „braci mniejszych”. Autorytetami czy bohaterami są oni nie dlatego, że walczyli z Ruskimi, Szwabami czy komuchami, lecz dlatego, że bronili polskich wartości i polskiego stanu posiadania, zwłaszcza intelektualnego.

Historycy autorytetów nie odkrywają (to nie giełda), one już są, a więc je „zastają”. O autorytecie Wyszyńskiego czy Jana Pawła II mówił tłum (gawiedź), a nie historycy. Prawdziwe polskie autorytety i prawdziwi bohaterowie przechowywani byli w ludzkiej pamięci, nie było ich na kartach historii. Kto dziś stanie do rywalizacji z Pileckim, Dekutowskim, Szendzielarzem? Po II wojnie takich nie było, musiano ich zabić. A dlaczego tak trudno uznać nam autorytet Pawełczyńskiej lub Pohowskiej?

Do cholery, nie jesteśmy sami!! Przecież własnymi rękawem możemy odgarnąć pył sowiecko/PRL-owskiego totalitaryzmu, przetrzeć szybę historii i trzeźwo spojrzeć Tym Polakom w oczy, którzy walczyli o przyszłość dla nas! Autorytetów są tysiące, a my nawet nie zdajemy sobie sprawy ze swojej samotności i często poruszamy się, jak dzieci we mgle. Umarły ich ciała, ale nie umarła ich myśl… Co, nie chce się? Jak się nie chce, to nie miejcie pretensji do Polski, że ma takie dzieci.

Autorytet nie musi być bohaterem, ale nie może być kundlem. Bohater nie musi być autorytetem, ale musi być odważny. Bohaterem może być więc każdy, ale nie każdy może być autorytetem. Gdybym miał zdefiniować autorytet, to w pierwszej kolejności sięgnąłbym do epoki, która jest albo bohaterska, albo skundlona. To właśnie ona rodzi wielkich lub małych. Autorytet składa się na pewien zbiór indywidualnych zdolności i cech psychomotorycznych związanych z dążeniem do prawdy, poczuciem odpowiedzialności i przywiązaniem do ludzi.

Człowiek wybitny bez charakteru może być gangsterem ale nie będzie nigdy autorytetem. Człowiek wybitny bez tożsamości i pamięci kulturowej może być wybitnym naukowcem, ale zawsze socjologicznie będzie człowiekiem bezdomnym, a więc praktycznie marginalnym. Człowiek z poczuciem odpowiedzialności i przywiązaniem do ludzi bez odwagi, nigdy nie będzie przywódcą. Człowiek kochający ludzi, ale pozbawiony szerszej refleksji i szerokich horyzontów, staje się albo ofiarą swojej dobroci, albo pożytecznym idiotą.

Autorytet to symbioza teorii z praktyką; wymaga więc dużego bogactwa wewnętrznego i wiedzy, zdolności obiektywnej oceny zewnętrznej, odwagi wypowiadania mądrych sądów i uczciwości wobec kultury, która go wychowała i ludzi, z którymi ma kontakt. Z predyspozycjami człowiek się rodzi, ale „instytucję” autorytetu wykuwa czas. Na wierzch wypływa ona samoczynnie, jak oliwa. Im większa sprawdzalna mądrość, tym większy autorytet. Autorytety trzymają naród i jego kulturę oraz tworzą państwo, bez których obywatele pozbawieni są dobrej władzy i porządku wewnętrznego. Autorytety są więc „produktem” epoki historycznej; są więc takie, jak epoka która ich tworzy. Główną rolę odgrywa świadomość, identyfikacja i porównanie, a dziś, konkretnie: polityka historyczna i edukacyjna państwa. Epoka bez autorytetów i inteligencji, na odpowiednim poziomie niezależnego myślenia, jest epoką straconą.