TRZEBUSKA – KATYŃ PODKARPACIA

Manifestowanie pamięci o Powstaniu Warszawskim jest najważniejszym obowiązkiem współczesnych Polaków marzących o wywalczeniu dzisiaj faktycznej Niepodległej. Bo to wówczas Stalin odsłonił maskę wilkołaka udającego wyzwoliciela. Od tego momentu zwłaszcza żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych nie mieli złudzeń, że będą Termopilanami.
W tekście jest wzmianka o zamordowanej dziewczynie, która szła na odsiecz płonącej Warszawie.
Niedawno zapytałem prof. Szwagrzyka o możliwość wznowienia ekshumacji pod Rzeszowem... „ - Tak, przewidujemy – odparł – ale wolę się nie wypowiadać o planach, bo są siły, które szybko uruchamiają przeszkody.” Ostatnie wydarzenia, gdy władni z IPN-u złożyli donos na samych siebie do prokuratury cywilnej i „zaaresztowano” kości bohaterów w trumienkach, mówi o tych obawach profesora najdobitniej.

Zresztą w przytoczonym poniżej materiale zauważyłem już przed laty w terenie jakąś gęstniejącą atmosferę wokół kultywowania pamięci Żołnierzy Niezłomnych. Czyli walka „o życie po śmierci” bohaterów powojennego Antysowieckiego Powstania '45 (będącego konsekwencją zrywu A. D. '44) z przepoczwarzającą się bestią komunizmu wciąż trwa, bo bezpośrednio zagraża wypasionym potomkom morderców.
  Radzieckie bestialstwo w Trzebusce, z sąsiednim lasem kaźni w Turzy – miejsca oddalone 22 km na północ od Rzeszowa – oficjalne media pomijają, a jak już muszą, to nazywają Małym Katyniem. Jakby męczeńską śmierć naszych patriotów z rąk sowieckich oprawców można było kwantyfikować: bo w 1940 r. pod Smoleńskiem strzałem w potylicę zabito ponad 21,5 tysięcy rodaków, a tutaj, obok Sokołowa Małopolskiego, w 1944 r., gdy trzeba było oszczędzać naboje, to poderżnięto gardła od ucha do ucha lub szyje nad karkiem, w sumie "tylko" ok. 300 osobom. Zbrodnia jest zbrodnią, ludobójstwo ludobójstwem – relatywizowanie tych masakr przez Rosjan i ich polskich popleczników, już w trzecim pokoleniu, każe nam nieustannie pamiętać o narodowych bohaterach i wytrwale przypominać, jak męczeńskie śmierci Polaków legły u podstaw komunistycznego ustroju zainstalowanego na naszych ziemiach przez Związek Radziecki jako jego filia pod nazwą PRL.

Z zamiarem napisania o tym straszliwym miejscu zbrodni NKWD na żołnierzach AK, inteligencji, społecznikach i księżach (a także ludziach innych narodowości) w lesie turzańskim na Podkarpaciu nosiłem się od sierpnia 2010 roku (była to dokładnie 66 rocznica powstania obozu), kiedy to odwiedziłem Trzebuskę na zaproszenie Zygfryda Węglarza, bliskiego znajomego z Chorzowa, który stamtąd pochodzi i gdzie wrócił na starość na ojcowiznę. Materiał wówczas zebrany wstrząsnął mną, ale wreszcie dopiero do jego opracowania skłonił mnie artykuł Aleksandra Szumańskiego pt. "Katyń rzeszowszczyzny – Trzebuska – Turza" ("Gazeta Warszawska" nr 7 z dn. 15-21.02.2013) oraz apel redakcji do czytelników, by się w tej kwestii z jakąś posiadaną wiedzą odezwali. Jednakże zaraz na początku chcę zaznaczyć, że artykuł pana Szumańskiego jest na poziomie sprawozdawczym wyczerpujący, a moje informacje o tym Drugim Katyniu pochodzą z rąk trzecich, do których pozwalam sobie dorzucać prywatne rozważania i komentarze. Bardziej chodzi mi o nagłośnienie tego sowieckiego barbarzyństwa na ogólnopolskim forum (bo, poza paroma identyfikacjami, wciąż jest to anonimowy cmentarz leśny, gdy tymczasem wiele rodzin nadal nie zna miejsca spoczynku zaginionych swoich bliskich), aniżeli suflowanie jakichś historycznych odkryć, których nie mam. Po prostu z rozmów w tamtejszym terenie można wysnuć mniemanie, że ludzie więcej wiedzą niż mówią, a ostatnio coraz bardziej nabierają wody w usta. Miejscowi obserwują zachowania władzy (centralnej, ale i gminnej), gdzie widać wyraźnie skąd obecnie wieje wiatr i czym w terenie to grozi. Zastraszenie i zmowa milczenia zdaje się znów zapukały do drzwi.

Niemniej przypomnijmy fakty. 26 lipca 1944 r. Rosjanie, pod wodzą marszałka Iwana Koniewa, dowódcy 1. Frontu Ukraińskiego, wkraczają do miejscowości Trzebuska, gdzie postanawiają utworzyć (czy przejściowy?) areszt śledczo-wydobywczy dla ludzi wrogo nastawionych do Związku Radzieckiego. Na dobrze udokumentowanej stronie Trzebuska Republika czytamy:

:„Więźniami obozu w Trzebusce byli w przeważającej liczbie Polacy, żołnierze Armii Krajowej (w tym akowcy z terenu Obszaru Lwowskiego), którzy szli na odsiecz powstańczej Warszawie i w drodze zostali schwytani i rozbrojeni, a także osoby cywilne. Wśród więźniów obozu byli również dezerterzy z "ludowego" Wojska Polskiego oraz żołnierze sowieccy. Sąd znajdujący się w obozie orzekał różnie: skazani byli przymusowo kierowani do armii Berlinga, na wywózki w głąb ZSRS lub otrzymywali karę śmierci.”

We wsi jest dom spółdzielczy, który NKWD adaptuje na więzienie (okna zabija deskami, w drzwiach wycina wzierniki-judasze, na podściółkę daje siano ze stogu), a jego komendant, zwany "pułkownikiem kompanijnym", zakłada wokół 50. arowy łagier polowy. W obejściu, na które składa się gromadzkie pastwisko sięgające rzeki, gdzie zostają wykopane ziemianki. Teren zostaje ogrodzony 2. metrowym podwójnym płotem z drutu kolczastego, pilnowanym przez ruskich żołnierzy z pepeszami i psami. W głównym budynku, w 4. salach gromadzi się rotacyjnie od 200 do 250 pojmanych. Na placu w 4 prostokątnych zadaszonych dołach, ze ścianami zabezpieczonymi okrąglakami, o wymiarach 6 x 4 x 2 m, z włazem-szybrem wentylacyjnym, przez który spuszcza się drabinę, upycha się po 20 aresztowanych, którzy mogą spać tylko w jednej pozycji – leżąc na boku. Numerem 2 oznakowano bunkier, zwany celą śmierci, ponieważ wrzucano tam skazańców, skąd skrępowanych wywożono na rozwałkę lub dorzynanie.

„Rozebrane do naga (czasami tylko do bielizny) ofiary wiązano jeszcze w obozie w Trzebusce (widział to Jan Chorzępa). Pod silną eskortą załadowywano więźniów na ciężarówkę i wywożono w kierunku turzyńskiego lasu. Ofiarom doprowadzonym w pobliże wcześniej przygotowanych wykopów wiązano na szyjach strzępy zapewne ich własnych ubrań. W gruby zwój materiału wbijano nóż, który docierając do szyi uśmiercał skazańca. Zwój materiału tamował wytrysk krwi. Mundury pozostawały czyste. Pocisku nie zmarnowano”. (Maciej Korkuć, Trzebuska Republika)

Ta – można by powiedzieć – prowizorka trwa od początku sierpnia do połowy listopada; przesłuchania są pośpieszne (obozowym śledczym przyjeżdżają do pomocy oficerowie z Sokołowa), zarzuty zwykle są sfingowane, wyroki szybkie (mordy czwartkowe, w piątki i soboty alkoholowe libacje, mające zagłuszyć sumienia katów), właściwie dla oprawców w sowieckich mundurach nieabsorbujące (gdyż zdarzały się także w Trzebusce "organizacyjnie uciążliwe" zesłania i transporty do łagrów w głąb Rosji), bo kończące się ostatecznym rozwiązaniem, czyli zabójstwem w sąsiednim lesie, w Turzy. Szacuje się, że w okresie letniej kanikuły i jesiennego babiego lata przez łagier w Trzebusce przeszło ok. 2500 osób.

Wieś była ustronnie położona, przysiółki porozdzielane kępami krzaków i młodniaków, z okolicznych domostw wysiedlono mieszkańców, o zmierzchu, po odczytaniu wyroku nad drugą lepianką, oplandekowana ciężarówka pod eskortą gazika wywoziła skazańców do oddalonego 3 km lasu w Turzy, gdzie na początku strzelano nad rowem w tył głowy, a potem, dla oszczędności amunicji, i żeby było ciszej, podcinano im szyje (obwiązywano je szmatami, by oprawcy byli mniej ubroczeni krwią ofiar). Trupy układano w 9. zbiorowych rowach warstwami. Groby miały wymiary 9 x 2 x 2 metry, zwłoki przekładano jak sardynki, na przemian głowami i nogami, górna warstwa ciał znajdowała się 70 cm pod powierzchnią gruntu. Przed odejściem stalinowskich rzeźników teren zamaskowano mchem, gałęziami oraz igliwiem, powsadzano nawet młode drzewka w świeżą ziemię nasypaną na mogiły.

Gdy w połowie sierpnia 1944 r. rozpoczęto egzekucje, ludzie z pobliskich domostw usłyszeli odgłosy wystrzałów. Jan Dec (właściciel kwartału leśnego, gdzie odbywała się kaźń) z bratem Józefem poszli na komendę MO do Sokołowa i zgłosili, że słyszeli wystrzały, ale kazano im o tym milczeć. Zaraz po wyjeździe Ruskich Decowie odkryli kawałek dołu, gdzie zobaczyli cuchnącego już trupa, ale ze strachu nikomu o tym nie mówili.

Przypadkowym świadkiem mordów był też niejaki Bałamut, który zdołał się niepostrzeżenie odczołgać kilkaset metrów lasem, by go sowieci nie zlikwidowali za podglądnięcie i posiadanie ich tajemnicy. Ten człowiek, jak powiadają tamtejsi, całe lata w PRL-u chodził blady jak ściana i milczał jak grób.

Maciej Korkuć (Trzebuska Republika):

„Żyli też inni świadkowie. Siedemnastoletni wówczas Julian Wiącek w jedną z październikowych niedziel 1944 roku wstał przed 6 rano, aby pójść na mszę świętą do kościoła w Sokołowie. Najkrótsza droga wiodła skrajem turzańskiego lasu. Wspomina: Z odległości jakichś trzystu metrów usłyszałem krzyki. Myślałem, że to pastuchy bydło na łąkę wyganiają, ale przecież na to było jeszcze za wcześnie. Poszedłem więc w kierunku lasu. Krzyk robił się coraz bardziej przejmujący. Ja ten krzyk do dzisiejszego dnia słyszę, i po nocach spać nie mogę. W tym krzyku było wszystko: i jęk, i rozpacz, i protest... wszystko! Przeraziłem się i czym prędzej stamtąd uciekłem. Dopiero po kilku dniach odważyłem się znaleźć to miejsce w lesie. Byłem tam z kolegą Tadkiem Pikorem. Znaleźliśmy kawał poruszonej, przykrytej trawą i igliwiem ziemi. Wzięliśmy kawałek drewien jakie byty pod ręką, rozgrzebaliśmy ziemię i dokopaliśmy się do trupów. Widzieliśmy prawie nagie ciała dwóch mężczyzn. Byli jakby w koszulach, na szyi mieli sznury powiązane. Cała ziemia była przesiąknięta mocno cuchnącym płynem i krwią. Dalej już nie rozkopywaliśmy. Wszystko czym prędzej zasypaliśmy i zawiadomiliśmy tutejszą placówkę AK w Nienadówce. Zaalarmowana placówka, wciąż zakonspirowanej na tym terenie Armii Krajowej, wysłała na wskazane miejsce Jana Krudosa i Jana Ożoga z poleceniem sprawdzenia informacji i wykonania fotografii. Opowiada Jan Krudos: Poszliśmy do lasu tuż przed wieczorem. Ożóg miał ze sobą aparat fotograficzny z lampą magnezjową. W lesie była już grupka żołnierzy AK. Grób był rozkopany, był prawie kwadratowy. Pięć na pięć metrów. Nie pamiętam, ile tam mogło być zwłok. Były ciasno poukładane jedne obok drugich. Zrobiliśmy trzy zdjęcia. Zaraz potem wyszliśmy z lasu. Zdjęcia te przechowywał u siebie Ożóg, ale zabrało mu je UB w czasie rewizji. Nie wiem co się z nimi stało.”

Ważnym i odważnym sprawozdawcą o masakrze w Trzebusce-Turzy był Jan Chorzępa, wówczas 19. letni chłopiec – skromny inwalida, ładnie grający na akordeonie. Mieszkał w pobliżu, i to on później określił precyzyjnie jako czwartek pierwszy dzień egzekucji, ponieważ zaobserwował ze strychu własnego domu przygotówkę (odczytywanie dokumentu-wyroku nad ziemianką nr 2) i wywózkę skazanych do lasu (m.in. spostrzegł kobietę). Zaproszony potem przez dowódcę obozu przygrywał na harmoszce oficerom kontrwywiadu nazywanym SMIERSZ (akronim od Smiert Szpionam/Śmierć Szpiegom) podczas ich alkoholowych wieczornych libacji na kwaterze w Sokołowie u stryja, Piotra Chorzępy, gdzie po pijaku wspominano o podrzynaniu karków i gardeł; widział też ukrwawione szmaty palone w kuchennym piecu. Informacje te przekazał konspiracyjnie Wojciechowi Pikorowi, który służył w AK. Żołnierze podziemia rozrzucili ulotki w terenie informujące o kaźni w Trzebusce-Turzy, co być może spowodowało (zresztą zbliżała się zima, która dla oficerów NKWD, strażników i ich psów, nie zapewniała komfortu pracy), że oprawcy w pośpiechu na początku listopada zabrali się stamtąd.

W lesie turzańskim stoją dwa buki z wyraźnymi karbowaniami, które są dowodem na to, że wkrótce po zlikwidowaniu łagra, a więc w trzecim tygodniu listopada dokonano ekshumacji i oględzin tego miejsca przez konspiracyjnych żołnierzy Armii Krajowej. Odbyło się to nocą, przy latarkach, miejsce oznakowano nacięciami na drzewach, by w późniejszych latach umieć do niego trafić. Była to ekipa około 20. osób, wśród których znajdowali się mieszkańcy Sokołowa, wikariusz-kapelan AK, ks. Józef Pelc, Stanisław Piela oraz Julian K. z Trzebosi, a także lekarz o nazwisku Jabłoński. Grupą kierował Bolesław Nazimek. Sporządzono raport dla podziemnej AK o zbiorowym mordzie w lesie turzańskim, ale oficer, który go napisał, wpadł w ręce bezpieki i sprawę w PRL-u zabetonowano aż do lat 1980-81, do czasu powstania Związku Zawodowego "Solidarność (Wiejska)", gdy to ludzie odważni z powrotem zaczęli odwalać wieki bezimiennych trumien i stawiać krzyże na grobach Żołnierzy Wyklętych. O dalszych faktach związanych z Drugim Katyniem, ekshumacjach w 1990 roku, śledztwie rzeszowskiego IPN-u (dziwnie "umorzonym" – jakby zbrodnie się przedawniały? – z powodu braku woli współpracy w Moskwie i Kijowie) i krzyżu oraz tablicy w Trzebusce, pisze wspomniany wyżej redaktor Aleksander Szumański.

Chciałbym tutaj odnieść się do pewnej informacji ze wspomnianego artykułu, która dotyczy Sokołowa. Otóż do dziś historycy zastanawiają się, dlaczego miasto było dziwnie i bez potrzeby bombardowane przez Niemców później, gdy wcześniej zostali stamtąd wyparci przy skutecznym wsparciu partyzantki AK ze zgrupowania pod dowództwem Czesława Cieślika "Agawy". Rosjanie zatem wchodzili do Sokołowa prawie bez oporu, chociaż nagle bez sensu podpalili na rynku cysternę i spowodowali pożar domostw oraz ostrzelali wieżę kościoła parafialnego (a robił to dowódca 13 Armii, gen. Puchow, podległy temuż Koniewowi, który potem oskrzydlającym manewrem miał rzekomo oszczędzać nasz zabytkowy Kraków). Moim zdaniem sowieci mieli w planie oskarżyć o mordy na tym terenie Niemców, dlatego pomniejszali zasługi Polaków, czyniąc niepotrzebne szkody, prowokowali wroga, by wracał z ostrzałem, dezinformowali o miejscach własnej koncentracji oraz fingowali przesuwanie się i cofanie frontu. Przewożenie do Polski, zwabionych i ujętych podstępnie, 6. przywódców Armii Krajowej z gen. Władysławem Filipowskim na czele, jako dowódcą obszaru lwowskiego (którzy ujawnili się i zaoferowali pomoc w wypędzaniu Germańców w ramach współpracy zwanej akcją "Burza") aż z Żytomierza na rzeszowszczyznę, gdzie postanowiono ich zgładzić, było tym samym zdradzieckim planem katyńskim, który obowiązywał od czasu dyrektywy Stalina znanej jako decyzja najwyższych władz Związku Radzieckiego zawarta w uchwale Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 r. o eksterminowaniu Polaków mającym być zapisanym na konto Hitlera.

Jan Chorzępa wspomina też o kobiecie, którą widział w obozie i jak wieźli ją na egzekucję. Jej zwłoki rozpoznano podczas pierwszej (cichociemnej) ekshumacji. Była to sanitariuszka, łączniczka AK, którą schwytano, gdy dwa oddziały Armii Krajowej, idące na pomoc powstańczej Warszawie, zawróciły spod Mielca. Gdy w tym czasie Rosjanie stali u bram stolicy i przyglądali się jej zgliszczom i zagładzie. Czy mord na tej bezimiennej kobiecie, która służyła Ojczyźnie, nie mówi nam najdobitniej, z jakimi intencjami wchodzili na nasze ziemie rzekomi wyzwoliciele?

Maciej Korkuć na stronie Trzebuska Republika opisuje wstrząsające ekshumacje z okresu V-IX.1990 r. robione przez krakowskich specjalistów, kiedy to przebadano 5 z 9 dołów, z których wydobyto 17 szkieletów, a zidentyfikowano trzy osoby z Ropczyc.

Dziś wysoki turzański las, malowniczo przemieszane drzewa sosnowe z liściastymi, tworzą baldachim nad kilkoma rozpoznanymi nazwiskami, ale w większości bezimienną zbiorową mogiłą polskich patriotów, których komunistyczne bestialstwo unicestwiło w imię doktryny podboju i eksterminacji naszego narodu. By budować Imperium Zła stawiające na szatana walczącego z krzyżem. Patrzę na białe, delikatne ręce wyciągające się do mnie na wysokości pasa, gdy obchodzę dookoła gipsowy pomnik upamiętniający to miejsce kaźni (autor Piotr Kida, 1995 r.). Z której strony bym nie przyklęknął, to jakaś dłoń zbliża mi się do twarzy, celuje palcem w moje oczy. Ci ludzie zza grobu błagają mnie o Zdrowaś Mario, którą to modlitwę w skupieniu odmawiam, ale przecież bez słów z zaświatów, w tej leśnej ptasio-śpiewnej ciszy, wyraźnie można usłyszeć wołanie o pamięć. Byśmy stale i wszędzie stawali się kustoszami historii zaświadczającej o krzywdzie nad współbraćmi, którzy swą ofiarą dali podwaliny pod naszą boską, naturalną i niezbywalną wolność, w granicach kraju przekazanego nam przez przodków.

Krzyże, tablice informacyjne stawiane społecznie, ta z trzema nazwiskami AK-owców z Ropczyc oraz inne, z wzniosłymi inskrypcjami, rzeźbiarski monument powodujący skurcz serca na widok odciętych, splecionych rąk spętanych drutem kolczastym – cały ten pasyjny entourage nieopodal ścieżki historyczno-edukacyjnej przygotowanej przez leśników z Głogowa Małopolskiego – są alegoryczną wskazówką dla młodzieży mającej spotykać się z dumną historią – w ostępach przyrody, gdzie Żołnierze Wyklęci z Podkarpacia zapłacili daninę krwi, by Ojczyzna miała szansę przetrwać choćby poprzez pamięć o ich niezłomnej postawie w obronie granic państwa, ale przede wszystkim Honoru i Wiary.

Strażnikiem pamięci o tej strasznej komunistycznej zbrodni, nadal pełnej zagadek, jest Towarzystwo Miłośników Ziemi Sokołowskiej. Od kilku lat w 3. niedzielę września jest tamże sprawowana leśna msza święta za pomordowanych.

Czytelniku, teraz tutaj wyszeptajmy razem choćby: Cześć ich pamięci!

Źródła:
Janusz Klich, Nocne egzekucje (Tajemnice Trzebuski i Turzy), "Nowiny (Magazyn)", 6-8,04.1990 r.
http://www.trzebuska.republika.pl/oboz_t_1944.htm)

Tekst ukazał się najpierw w ogólnopolskim tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 13 (29.03-04.04. 2013).

ANEKS:
 

List Prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego, datowany 16.09.2007 roku, do uczestników i organizatorów uroczystości upamiętniających zbrodnię w Trzebusce i Turzy. Pismo zawierało aneks kancelarii z krótkim opisem faktów historycznych:

"Turza to miejscowość niedaleko Sokołowa Małopolskiego w województwie podkarpackim. Kiedy w 1944 r. na Rzeszowszczyznę wkroczyła armia sowiecka, wówczas rozpoczęły się aresztowania żołnierzy Armii Krajowej i innych formacji podziemia zbrojnego. W sierpniu 1944 r. we wsi Trzebuska żołnierze [rosyjscy] założyli obóz. Utworzono go w gospodarstwach tutejszych mieszkańców. Więźniów przetrzymywano w ziemiankach, a wyroki wykonywano w pobliskim lesie w Turzy. Po wojnie mieszkańcy Trzebuski i okolicznych miejscowości pielęgnowali pamięć o zbrodni nazywając miejsce kaźni "Małym Katyniem". Od 18 lat odbywają się uroczystości czczące pamięć ofiar obozu w Trzebusce."

16 września 2007 roku, podczas uroczystości patriotyczno religijnej upamiętniającej mord NKWD w lasach Trzebuski i Turzy na żołnierzach Polskiego Państwa Podziemnego, został odczytany list Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego do uczestników i organizatorów obchodów kolejnej rocznicy zbrodni:
 

Lech Kaczyńki, Prezydent RP

Ekscelencjo Księże Biskupie!
Przewielebni Kapłani!
Panie Burmistrzu!
Szanowni Państwo!

Sześćdziesiąt trzy lata temu Armia Krajowa przystąpiła do Akcji "Burza" przyłączając się do wysiłków aliantów walczących z Niemcami i ich sojusznikami, do działań Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Najbardziej znanym epizodem tej odsłony wojny polsko - niemieckiej, toczącej się od 1 września 1939 roku, było Powstanie Warszawskie. W wielu innych miejscowościach żołnierze Armii Krajowej ujawniali się jako siła zbrojna Państwa Polskiego i walczyli z Niemcami. Zbliżająca się Armia Czerwona nie zamierzała jednak traktować polskiego wojska jak sojusznika w walce ze wspólnym wrogiem. W koncepcjach Stalina nie było miejsca dla suwerennej Rzeczypospolitej i jej Armii. Żołnierze Armii Krajowej byli zdradziecko aresztowani, więzieni, wywożeni w głąb Związku Sowieckiego, mordowani.

Wśród wielu miejsc upamiętnionych męczeństwem i śmiercią polskich żołnierzy i cywilów szczególnie tragicznym są pola i lasy Trzebuski i Turzy. Więziono tu i katowano żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, wysokich dowódców Armii Krajowej, a także przedstawicieli innych narodów. Wielu zamordowano. Funkcjonariusze NKWD odmówili swoim ofiarom nawet żołnierskiej śmierci od karabinowej kuli. To bezprzykładna nawet w okrutnych czasach II wojny światowej zbrodnia.

Mieszkańcy Trzebuski i okolicznych miejscowości nie raz dawali w czasie wojny dowody bohaterstwa, ginęli walcząc w różnych formacjach podziemia, mordowani byli za ukrywanie Żydów. Po wojnie przechowali pamięć o zbrodni, mimo wysiłków komunistycznego państwa, by ukryć prawdę o tragedii polskich patriotów, którzy spoczęli w lasach wokół Turzy. Od osiemnastu lat członkowie miejscowej społeczności uroczyście czczą pamięć ofiar obozu w Trzebusce.

Szanowni Państwo!

Składam hołd wszystkim poległym i zamordowanym na tej ziemi. Słowa podziękowania kieruję do organizatorów dzisiejszej uroczystości i mieszkańców Podkarpacia kultywujących pamięć o polskich bohaterach. Dzięki Państwa zaangażowaniu i poświęceniu, świadectwa naszej dumnej, choć często pełnej dramatycznych chwil przeszłości zostały zachowane dla kolejnych pokoleń.

Wszystkim uczestnikom dzisiejszej uroczystości pragnę złożyć najserdeczniejsze życzenia wszelkiej osobistej pomyślności oraz pokoju i radości w Państwa rodzinach.


 

 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

02-08-2014 [14:57] - NASZ_HENRY | Link:

Cześć ich pamięci[*]

Obrazek użytkownika Ewaryst Fedorowicz

02-08-2014 [21:23] - Ewaryst Fedorowicz | Link:

Wstyd się przyznać - nie wiedziałem o tym. Eh, życia nie wystarczy, żeby to wszystko ogarnąć.

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

03-08-2014 [00:12] - Zygmunt Korus | Link:

Panie Ewaryście, gdyby nie mój przyjaciel, Zygfryd Węglarz rodem z Trzebuski, też bym nie miał zielonego pojęcia o tzw. Malym Katyniu, choć zaraz po 68 roku, jako debiutant literacki, prawie przyjaźniłem się z krakowskim poetą Janem Ożogiem (bywając u niego bardzo często na Krupniczej 22 w celach edukacyjnych), którego rodzina miała wiedzę o tej "leśnej katowni" (dzisiaj oficjalnie pełni rolę kustosza pamięci tamże), który o tym bestialstwie nie pisnął ani słówka.
Po opublikowaniu tekstu na łamach "Głosu Polskiego" w kanadyjskim Toronto odezwało się także (jak Pan) kilka osób, wstrząśniętych opisem dokonanej zbrodni, dla przeciętnego Polaka nie do wyobrażenia (z uwagi na zastosowaną tam prawie 300-krotnie sowiecką "oszczędność i estetykę").
Dlatego, panie Ewaryście, czasem warto niektóre nasze materiały powtórzyć na innych forach, bo przecież to zrozumiale, iż nie wszyscy wszystko czytają z uwagi na brak czasu w tym świecie pędzącym jakby na oślep.
Dzięki zatem za wpis ze szczerym wyznaniem.
A tak od siebie, to lubię Pana czytać!

Obrazek użytkownika AKar

03-08-2014 [20:04] - AKar | Link:

Szanowny Panie Zygmuncie

W imieniu swoim i mojej Rodziny (jestem siostrzeńcem ppor.Zdzisława Brunowskiego ps."Cygan"
- jednego z trzech zidentyfikowanych AK-owców zamordowanych w Turzy) bardzo serdecznie Panu
dziękuję za publikację tej notki i rozpowszechnianie wiedzy i pamięci o sowieckich
mordach w Turzy i Trzebusce.

Pozdrawiam serdecznie

Adam Karpierz

PS: Inne ogólnie dostępne przybliżenie tej sowieckiej zbrodni.
http://www.atopolskawlasnie.co...

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

09-08-2014 [19:38] - Zygmunt Korus | Link:

Panie Adamie, dziękuję za znak, że warto zajmować się historią, która opalizuje i żyje rodzinnie.
Jestem z Kielecczyzny (z Zagnańska, spod Dęba Bartka), u mnie w domu była kryjówka legendarnego Bohuna, Antoniego Szackiego, którego mój ojciec był adiutantem, a który, JEDYNY, wyprowadził z okupacji "LEGION" (nazwa powieści), Brygadę Świętokrzyską NSZ, 1500 leśnych  pod bronią, jacy za granicą znalaźli się pod opieką USA, generała Pattona.
Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ to rodzinny kontekst decyduje, by umieć wczuć się w tragedię obok.
Trzebuska dla mnie, przepraszam za określenie, to sowiecki "ubój  rytualny", rzeź nieludzka, do żadnej zbrodni nieporównywalna. Wciąż nie mogę spać po nocach, gdy słyszę krzyki dożynanych, bo stale o tym przed zaśnięciem myślę. Chociaż jestem obeznany (sąsiedzki Michniów!!!) w niewybaczalnych zbrodniach nacji niemieckiej, która sama na własne życzenie wypisała się z Ligi Narodów. W moim domu mam na strychu do dziś mydło z tłuszczu ludzkiego, jakie produkowano w Oświęcimiu przez Niemców. Kwaterowali u nas Włosi (po dziadku, babcia Salwina, jestem SALVE), którzy brzydzili się nim i zostawili przydziały na poddaszu. Dlatego, będąc wyposażony w wiedzę konkretną, poza Sowietami mam Germańców na równi w kategorii zbrodniarzy, którym nie należy wybaczać.
Zatem popularyzuję tego rodzaju zbrodnie jak umiem, mimo niedoskonałości warsztatu historycznego (wszak jestem krytykiem sztuki).
Prof. Szwagrzyk zna rangę powyższych zagadnień, ale chyba czas prawdy jeszcze nie nadszedł. Miejmy nadzieję, że Pańska rodzina dożyje koniecznych wyjaśnień, co i jak, by w żarliwej modlitwie oddać hołd pomordowanym bohaterom. Na razie Pan i ja robimy swoje, by pamięć o naszych bohaterach nie zniknęla w odmętach obojętności, zakłamania lub prokurowanej niepamięci.