Ziemie zachodnie jak Okopy Świętej Trójcy

Przez ostatnie dwa tygodnie przeprowadzałem 90-letnią Matkę do innego domu, bo padła ofiarą niezałatwionych własności poniemieckich na ziemiach zachodnich. Jednak nie tylko o tym będę tu pisał. Chcę też streścić dość typową dla Polaków rozmowę, jaka trafiła mi się podczas podróży powrotnej do Lublina. Była ciekawa nie ze względów osobistych, lecz obiektywnych. Zanim jednak przejdę do istoty, krótko na temat skutków niezapisanej krzywdy, jaka wciąż przytrafia się zwłaszcza Kresowianom w nowym miejscu zamieszkania.

Po ukończeniu swojej pierwszej książki reportażowej „Znów tracimy Śląsk” (wydarzenia na Śląsku Opolskim w latach 1990-1998), podjąłem intensywne starania o pozyskanie środków na napisanie kolejnej, jak się dziś okazuje, ważniejszej, na temat przemian dokonujących się wówczas na ziemiach zachodnich. Niestety, w tamtym czasie moje starania budziły bardziej zdziwienie niż zainteresowanie. Każdy miał w głowie wejście Polski w struktury Unii Europejskiej a inwentaryzacja kulturowa i gospodarcza we własnym domu okazała się zupełnie obcą inicjatywą. Jak mantrę powtarzano mi: - Panie, a po co to panu, jak wejdziemy do Unii, to wszystko będzie nieważne. Tak było w tamtym czasie, i tak jest do dziś.

Gdy spojrzymy na to „nieważne” pod kontem historycznym, to okaże się, że podobnie myśleliśmy w XVIII w. po upadku państwowości; niewiele lepiej po jej odzyskaniu w 1918 r., po 1945 r., w okresie Solidarności i obecnie. Niewystarczający opis własnej historii jest nasza specjalnością. Oczywiście każdy okres miał swoje uwarunkowania i źle opisany był z innego powodu, ale efekt jest ten sam – brak nam w wystarczającym stopniu odpowiedniej literatury, która dokumentuje własne dzieje. Brak tej literatury – w pojęciu ogólnym – oznacza, że nie mamy argumentów w międzynarodowych politycznych przepychankach, źle interpretujemy własną historię, źle jej uczymy i nosimy w sobie niewłaściwy obraz własny.

Na ziemiach zachodnich nie opisano nic. Nie opisano tej biedy i braku perspektywy, która pojawiła się po upadku PRL, a z której garściami korzystali Niemcy. Nie zarejestrowano procesu zmiany świadomości mieszkających tam Polaków. Nie zarejestrowano także upadku tamtejszego przemysłu, który wcale nie musiał być tak zdewastowany, jak został. Żaden rząd nie załatwił problemu własności poniemieckiej. Istniejące tam uniwersytety, w rankingach zajmują niebezpiecznie niskie lokaty. Ba, nie zrobiono nic, aby Warszawę pokazać lepiej niż prezentuje się Berlin. Temat ziem odzyskanych nie istnieje ani w mediach, ani w dyskusji politycznej, ani nawet w świadomości przeciętnego Polaka – także tam mieszkającego. Na ten temat można przeczytać takie bzdury, i to bez względu na tytuły naukowe piszących, że człowiek zaczyna zastanawiać się na jakim świecie żyje? Nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, że na 1/3 terytorium Polski zakorzenia się proces reprusyzacji. Budujemy bazę energetyczną – ponoć dla siebie i całej Europy Środkowej w Świnoujściu, szczycimy się pięknem Wrocławia, czy Gdańska, a nie zdajemy sobie sprawy, że z tych miast jak królika z kapelusza, wyjęto polską duszę. Ekonomia jest ważna, ale jeżeli nie uzyska kompatybilności ze świadomością kulturową, to nic ze szczytnej reformy nie zostanie. W rywalizacji ekonomicznej ziemie zachodnie nie mają szans. Homo oeconomicus jest tak samo sprzedajny jak niewolnik. Takie są prawa ekonomii, historii i ludzkich dziejów. Rozwój sytuacji politycznej na terenie ziem zachodnich zadecyduje o przyszłym losie Polski. Amen

***
Czasami miło jest, gdy autor przypadkowo zostanie rozpoznany przez czytelnika. Ten przypadek trafił się i mnie podczas podróży pociągiem. Wsiadający w Katowicach pan w dojrzałym wieku zajął swoje miejsce i początkowo nic się nie działo. Dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że zaczął mi się przyglądać. Podniosłem głowę znad książki i tu spotkałem się z pytaniem: czy pan się nazywa…? Gdy rozwiałem obawy przyszłego rozmówcy, dowiedziałem się że często czyta moje artykuły. Poważna sprawa – pomyślałem, - odłożyłem książkę i zapytałem o ocenę. A oto streszczenie rozmowy:

- Tak od razu domaga się pan oceny. Najpierw trzeba porozmawiać – intrygująco zaczął przygodny znajomy.

- Bardzo chętnie – opowiedziałem nieco zaskoczony.

- Nie zajmuje się pan bieżączką, tylko jakoś tak zawsze szerzej…

- Newsami zajmują się inni. Ja tak mam, że bieżączka zawsze wplątuje mi się w szerszy kontekst. Nic na to nie poradzę.

- Najpierw pańskie artykuły czytałem z pewną ironią, ale teraz gruszki zaczynają wpadać do pańskiego koszyka (tak myśl została sformułowana).

­ - Gdyby mógł pan wyjaśnić istotę swojej myśli?

- Po prostu, czasy się zmieniły i to, co pan pisze jest bardziej aktualne.

­- Czyli, że to pan dotarł do mnie, a nie ja do pana?

- Tak to można ująć. Ale pańskie artykuły czasami nie są jasne. Porusza pan w nich wiele wątków, które nie zawsze rozbudowuje.

- W dzisiejszej publicystyce jest tak, że często trzeba udowadniać, że nie jest się wielbłądem. To zajmuje trochę przestrzeni i wydłuża tekst. Ponadto dziś powszechnie używana terminologia jest tak rozchwiana, że terminy abstrakcyjne mogą mieć tyle interpretacji, ilu czytelników. Zadaniem autora jest wyrównanie tego przechyłu i przekazanie własnej myśli. Generalnie to bardzo trudny problem, bo w pewnym momencie autor i czytelnik konfrontują swoje doświadczenie i nabyte wiadomości. Czasami bywa to tragiczne – z obu stron.

- A jaki los czeka Polskę? -  zapytał podróżny podchwytliwie.

- Wsiadł pan w Katowicach, a na Śląsku zwykle mówi się i myśli tylko o Śląsku, ale dobrze, że pan pyta o Polskę. Nie jestem jasnowidzem i po prostu nie wiem, ale mogę powiedzieć co zadecyduje, że będzie taki a nie inny.

- Jestem ciekawy.

- Poziom jednolitego wykształcenia Polaków i spójność interpretacji zjawisk zadecydują o klęsce lub powodzeniu. A więc testem dla każdego polskiego rządu jest jego koncepcja edukacyjna, która z czasem przełoży się na ogólny sposób odbioru rzeczywistości Polaków. Podczas pokoju musimy toczyć wojnę o właściwe wykształcenie i adekwatny do zmieniających się warunków model edukacji. Tylko w literaturze utrzymało się pojęcie sielanki. Poziom wykształcenia decyduje o możliwościach intelektualnych i formie obrony przed każdym zagrożeniem. W dzisiejszym świecie nieznajomość własnej historii i upadek języka jest wyrokiem śmierci. A jak dotychczas, we własnym kraju, kształcono nas bardziej na wykonawców, niż decydentów.

- Przesadza pan. Najważniejsza jest gospodarka i wolny rynek.

- Nie sądzi pan chyba, że wolny rynek mamy w Unii Europejskiej? Jeżeli gospodarka będzie poruszana siłą obcej nam myśli, nigdy nie będzie naszą i nigdy nie będzie nam służyła, a my zawsze będziemy niewolnikami. Rozwój polega na rozwijaniu własnej myśli. Wolny rynek bez uczciwości wszystkich stron jest dyktatem silniejszego.

- W takim razie jakie Polska  ma szanse na przyszłość?

- No cóż, z wyuczonej bierności, niestety nie wyrasta się. Gorzej, wyuczoną bierność się dziedziczy, na tej samej zasadzie jak Spätaussiedler dziedziczy wychowanie po Spätaussiedlerze. Nasze szanse zostały zniwelowane, zwłaszcza w ciągu ostatnich ośmiu latach, teraz naszą szansą jest „cała wstecz” i powrót do własnych korzeni oraz geopolityczna interpretacja rozwoju zjawisk politycznych. W konfrontacji jeden na jeden jesteśmy stroną słabszą. Musimy mieć wiarygodnych sojuszników.

- To jest czarny scenariusz.

­- Nie, to jest real. Musimy się obudzić i uwierzyć w siebie. Potem pójdzie już lepiej. Na pytanie co da się uratować, pokaże rozwój sytuacji. Ale musimy mieć odpowiedzialny rząd i sprawne struktury państwowe.

Rozmowa trwała ponad dwie godziny i przebiegała w spokojnej atmosferze. Zamieszczony tu dialog, ze względów publicystycznych, jest nieco przerysowany. Nie wiem czy zdałem egzamin w oczach swojego nowego czytelnika. Pan wysiadł w Kielcach.

***
Pytanie, czy damy sobie radę, zostało zawieszone w przestrzeni już w 1945 r. i jest związane z polską racją stanu, która ma 1000 lat. Racja stanu jest jedna i niezmienna, od Mieszka I. Kształcenie i model edukacji musi być związany z cywilizacją i poszczególnymi kulturami narodowymi. Jeżeli jest inaczej, mamy do czynienia z nieświadomą lub celową destrukcją. Jej celem jest obniżenie naszej konkurencyjności intelektualnej i gospodarczej. Tę lekcję przerabialiśmy w okresie zaborów, podczas PRL i przerabiamy obecnie. Bardzo pozytywnie należy przyjąć proponowane zmiany na poziomie politechnicznym i biznesowym, ale o naszym miejscu w świecie zadecyduje humanistyka.

Pomiędzy Niemcami a Rosją, a właściwie pomiędzy Zachodem a Rosją, Polska może przetrwać jedynie jako zinterpretowana całość. Kiedyś toczyliśmy spór: państwo czy naród? Dziś widać jego bezsens, ale za to toczymy inny, równie bezsensowny: gospodarka czy spójność kulturowa? Obydwie płaszczyzny są nierozłączną całością. Gospodarka jest orężem modelu kulturowego państwa, a model kulturowy uzasadnia sens gospodarki i napędza ją. Ziemie zachodnie są pierwszym frontem w tej walce.

Dziś Okopy Świętej Trójcy przeniosły się na ziemie zachodnie i nie są już bastionem arystokracji, bo jej nie ma. Okopami Świętej Trójcy powinny być uniwersytety: od pasma sudeckiego po Szczecin. Albo będziemy mieć ziemie odzyskane i uniwersytety na właściwym poziomie, albo nie będziemy mieli nic.