Rondo "Czterdziestolatka" - wojna między karnawałem i postem

  Kilka dni temu przeczytałam w portalu Rebelya.pl artykuł Marcina Hermana, w którym oburzał się on na to, iż jedno z rond w centrum Warszawy nazwano imieniem "Czterdziestolatka" na cześć serialu telewizyjnago z epoki Gierka.

  Swą publikację Marcin Herman zatytułował "Rondo "Czterdziestolatka" w centrum Warszawy. Symbol postmodernistycznego i postkomunistycznego zidiocenia"  /TUTAJ/.  Napisał w niej:

  "Szczena mi opadła, gdy dowiedziałem się, że Rada m.st. Warszawy głosami PO i SLD nadała rondu na skrzyżowaniu Jana Pawła II i Jerozolimskich imię... Właśnie, kogo? Bo nie prawdziwego człowieka, ani prawdziwej idei, ani wydarzenia. Ani nawet zwierzęcia. Imię "Czterdziestolatka", a więc fikcyjnego bohatera serialu z lat 70., w dodatku błahej farsy z życia PRL-owskiego mieszczaństwa. "

  Na zakończenie tekstu stwierdził zaś:

  "A w ogóle, gdyby było normalnie to byłoby tak, jak przypomnieli radni opozycji - środowiska kombatanckie od dawna zabiegają, by rondo to nosiło imię pułkownika Zbigniewa "Zdunina" Bryma, który walczył w Powstaniu Warszawskim. Moim zdaniem ewentualnie mogłoby być to jeszcze rondo imienia któregoś z inżynierów przedwojennych, którzy tworzyli przebiegającą poniżej Linię Średnicową, wielkie dokonanie techniczne II RP. Bez niej nie byłoby Dworca Centralnego takiego, jak go znamy.".

  Gdy to przeczytałam, stało się dla mnie jasne, że mamy do czynienia z następną odsłoną "wojny miedzy karnawałem i postem", jaka toczy się od dawna w dziedzinie nazewnictwa ulic i placów Warszawy.  Dziełem karnawału jest ulica Kubusia Puchatka, a postu - rondo Zesłańców Syberyjskich.  Przypomnę, że wg Wikipedii  /TUTAJ/ "Nazwa ulicy [Kubusia Puchatka] została wybrana w roku 1954 w konkursie rozpisanym wśród czytelników„Expressu Wieczornego”.

  Inną potyczką w tej wojnie była sprawa ulicy Johna Lennona.  Oponenci domagali się by nosiła ona imię płk dr Leona Strehla, komendanta Szpitala Ujazdowskiego w latach 1940-1944.  Wtedy znaleziono  salomonowe wyjście.  Uliczkę na tyłach Parku Ujazdowskiego dostał John Lennon, a imieniem Strehla nazwano pobliski skwer  /TUTAJ/.

  Najsłynniejsza była chyba sprawa Ronda Babka, budząca liczne spory w latach 2000-2001.  Zaproponowano nadanie mu oficjalnej nazwy "Zgrupowania AK "Radosław"'.  Zaprotestowała wtedy "Gazeta Wyborcza", a zwłaszcza jej warszawski dodatek - "Gazeta Stołeczna".  Nikt nie był w stanie wyjaśnić, skąd pochodzi nazwa "Rondo Babka".

   Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie podał  Roody102 na forum "GW"  /TUTAJ/:  "W ten rejon po wojnie zwożono gruz z Muranowa i powstał pagórek, który warszawiakom kojarzył się z babką [z piasku] i tak już zostało. Do czasu.".  Zwał gruzu nie miał jednak wystarczającej sily przebicia i rondo zyskało w 2001 miano Zgrupowania AK "Radosław".  Jest ono jednak powszechnie skracane na "Rondo "Radosława" /n.p. przez ZTM/.  "GW" nigdy nie pogodziła się z przegraną /patrz Wikipedia - /TUTAJ/.

  Te przykłady pokazują, że karnawał pragnąłby, aby nazwy ulic i placów kojarzyly się z humorem i rozrywką oraz wywoływały uśmiech, a poważny i zasadniczy post chciałby upamiętniać zasłużone osoby, ważne wydarzenia i martyrologię.  No cóż, dowcipy szybko nużą, a nazwy pochodzące od mało znanych osób często prowadzą do nieporozumień.

  Mieszkałam kiedyś na Ursynowie, a koło mojego domu były ulice Jana Rosoła i Filipiny Płaskowickiej.  Wszyscy, ale to wszyscy mówili "ulica Rosołu" /od zupy/ oraz "ulica Płaskowicka" /od nieistniejącego przymiotnika/.  Tak kończy się "upamiętnianie na siłę".