NOKAUT

Od smoleńskiej debaty, która odbyła się 5 lutego na UKSW, minęło już kilka dni, a oponenci Zespołu Parlamentarnego milczą, jak zaklęci. To dość zdumiewające zachowanie ze strony ludzi, którzy mienią się być ekspertami, i na barki których państwo polskie nałożyło ciężar zbadania największej katastrofy w dziejach. Domyślam się, że dla zwolenników i obrońców oficjalnej wersji, pojawiających się tu i ówdzie, taka sytuacja musi być irytująca, by nie powiedzieć krępująca.
Panowie z komisji rządowej powinni od co najmniej dwóch dni wysiadywać godzinami przed kamerami, mikrofonami i z dumą prezentować wyniki swoich prac, by w ten sposób oczyścić się z zarzutów fałszerstwa, nierzetelności i manipulacji, które postawili im naukowcy, biorący udział w konferencji smoleńskiej. Dlaczego zatem milczą? Powodów jest kilka.
Ukrycie ostatniego zapisu z komputera pokładowego TAWS#38, o czym mówił profesor Nowaczyk, to tylko jeden z grzechów głównych komisji Millera, a jednocześnie swoisty corpus delicti niejasnych intencji (delikatnie mówiąc), które przyświecały ekspertom rządowym. Jak bowiem można było przejść do porządku dziennego nad faktem ominięcia szerokim łukiem ostatniego zapisu, który dla każdej komisji technicznej stanowiłby przedmiot szczególnych analiz? To był ostatni ślad, mówiący o tym, gdzie, na jakiej wysokości i o której godzinie znajdował się samolot przed swoim upadkiem. Czy inżynier lub matematyk może traktować wybiórczo poszczególne dane, a całość prac dostosowywać pod z góry obraną tezę? I czy w związku z tym można jego prace traktować poważnie?
Nie wyobrażam sobie zamieszkać w domu, przy projektowaniu którego inżynier pominąłby wyniki obliczeń, mówiące na przykład o zbyt słabej konstrukcji dachu, czy też miękkim gruncie, który spowoduje poważne pęknięcia ścian, zaś jego tłumaczenie polegałoby na tym, że nie widział potrzeby informowania o wszystkim klienta, gdyż na początku swojej pracy zbudował w swojej głowie właśnie taki, a nie inny projekt, zaś wprowadzenie wszystkich obliczeń znacząco zmieniłoby jego początkowe wyobrażenia, więc je po prostu ukrył.
TAWS # 38  był niewygodny, bo przeczył zbudowanemu przez rosyjską propagandę obrazowi ostatnich sekund lotu, według których samolot miał zawadzić o brzozę na wysokości około 5 metrów, urwać skrzydło, po czym obrócić się na „plecy”. TAWS #38 mówi, że taki scenariusz nie był możliwy z kilku powodów. Po pierwsze między ulicą Gubienki a Kutuzowa, kilkaset metrów przed miejscem katastrofy, samolot był na wysokości 36 metrów, co potwierdza także zapis w FMS.  Po drugie, samolot po minięciu brzozy leciał niezmienionym kursem aż 140 metrów dalej, co z kolei wyklucza beczkę i zmianę kursu w chwili uderzenia o drzewo.  To właśnie w miejscu, gdzie został zapisany  TAWS #38 samolot doznał silnego wstrząsu, kilkunastu następujących po sobie awarii oraz gwałtownie zmienił kurs. Wszystko to działo się na wysokości dużo wyższej, niż czubek słynnej brzozy. Według doktora Szuladzińskiego oraz pozostałych ekspertów ZP, to właśnie w tym miejscu doszło do wybuchu na skrzydle i jego oderwania. Również profesor Binienda, w jednej ze swoich prezentacji upublicznionych kilka miesięcy temu, wykazał, że miejsce upadku fragmentu skrzydła dowodzi, iż odpadło ona na wysokości co najmniej 26 metrów.
Na taki przebieg wydarzeń wskazuje fakt, że sloty skrzydła, które miało zderzyć się z drzewem, są nieuszkodzone, w przeciwieństwie do środkowej części skrzydła, która została, mówiąc kolokwialnie „wybebeszona” ze wszystkich elementów konstrukcji, ale także nagrania z czarnej skrzynki. Oprócz zagadki pod tytułem dlaczego nawigator odliczał tylko do 20 metra, a nie na przykład do 15, czy 10, choć zderzenie z drzewem miało się zdarzyć na metrach 5 – ciu, pojawia się też dość specyficzny dźwięk do złudzenia przypominający eksplozję, na który piloci zareagowali przekleństwem  (http://w198.wrzuta.pl/audio/9K...). Nie mógł to być  wybuch w kadłubie, gdyż wówczas nikt nie byłby już w stanie krzyczeć, a poza tym wszystkie rejestratory natychmiast przestałyby działać, tak jak to się stało chwilę później, na wysokości około 15 metrów, gdzie, jak tajemniczo napisał MAK -  FMS uległ „zamrożeniu”. Dlaczego wszystkie agregaty, a co za tym idzie urządzenia pokładowe, przestały działać  jeszcze w powietrzu, a nie po uderzeniu w ziemię, tego już Anodina z Millerem nie wytłumaczyła. TAWS #38 zdradził rzeczywiste intencje twórców raportu i ich zwierzchników. Tego nie można wytłumaczyć, czy wyjaśnić, to po prostu ordynarna manipulacja danymi, mająca ukryć coś, czego nie można było wytłumaczyć narracją brzozowo-beczkową, a takiej jak widać oczekiwano w Moskwie i Warszawie.  W czasie konferencji na UKSW również profesor Czachor przedstawił intrygujące wnioski płynące z analizy ekspertyzy ATM, w której to, jak się wyraził, „ręcznie” dopasowano trajektorię lotu w ten sposób, aby samolot mógł wycelować w brzozę Dokonano tego przesuwając ją o długość skrzydła. Analitycy wykonujący odczyt z ATM starali się bowiem wytyczyć trajektorię ostatnich sekund biorąc również pod uwagę ślady w botanice, co jednak nie przekonało nawet NPW, która, jak powiedział profesor Czachor, zwróciła się o ponowną ekspertyzę do tej firmy.
Okazuje się, że oficjalne raporty i ekspertyzy bazują w dużej mierze na wnioskach płynących z analizy śladów na drzewach, które to miały wskazywać, co się działo z polskim samolotem na chwilę przed upadkiem. Niestety, mam złą wiadomość dla zwolenników pancernej brzozy i wytyczania między innymi w oparciu o nią trajektorii lotu.  Nie tylko eksperci ZP udowodnili, że tezy z raportu MAK i Millera nijak się mają do rzeczywistości, a rola  drzewa rosnącego na działce Bodina nie miała w całej historii żadnego znaczenia. Również prokuratura wojskowa oświadczyła, że pomiary drzewa zamieszczone w raporcie MAK i Millera są błędne. Otóż drzewo zostało złamane nie na wysokości 5 metrów, ale na blisko 8 metrach. Również średnica była większa o kilka centymetrów, niż to oficjalnie podawano.
Powstaje więc  zasadne pytanie, w jaki sposób swoje analizy przeprowadziła komisja Millera, skoro nie tylko pominęła i ukryła ostatni zapis z urządzenia TAWS, ale także przyjęła za punkt odniesienia błędną wysokość samolotu w miejscu, w którym miał się on zetknąć z brzozą? To jest błąd w pomiarze przekraczający 50%, co tak naprawdę całkowicie dyskwalifikuje komisję Millera i jej ekspertów.
Czy w słowniku języka polskiego znajdują się wystarczająco obelżywe słowa, by opisać to, co zrobiono przy wyjaśnianiu naszej największej tragedii narodowej i jak potraktowano nie tylko ofiary, ale także nas wszystkich?
Trudno zatem się dziwić milczeniu Laska et consortes. W sportach walki taki stan określa się jako nokaut.

http://www.rp.pl/artykul/60089...

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika dogard

09-02-2013 [09:04] - dogard | Link:

CI WIERUTNI KLAMCY TUssKOLSCY ZROZUMIELI ,ZE LEZA NA DECHACH.tERAZ TYLKO TRZEBA SPRAWIC ABY TE DECHY STALY SIE ICH DLUGOTRWALYMI WIEZIENNYMI PRYCZAMI.Wtedy Polska odetchnie.

Obrazek użytkownika grzechg

09-02-2013 [09:59] - grzechg | Link:

Nokaut jest ewidentny, co więcej, zdrajcy nawet już nie bronią teorii brzozy, licząc na to, że Smoleńsk rozpłynie się we mgle. Nic bardziej mylnego.

Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika To ya

09-02-2013 [10:42] - To ya | Link:

....Od smoleńskiej debaty, która odbyła się 5 lutego na UKSW, minęło już kilka dni, a oponenci Zespołu Parlamentarnego milczą, jak zaklęci. .....

A co oszuści mają do powiedzenia pod względem merytorycznym, każda ich wypowiedź to kolejne przekłamanie rzeczywistości.
Zakończenie śledztwa przez komisję Millera to już kuriozum w tej dziedzinie, jak można zakończyć śledztwo prowadzone bez dowodów w sprawie, podkreślić należy, że żadnych dowodów ta komisja nie miała i nie ma.
Całe śledztwo oparto na podrzucanych przez rosyjskie służby fałszywkach.
Po ponad dwu i pól roku bada się obecność środków wybuchowych a jak mówi p.Seremeta w najbliższym czasie pojadą prokuratorzy i biegli zbadać "pancerną brzozę", właściwie jej śladowe szczątki znajdujące się w Moskwie, widocznie tyle czasu zajęło 'ruskim' przygotowanie dowodu.
Kłamstwa towarzyszą śledztwu od pierwszych chwil po zamachu a teraz dochodzi do tego że PROKURATOR GENERALNY p.Seremeta patrząc w oczy telewidzom mówi w jednym zdaniu że 'ma świadków uderzenia samolotu w brzozę' aby w następnym powiedzieć że 'takich świadków nie ma'.
Całe śledztwo skierowane jest na podtrzymanie wersji MAK-u i obronę własnych d..p przez obecną ekipę rządzącą odpowiedzialnych za przygotowanie (właściwie nie przygotowanie), zabezpieczenie i przeprowadzenie tragicznego w skutkach lotu.