Dotacja ministerialna

Klasa Łukaszka, pod opieką pani od polskiego, wybrała się do Warszawy. Zwiedzili muzeum Powstania Warszawskiego imienia Lecha Kaczyńskiego, muzeum Lecha Kaczyńskiego imienia Żołnierzy Wyklętych i muzeum Żołnierzy Wyklętych imienia Powstania Warszawskiego.
- Mamy jeszcze jakieś dwie godziny - pani od polskiego spojrzała na zegarek. - Proponuję czas wolny. Zbiórka tu, gdzie teraz jesteśmy, pod ministerstwem...
- A ministerstwa nie można zwiedzić? - przerwał okularnik z trzeciej ławki zaglądając ciekawie za sztachety płotu.
- Co też opowiadasz! - żachnęła się pani, ale naciskana przez uczniów poszła się spytać. Wróciła bardzo zaskoczona.
- Zgodzili się! Doprawdy, nie wiem co o tym myśleć. Zachowujcie się porządnie, bo jak któreś z was zastrzeli ochrona, to sam się potem będzie tłumaczył rodzicom!
I weszli.
Przyjął ich sam minister, osobiście.
- Nie jest pan zajęty? - zdumiała się polonistka.
- Nie - uśmiechnął się szeroko minister.
- A co pan robi? - zainteresował się Gruby Maciek.
- Pracuję. Bo w porównaniu do poprzedników my pracujemy i zajmujemy się tym, by efekty naszej pracy odczuli wszyscy Polacy.
Odezwał się Łukaszek:
- Mąż mojej dozorczyni kazał mi się spytać czy będzie program wódka plus?
- Nie... Ale... To całkiem ciekawy pomysł - minister podszedł do tablicy i sięgnął po mazak. - Pozwolisz, że zanotuję?
- Panie ministrze - szepnęła z rozpaczą pani od polskiego. - Wódka piszemy przez o kreskowane...
W tym momencie otwarły się drzwi gabinetu i wszedł jakiś facet w średnim wieku z papierem w ręku.
- O - powiedział zdziwiony. - Zenona nie ma?
- Jakiego Zenona? - spytał minister.
- No, Zenona ministra.
- Zenon już od ładnych paru lat nie jest ministrem.
- A - stropił się facet z papierem.
- A o co chodzi? Daj no pan te kartki... Co? Dotacja? I to za co?! Składa pan wniosek o dotację?!
- Kiedyś co roku składałem.
- I co, dawali?
- Nie, musiałem się odwoływać do ministra. Przychodziłem do Zenona i on mi dawał.
Minister był bardzo wzburzony.
- Ale wie pan, teatr, sztuka... - próbowała mediować pani od polskiego.
- Jaki teatr? - zdziwił się facet. - Ja robię galanterię betonową. Bloczki, krawężniki, płytki chodnikowe...
Pani polonistka sięgnęła po polszczyznę soczystą, poprosiła pana by gwałtownie się oddalił i dodała, że sprzedaż owej galanterii powinna być źródłem jego utrzymania, a nie ministerialne dotacje.
- Jak to??? - oczy faceta zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. - Mam żyć z tego co mi klienci dadzą?! Ależ to... To jest... Niezgodne z demokracją! Duszno mi! Boję się!

--------------
Nowe: grunt-rola.blogspot.com

http://www.wydawnictwo-lena.pl... - blog w formie książki
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/mar...
http://kaktus-i-kamien.blogspo...