PĘKNIĘTE SERDUSZKA

O POMORDOWANYCH POLSKICH DZIECIACH W ŁÓDZKIM GETCIE

Podczas lektury książki Aleksandra Szumańskiego przykuła moją uwagę kwestia dzieci Ślązaków, które wyłapywano z regionu Katowic i przewożono do obozu w Łodzi (przy ul. Przemysłowej), gdzie podczas II Wojny Światowej Niemcy utworzyli lagier koedukacyjny dla nieletnich. Fakty są mało znane, krakowski dziennikarz i korespondent zagranicznych czasopism opisał je w opublikowanej niedawno książce "Mord polskich dzieci w łódzkim getcie" (pierwsze jaskółki przywiózł autor prosto z drukarni do Chorzowa na spotkanie 13.06.2013 w klubie "Gazety Polskiej" w Galerii PLUS).

Obóz dla dzieci i nieletnich usytuowano wewnątrz kwartału żydowskiego, obok kirkuta. Kordon zamkniętego getta zapewniał nieprzenikalność informacji o losie uwięzionych – małe biedactwa umieszczano niejako w Drugim Kręgu Piekieł. Zwłaszcza że dziś sporo już wiemy o tym, jak bestialsko zachowywała się, uległa wobec okupanta (wręcz kolaborująca z nim), żydowska policja formowana na terenie gett, poprzez administracyjne komórki powoływane przez hebrajskie Rady Starszych zwane Judenratami. Bezdomne (ale też odbierane rodzicom pod byle pretekstem) dzieci zwożono do Łodzi z całej Polski, ale ich szczególną grupę stanowiły latorośle rodziców odmawiających przyjęcia oferty wyrzeczenia się polskości, czyli zapisania się na tzw. volkslistę. Propozycje takie ze strony najeźdżcy (dziś mówimy "nie do odrzucenia") dawano właśnie rodakom na Śląsku, ale także w Wielkopolsce, na terenach Pomorza Zachodniego, Gdańska i Mazur. Żywioł polski miał z tych ziem zniknąć całkowicie, włącznie z progeniturą. I dlatego stamtąd, najliczniej, by pognębić niezłomnych patriotów, zabierano dzieci polskim rodzicom i umieszczano je – niby w celach ochronkowo-reedukacyjnych – w obozie zagłady w Łodzi. Ojczystych małych skazańców szykanowano, głodzono, eksploatowano i eksterminowano ustawowo, świadomie.

Szumański opisuje dramaty, jakie miały miejsce przy ulicy Przemysłowej i Brackiej w Łodzi, które mają wydźwięk apokaliptyczny. Przez ten wyspecjalizowany Polen – Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt (Obóz prewencyjno-wychowawczy dla młodych Polaków – Policji Bezpieczeństwa w Łodzi) przepuszczono w latach 1942-45 rotacyjnie, jak się szacuje, ok. 10-20 tysięcy polskich maluchów i małolatów (ale i inych nacji także) w wieku 2-16 lat. O wydzielonym podobozie w łódzkim getcie mało się wie, autor wypełnił lukę o tej gehennie najmłodszych, zebrał wiele dowodów, przytoczyl dokumenty, listy dzieci do rodzin, szkice sytuacyjne miejsca, spisał relacje naocznych świadków, którzy ocaleli po wyzwoleniu (900 dzieci). Przypomniał o selekcjach rasowych, zdał relację z działania wykańczalni zwanej "Blokiem dla dzieci bezwiednie oddających mocz" (wyobraźcie sobie Państwo głód i mróz, który przecież zdrowego dorosłego do takiej sali-kostnicy szybko przeniesie). Lager łódzki miał filię w majątku rolnym w Dzierżąznej pod Zgierzem dla 14-16 – letnich więźniarek, gdzie od stycznia 1943 do stycznia 1945 przyuczano je do pracy na roli w niemieckich gospodarstwach (do których miały być wysyłane po ukończeniu 16 roku życia) poprzez zapewnianie dostaw żywnościowych do macierzystego obozu.

Jak już zostało powiedziane celem uwięzienia była germanizacja lub eksterminacja. Przeważnie nocne pochówki robiono w mogiłach zbiorowych pod murem i na przyległym cmentarzu żydowskim. Do dziś są to groby zaginione, anonimowe. Choroby, a zwłaszcza zaraza, dziesiątkujące "skazanych"/przetrzymywanych, które bezpośrednio zagrażały funkcyjnym nadzorcom, zwłaszcza Niemcom, próbowano niwelować żydowskimi rękami. Dzieci eksploatowano już od ósmego roku życia pomocniczymi pracami w warsztatach na rzecz frontu, a dorastające (powyżej 16 lat) przekazywano do obozów zagłady, przeważnie do Auschwitz. Karuzela śmierci była ogromna, wycieńczenie głodowe zbierało obfite żniwo, a wyłapywanych malców (często najzwyczajniej urwipołci) oraz chłopców i dziewczynek stale przybywało w miarę krzepnięcia polskiej partyzantki i narastania terroru okupanta.

Po wojnie kapo-kierowniczkę bloku dla dziewcząt i maluchów, wyjątkową sadystkę tego miejsca kaźni, Sydomię Bayer, stracono w Polsce po procesie za hitlerowskie zbrodnie. Materiały, choć nieliczne, z pewnością są gdzieś w archiwach. Aleksander Szumański dotknął tematu, w którym jak w soczewce widać faszystowskie jądro zła, jakie wciąż jątrzy się z tamtych lat, dotyka nas współcześnie w formie "przemysłu holokaust" i ahistorycznego (wbrew faktom) oraz kompensacyjnego (na zasadzie psychologicznego wypierania własnych win) antypolonizmu. Szersze rozważania o politycznym tle, w jakim powstał łódzki lagier-sierociniec i obóz-dom poprawczy, także w odniesieniu do obecnej, kapitulanckiej polityki edukacyjno-historycznej w naszym kraju, są mocną stroną tej pozycji wydawniczej.

Autor jest także poetą, wrażliwym lirykiem; w tym wypadku widać, że wymownie potrafi ułożyć treść i obraz zebranych dokumentów w dramatyczną kompozycję, która wyciska łzy z oczu czytelnika. Sam jestem tego przykładem, ale mam również prywatny mejl od znajomego "twardziela", Ryszarda Bociana (KPN) z Krakowa, który zwierzył mi się ze swoich łkań podczas lektury "Mordu polskich dzieci w łódzkim getcie". (Wydawnictwo Bollinari Publishing House, Warszawa, 2013).
 

Aneks:

Na spotkanie promocyjne w krakowskiej Sali Fontany (Pałac Krzysztofory) przybył świadek oraz główny informator autora (w książce zastrzegający sobie anonimowość), więzień łódzkiego lagru w gettcie, Karol Kowalski, który teraz upublicznił swoje dane osobowe i opowiedział zebranym o tamtejszej gehennie. Głos zabrała również Urszula Sochacka, reżyserka, autorka filmu dokumentalnego o obozie pt. "Nie wolno się brzydko bawić" (premiera w sieci kin studyjnych 01/2013). Mogliśmy się dowiedzieć, że to bardzo osobisty i emocjonalny film. Realizację rozpoczęła po śmierci ojca, kiedy porządkując jego rzeczy znalazła informację, że był on więźniem obozu. "To był dla mnie ogromny szok, bo sobie uświadomiłam, że nigdy z tatą na ten temat nie rozmawiałam, a co gorsza – nigdy więcej z nim nie porozmawiam. Był to temat tabu w naszej rodzinie" – wyznała. Specjalni goście Szumańskiego poinformowali, że w Łodzi stoi pomnik Pękniętego Serca, 1./ gdzie corocznie obchodzone są uroczystości upamiętniające ówczesną kaźnię, w których uczestniczą wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób zetknęli się z tą tragedią, m .in. biorą w nich udział uczniowie i nauczyciele Szkoły Podstawowej nr 81 im. Bohaterskich Dzieci Łodzi.

1./
Pomnik "Pękniętego Serca" (autorstwa Jadwigi Janus) odsłonięto 9 maja 1971 r. w Parku im. Szarych Szeregów na terenach byłego getta w Łodzi (na wys. właśnie ul. Brackiej). Ośmiometrowy głaz przypomina pęknięte serce, do którego przytula się mały, chudy chłopczyk. W sercu widoczna jest szczelina będąca "negatywowym" zarysem malca o nieproporcjonalnej budowie, zaprojektowana na podstawie zdjęcia byłego więźnia obozu dziecięcego Edwarda Barana. Na płycie przy pomniku, zwanym też „Martyrologii Dzieci”, znajduje się napis: „Odebrano Wam życie, dziś dajemy Wam tylko pamięć."

Pozycja do nabycia:
http://allegro.pl/a-szumanski-mord-polskich-dzieci-w-lodzkim-getcie-i3626285102.html

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Magdalena

13-10-2013 [23:29] - Magdalena | Link: