Dziecko we mgle czyli polityka PO-PSL wobec Unii

Ewa Kopacz ma przed sobą świetlaną przyszłość. Nie jako polityk, bo nadchodzi dla niej, dla Platformy Obywatelskiej i dla koalicji PO-PSL czas jesiennych „wykopów”. Ale Pani Kopacz może zadebiutować jako pisarka. No, może ściślej, jako autorka jednej książki, która wszak może stać się bestsellerem. Tytuł tej książki mógłby brzmieć: „Ku przestrodze. Polska jako przykład bezmyślności w relacjach z UE”. Ów zmyślony tytuł książki, która nie powstanie (bo pisać też trzeba umieć), jak w soczewce pokazuje problem szóstego co do wielkości państwa w Unii, które przez ostatnich osiem lat, pod rządami liberalno-ludowymi, na skutek braku profesjonalizmu i kompetencji nie tylko nie wykorzystuje unijnych środków jak powinno, ale też bez przerwy daje Brukseli preteksty (czy powody) do obkładania karami finansowymi za brak implementacji różnych unijnych regulacji.

Kukułcze jajo” dla następców

Spektakularnym przykładem była ostatnia decyzja UE ukarania Polski za zaniedbania administracji rządowej w kwestii nieprawidłowości przy wypłacaniu pieniędzy rolniczym grupom producenckim. Musimy za to zapłacić 5551744,79 tysięcy euro czyli ponad 50 milionów złotych.

Nie pierwsza to kara i do jesieni 2015, czyli do wyborów parlamentarnych, nie ostatnia. Ba, nawet nowy rząd premiera Kaczyńskiego będzie miał przed sobą minę w postaci kukułczego jaja pozostawionego przez koalicję PO-PSL. Owym kukułczym jajem, a raczej bombą z opóźnionym zapłonem są ciągnące się przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej z siedzibą w Luksemburgu. TSUE ma do rozpatrzenia szereg wniosków o ukaranie Polski bardzo wysokimi grzywnami w wysokości kilkudziesięciu tysięcy euro dziennie! Choćby w czerwcu zapadnie kolejny wyrok Trybunału w sprawie elektrośmieci (może nas to kosztować 71 tysięcy euro dziennie). Rząd Kopacz dostał już też trzy upomnienia, które są drugim etapem w przypadku naruszenia prawa europejskiego (kolejny etap to wniesienie sprawy do Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej): 1) w sprawie biopaliw, 2) efektywności energetycznej budynków i 3) ochrony wód podziemnych.

Słono płacimy za potakiwanie

Rzecz w tym, że nie są to wyjątki od reguły, ale w przypadku naszego kraju właśnie reguła. Z czego ona wynika? Czy wyłącznie z braku instynktu państwowego rządzących polityków oraz urzędników wyższego i średniego szczebla. Także, ale nie tylko. Mechanizm jest często następujący: Unia Europejska po konsultacjach z państwami członkowskimi przyjmuje regulacje, które okazują się być – ku zdumienia rządu w Warszawie – niekorzystne dla polskich interesów gospodarczych. W związku z tym, w obawie przed atakiem niespolegliwych mediów i opozycji odkłada się ad Kalendas Graecas. Zasadniczy błąd polega na tym, że władza nie reaguje na niekorzystne czy dyskryminacyjne względem nas propozycje UE na etapie ich przygotowywania. Wynika to z kompletnego braku wizji jakie potencjalne unijne dyrektywy będą dla nas korzystne, jakie neutralne, a jakie złe. Nie jesteśmy do tego przygotowani. Nie ma wyspecjalizowanych służb wczesnego reagowania, które by monitorowały procesy decyzyjne na poziomie Komisji Europejskiej i innych instytucji UE, aby oceniać czy przygotowywane akty prawne Unii będące częścią acquis communautaire, nie urwą nam czasem części naszego PKB lub nie zmniejszą konkurencyjności naszej gospodarki. Musimy też pamiętać o tym, że za błędne i źle wynegocjowane unijne dyrektywy płaci nasze państwo czyli nasi obywatele. Ale są też przypadki, gdy płacą podwójnie. Chodzi o rolników, którzy zajmują się mlekiem i przetwórstwem mlecznym i za przekroczenie kwot mlecznych mają obecnie do zapłaty 800 milinów euro kary, co przy obecnym załamaniu rynku z powodu braku importu do Rosji i niskich cenach mleka w skupie dla wielu z nich oznacza bankructwo.

Konsultacje międzyrządowe w Brukseli są często tylko formalnością i w ich trakcie niewiele można załatwić, jeżeli wcześniej nie przygotuje się argumentacji prawno- ekonomicznych i nie zbuduje koalicji aby je przeforsować choćby w części. Na przykład obecnie trwają konsultacje w sprawie TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership) i odbywają się raptem raz w miesiącu, trwają parę godzin i biorą w nich udział przedstawiciele 28 krajów członkowskich UE oraz urzędnicy KE. Doprawdy trudno tam „włożyć” coś własnego, jeśli się nie ma na to pomysłu.

Mit złego weta

Siła danego państwa w Unii polega nie tylko na jego zamożności – w tym kontekście nasza sytuacja jest kiepska, bo Polska jest na jednym z ostatnich miejsc Unii pod względem PKB na głowę mieszkańca – czy też jego liczebności – pod tym względem stoimy zdecydowanie lepiej, bo jesteśmy jednym z sześciu najludniejszych krajów UE – ale też pod względem umiejętności wykorzystywania unijnych struktur, unijnych pieniędzy i unijnych regulacji prawnych dla własnych, narodowych, interesów. W tych obszarach jest po prostu źle. To oczywiście legenda, że za rządów PiS-u premier Kaczyński nic tylko wetował decyzje UE (w tym czasie „liderami” używania instrumentu weta były... Niemcy, Austria i Królestwo Belgii), ale przynajmniej czasami tym wetem groził. Rząd Tuska groził wetem raptem raz – odnośnie Pakietu Klimatycznego – ale czynił to cztery lata (sic!) po jego przyjęciu przez koalicję PO-PSL i, prawdę mówiąc, owe groźby weta były raczej skierowane do polskiej opinii publicznej, były faktem medialnym, a nie polityczno-dyplomatycznym na arenie międzynarodowej. Rząd Kopacz podobnie sugerował to raz i ,identycznie jak jej poprzednik, przewodnicząca PO chciała to rozegrać medialnie na polskiej scenie politycznej, a nie na arenie międzynarodowej (też w obszarze klimatycznym).

Tymczasem w Unii Europejskiej szanuje się tych, którzy twardo walczą o własne interesy i występują w tym zakresie z jasnym przekazem. Bardzo duży kraj jakim jest Wielka Brytania potrafił wyawanturować się o tzw. „brytyjski rabat”, duże państwo jakim jest Hiszpania potrafi wyciskać z UE najwięcej pieniędzy na głowę mieszkańca spośród państw „starej Unii”, a relatywnie małym Węgrom nikt w Brukseli głowy nie urwał, gdy premier Viktor Orban dosłownie przed pięcioma dniami w Strasburgu, na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego, pokazał UE „gest Kozakiewicza” w sprawach imigracji. Po trzech dniach na szczycie krajów UE i Partnerstwa Wschodniego w Rydze szef Komisji Europejskiej Jean- Claude Juncker powitał go żartobliwie: „Cześć, dyktatorze”, ale był to jednak, mniej lub bardziej udany, żart, a bynajmniej nie zapowiedz sankcji. Inni mogą, a my?

Wirtualne sojusze

Jednak siła państw w nowoczesnej Europie mierzy się także umiejętnością zawierania sojuszy. Pod tym względem osiem lat rządów PO-PSL to prawdziwa katastrofa. W Grupie Wyszehradzkiej Tusk pełnił rolę żandarma pilnującego unijnego budżetu – czytaj bogatych płatników netto, jak np. Niemcy, a nie opierał się na regionalnej solidarności. Z kolei w Trójkącie Weimarskim, ulubionej zabawce byłego ministra Radka Sikorskiego, uruchamianej propagandowo przed kolejnymi wyborami oraz, gdy eks-szef MSZ starał się o kolejne stanowiska w strukturach międzynarodowych nastąpiła kompletna asymetria, zwłaszcza w relacjach polsko-niemieckich. W zasadzie była to wręcz ulica jednokierunkowa niczym w dowcipie o polsko-sowieckiej wymianie handlowej: „my wam węgiel – a oni nam tysiące par butów... ale do podzelowania”. Warszawa wspierała wysiłki Berlina, aby uzyskał on stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ – ale Niemcy nie poparły Polski w staraniach o siedzibę Europejskiego Instytutu Technologicznego w finałowej rozgrywce zagłosowały za Budapesztem, a nie Wrocławiem). W ciemno wsparliśmy Pakiet Klimatyczny korzystny dla nich, niekorzystny dla nas – za co dostaliśmy muzeum „Wypędzonych” skwitowane przez Tuska głośnym milczeniem. O Gazociągu Północnym już nie wspomnę, tak jak o olbrzymiej polskiej mniejszości w Niemczech która wciąż nie ma w RFN statusu mniejszości narodowej, choć miała go za Republiki Weimarskiej, a nawet... w pierwszych latach III Rzeszy.

Polska polityka unijna i szerzej: międzynarodowa w ostatnich ośmiu latach, a zwłaszcza w ostatnich pięciu, gdy zabrakło szarpiącego się z rządem PO-PSL w obronie polskich interesów ś.p. Prezydenta RP profesora Lecha Kaczyńskiego przypomina dziecko we mgle, które nie wie gdzie pójść, co ma zrobić, jak się zachować. Nowa władza w Polsce będzie miała gigantyczne zaległości do nadrobienia.

*artykuł ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (25.05.2015)

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

29-05-2015 [08:30] - NASZ_HENRY | Link:

Rządy PO/PSl to lewicowo-liberalno-ludowe - LLL ;-)