O dobrych Polakach i przeniewierstwach Ślązaków

Zdradzę dziś kilka tajemnic, których zdradzać nie powinienem, ale uważam, że to co się wczoraj odbywało pod tekstem Toyaha zmusza mnie do naświetlenia sprawy Śląska w sposób ważny i poważny.
Zacznę od deklaracji pozycjonującej mnie od razu i negatywnie. Ja mam marne doświadczenia jeśli chodzi o Śląsk i Ślązaków. Mój brat się ożenił na Śląsku, a teraz jest uczciwym niemieckim robotnikiem, a może już emerytem. Nie wiem, bo nie utrzymujemy kontaktów, a poza tym jesteśmy braćmi przyrodnimi. Znałem kilku Ślązaków i jedyne co mnie w nich uderzało to dystans i poczucie wyższości. Ślązacy, których poznałem nie posiadali tych cech, które przypisuje im Toyah, przeciwnie byli to ludzie – mówię teraz o mężczyznach – zachowujący się jak somnabulicy, z obsesją na punkcie własnego wyglądu. Każdy rękaw koszuli musiał być podwinięty w specyficzny i stosowny sposób, bez tego nie było mowy o wyjściu z domu. Każdy komunikat trzeba im było powtarzać ze trzy razy, zanim w końcu zrozumieli, że mówi się do nich, a to co słychać to nie jest brzęczenie muchy, która wleciała na Mont Blanc ich umysłów. Być może ten sposób bycia wynikał wprost z ich kompleksów, być może czuli się niepewnie w towarzystwie takich jak my istot pozbawionych jakiegokolwiek lokalnego kolorytu, w wyglądzie i sposobie zachowania,. Nie wiem. W każdym razie nie było z nimi łatwo i w końcu jakoś straciłem ich z oczu. Pozostając bez żalu.
Niedawno byłem na Śląsku po raz drugi albo trzeci w życiu. Miałem się tam spotkać z kolegą wyrusem, z którym pogodziłem się długo przed wyjazdem na targi w Katowicach. Miałem się tam także spotkać z Eską, która chciała wypić ze mną flaszkę. W czasie kiedy siedzieliśmy na tych uwłaczających godności handlowca targach, kolega wyrus, obserwował nas z ukrycia, nie podszedł i nie przywitał się, może się brzydził, ja nie wiem, eska zaś mimo wstępnych deklaracji nie pojawiła się także. Ja was bardzo przepraszam oburzeni na Toyaha mieszkańcy Śląska, ale jak wobec takich postaw zachować spokój i rozwagę? Wam się zdaje, że wizerunek regionu i pojedynczego człowieka buduje się poprzez modrą kapustę i kluski z przesiewanej mąki? I tu nie chodzi bynajmniej o to kto się myje i kiedy, a także w jaki sposób to czyni. Wystarczy raz spojrzeć jak Ślązacy traktują siebie nawzajem, żeby stracić wszelkie złudzenia i wątpliwości. To są ludzie, którzy za chwilę zaczną się głaskać. Tak to wygląda. Kiedy ze sobą rozmawiają, kiedy coś załatwiają kiedy się odwiedzają to wyglądają tak jakby każdym gestem chcieli podkreślić tę swoją wyjątkowość, ten szczególny charakter. No i wystarczy potem porównać ja zachowują się w rozmowie z tymi innymi, których nazywają gorolami. I już. Ja myślę, że ktoś powinien nakręcić z ukrycia jakiś film i wpuścić go na YT. Każdy zobaczy o co chodzi i będzie miał jasność. Ja oczywiście wiem, że ludzie są różni. Sam osobiście hołduję postawom skrajnie indywidualnym. Wiem, że uogólnienia bywają niepoważne, a czasem zbrodnicze, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby awanturować się o to czy mieszkańcy Dęblina, Grodziska, czy jakiegoś innego miasta, z którym jestem związany,  myją się czy nie. Czy są tacy czy śmacy. A wczoraj pod tekstem Toyaha szła na całego awantura o to właśnie, o nic innego.
Teraz o Gorzeliku. To nie jest ważne czy Gorzelik reprezentuje całość Śląska, czy małą część, czy część większą. Jedna z najważniejszych w polityce zasad – zasada podburzania mniejszości – brzmi – nie ważne jak mała jest mniejszość, ważne, które gazety o niej piszą. Tłumaczenia Ślązaków, że Gorzelik to szmaciarz spod Przemyśla i nie ma na nic wpływu ma tyle samo sensu, co pocieszanie się tym, że czerniak złośliwy to tylko mały pieprzyk i w zasadzie niegroźny. Pojawienie się Gorzelika, jego nieautentyczność, jego pretensje, jego opowieści o dziadku bohaterze powinny wszystkich Ślązaków natychmiast postawić na baczność. Natychmiast powinny powstać ze cztery organizacje zajmujące się obroną polskości Śląska. Czy powstały? Ja nie wiem, bo żadne gazety o tym nie piszą. W gazetach jest tylko o Gorzeliku. Nawet Eska broni Gorzelika powołując się na jego dziadka patriotę. To jest najlepsze. Właśnie to. Gorzelik to produkt głębokich analiz jakiegoś niemieckiego ośrodka badań nad społecznościami lokalnymi. Facet wysyła paraliżujące mózg fluidy i jedzie po najbardziej prymitywnych emocjach. Jednym mówi, że małpa z Polski zepsuła świetnie działający śląski zegarek, drugim, że jego dziadek to polski patriota, a trzecim opowiada o swoich studiach na historii sztuki. Człowiek renesansu po prostu. Co ma Śląsk na swoją obronę przed Gorzelikiem. W zasadzie nic. Opowieści o solidarności, opowieści o prawdomówności, o uczciwości szczególnej i w zasadzie to by było na tyle. Czyli Gorzelik nawet jeśli będzie go popierał tylko szwagier i bratowa, dalej będzie opisywany przez niemieckie i polskojęzyczne gazety, jako zjawisko ciekawe i ważne. Do opisywactwa tego dołoży się może Kazimierz Kutz, a może nie, to i tak bez znaczenia. Gorzelik może na Śląsku robić co chce i nie znajdzie się żadna siła, która by go zatrzymała. Jeśli ktoś będzie próbował dostanie w twarz opowieścią o tradycyjnej, śląskiej kulturze i tolerancji dla innych, o czystości obejść śląskich, o zaprasowanych spodniach i takich tam sprawach. I te argumenty go sparaliżują na dobre. Bo żadna nawet bardzo silna mniejszość nie jest w stanie się takiemu gadaniu oprzeć. Na tym bowiem, na pogardzie dla innych i przekonaniu o własnej wyjątkowości opiera się każdy separatyzm.
Jeśli nie wierzycie poczytajcie sobie książkę Czesława Miłosza pod tytułem „Rodzinna Europa”. Miłosz rozpływa się wprost na wspaniałością litewskich gospodarstw prowadzonych przez chłopów-farmerów. Jakie one czyste, jakie wspaniałe, jakie zadbane. Nie to co ta nędza i bałagan po polskiej stronie. Gdyby w tekście tym słowo „litewski” zamienić na słowo „śląski” nikt nie zauważyłby tej zmiany. I zwróćcie uwagę na to, że zarówno Litwini jak i Ślązacy są w owym poczuciu wyjątkowości utrzymywani przez Niemców. I teraz pytanie – co tym Niemcom tak zależy? Nie mogliby tych ludzi zostawić w spokoju? Nie mogliby przestać im kadzić? No widocznie nie mogą.
Teraz fakty. Najważniejszą datą w historii Polski XX wieku jest rok 1905. Car unieważnia wtedy wszelkie krępujące polskie ziemiaństwo ukazy, które nałożone zostały po Powstaniu Styczniowym. Rozpoczyna się wielki boom gospodarczy na kresach, lata prosperity i ogromnych zysków powstają wtedy majątki-przedsiębiorstwa takie jak Antoniny na Wołyniu,  a w guberni kowieńskiej, która zamieniała się później w niepodległą Litwę, rozpoczyna się reforma rolna. Jest to ważna reforma. Firmuje ją Stołypin, ale rzeczywistym pomysłodawcą jest Aleksander Meysztowicz. Pan z panów, dziedzic wielkich majątków pod Kownem, ojciec księdza Waleriana Meysztowicza, autora fantastycznych zupełnie „Gawęd o czasach i ludziach”. Reforma ta polega na tym, że dwór – polski dwór wymienia się rozproszonymi kawałkami ziemi z wsią – litewską wsią. Efekt jest taki, że podzielone i niewydajne gospodarstwa litewskie stają się z miejsca właściwie tęgimi przedsiębiorstwami rolnymi, które mogą produkować wielkie ilości żywności i osiągać poważne zyski. Potem przychodzi wojna i wszystko co ważne zostaje zniszczone. Ziemiaństwo traci majątki, po wojnie zaś zostaje obłożone podatkami w imię idiotycznych zasad wymyślonych przez państwo urzędników i zbiedniałych chłopów z Galicji. To co zrobił Meysztowicz na Litwie ocalało jednak, a litewscy chłopi znaleźli rynek zbytu dla swoich produktów w Niemczech. I na to przychodzi poeta Miłosz ze swoim przenikliwym umysłem tłumacza hebrajskich tekstów i opisuje te litewskie gospodarstwa w kontekście takim na jaki go stać. Ja to już opisywałem w I tomie Baśni jak niedźwiedź, ale to szalenie ważne i nigdy dość powtarzania.
Jak to się ma do Śląska? Otóż tak, że jeśli już jakieś śląskie dziecko wyrwie się z tego śląskiego, czystego i zadbanego jak litewskie zupełnie obejścia, to natychmiast trafia w szkole na teksty Czesława Miłosza. I tenże Miłosz tłumaczy śląskiemu dziecku co jest w życiu ważne. I ono odnajduje z nim wspólny język od razu. Więcej – ono może się nawet z poetą Miłoszem utożsamić. Tam czysto i tu czysto, tam pracowici ludzie i tu pracowici ludzie. Gdzie więc tkwi problem? Myślę, że wychowaniu. Tym co ułatwia robotę Gorzelikom i ich patronom jest wychowanie wsobne. Ja nie wiem na pewno czy to jest charakterystyczny rys dla kultury niemieckiej, ale mam takie wrażenie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że Niemcy jak jada na Ibizę to muszą mieć tam wszystko urządzone tak jak w Niemczech. Inaczej wypoczynek jest nieudany. Na obszarze zwany rdzenną Polską ten sposób bycia, życia i budowania więzi jest także popularny, ale obszar zwany Polską był przez ostanie lata poddawany eksperymentom tak straszliwym, że tu właściwie nic nie ocalało. Nawet więzi rodzinne. Ludzie lansujący swojskość są więc u nas w mniejszości. Nie ma niestety, a może na szczęście, żadnej spódnicy Umy czy portek Onkla, za którymi można by się było skryć. Na Śląsku zaś są. I Gorzelik oraz reszta to wykorzystują. Ślązacy kiedy ich postawić wobec politycznych wyborów schowają się za kiecki babci. Bo tak będzie lepiej. Gorzelik nic nie znaczy, a najważniejsze jest, żeby sobie pomagać. Pomagać zaś sobie można i w Polsce i w Niemczech, a nawet na księżycu. Obszary, na których podgrzewa się separatyzmy są jak bardzo delikatna waga. Wystarczy lekkie przesunięcie języczka, leciutka manipulacja i jedna albo druga szala leci w dół. Gorzelik o tym wie.
Nie wiem czy zdaje sobie sprawę z rzeczy innych o wiele ważniejszych. Przypuszczam, że nie, bo jak widzę jego zdjęcia to z miejsca zostaję pozbawiony wszelkich złudzeń co do możliwości poznawczych pana Gorzelika. Otóż tak jak napisałem w II tomie Baśni jak niedźwiedź, Śląsk to środek świata. Także dziś. Jeśli ktoś uważa, że jest inaczej to niestety się myli. Śląsk to środek świata i ta pozostanie póki z najgłębszych pokładów złóż nie zostaną wygrzebane ostatnie bryłki węgla i innych bogactw. Jeśli dokładnie przyjrzymy się wszystkim nowożytnym wojnom, od wojny o Węgry, którą opisywałem, do II wojny światowej i do tak zwanej transformacji ustrojowej w roku 1989, przekonamy się, że wszystkie te burze mają związek ze Śląskiem. Nawet tak zwane powstanie Chmielnickiego. Śląsk jest najważniejszy. Ślązacy niby to wiedzą, ale do końca nie wszystko rozumieją. Gdyby zrozumieli te kwestie tak jak trzeba, wszyscy kupiliby bilety w kasie na dworcu w Katowicach i wyjechali natychmiast. Tylko wokół Śląska bowiem może powstać w Europie Środkowej silne, bogate i stabilne państwo. Wiedzą to Niemcy i wiedzą to Rosjanie. Polacy niby także to wiedzą, ale tak jakby mniej. Bez Śląska nie można zrobić nic. Odzyskanie Śląska dla Niemiec nie jest łatwe i operację taką trzeba rozłożyć na lata. Kto będzie w tym Niemcom przeszkadzał nie wiem. Wiem kto przeszkadzał dawniej, a kto dawniej pomagał. Przeszkadzali Francuzi, a pomagali Anglicy. Po II wojnie światowej Śląsk, choć leżał na terytorium Polski wykorzystywany był w sposób istotny przez Rosjan. Dziś pozbawiany jest systematycznie znaczenia, choć złoża są tam nadal i uruchomienie przemysłu Śląskiego na nowo nie stanowiłoby żadnego problemu. To jest oczywiście celowe działanie wynikające z tego, że Polska jest podporządkowana Niemcom, a oni chcą, by Śląsk był biedny w biednej Polsce. Kiedy – co mam nadzieję się nie zdarzy – Śląsk stanie się niemiecki, wszystko ruszy tam od nowa pełną parą. I cały region zmieni się w półtora roku. Ku radości wszystkich prawdziwych i podrabianych Ślązaków. Gorzelik zaś wyjdzie wtedy przed front śląskiej milicji przybranej w żółto niebieskie kaszkiety,  stojącej w czworobokach na parkingu przed Spodkiem i powie – A nie mówiłem? Ginewra, Zebe, Eska i reszta pomyślą zaś sobie, że w sumie nie ma się o co szarpać. Najważniejsze, żeby było gdzie pogadać o tym jaki to ten Śląsk jest szczególny. I założą polskojęzyczny zespół regionalny o nazwie „Karolinka”, na co dostaną zezwolenie z niemieckiego urzędu po tygodniowym zaledwie oczekiwaniu. Po kilku latach, kiedy te wszystkie bzdury przestaną mieć znaczenie, zezwolenie zostanie cofnięte, żółto niebieskie flagi ściągnięte z masztów i każdy Ślązak będzie mógł zostać wreszcie uczciwym Niemcem.
Teraz o powstaniu Chmielnickiego. Nie powinienem tego pisać, bo będzie to jeden z elementów kolejnego tomu Baśni, ale co tam. Bohdan Chmielnicki wyprowadził w pole 17 wielkich pieszych pułków. Z Siczy. Ta cała Sicz to osiedle na wyspie, które mogło pomieścić raptem około 3 tysięcy ludzi. Położone było w odległej i dzikiej części Ukrainy, która i tak była dość rzadko zaludniona. Skąd się ci ludzie tam wzięli? Każdy pułk Chmielnickiego, liczył od 3 do 4 tysięcy żołnierzy. Razem około 50 tysięcy. To ogromna liczba, niemożliwe, by Bohdan pozbierał ich na Niżu. To byli wyszkoleni żołnierze maszerujący pod miarę, posługujący się piką, szablą i pistoletem w sposób dalece wykraczający poza standardy. Byli to ludzie zwerbowani w Europie po prostu. Nie mogło być inaczej. Skąd Bohdan wziął pieniądze na ten werbunek, przecież to olbrzymie przedsięwzięcie. Jak to skąd? Dostał je od króla Polski i Wielkiego Księcia Litwy Władysława IV Wazy. Król ten miał przy swoim boku kogoś, kogo niestety nie potrafimy rozpoznać i ten ktoś wmawiał mu, że koniecznie trzeba wojować z Turkiem o Konstantynopol. Król chciał przeprowadzić tę wojnę za pomocą wojsk kozackich, wielce w takich ekspedycjach osławionych i skutecznych. Potrzebował jednak pieniędzy i tu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawia się opcja śląska. Mały żółty guziczek z napisem: góra szmalu. Król uśmiecha się i guzik przyciska. Dalej wszystko toczy się samo. Otóż w roku 1646 tytułem niezapłaconych posagów księżniczek habsburskich, tych co to je wydano jeszcze za Zygmunta Augusta, Księstwo Opolskie staje się na 50 lat zastawem Korony Polskiej. Pamiętacie mapę ze szkoły? Tę mapę, na której widać olbrzymią, czerwoną plamę Rzeczpospolitej i mały żółty kawałeczek do niej dołączony? Tak właśnie, to jest Księstwo Opolskie czyli Górny Śląsk. Wszystkie znajdujące się tam huty, kopalnie, wszystkie zakłady tkackie stają się na 50 lat własnością korony. I wtedy to, król wpada na pomysł wojny z Turcją. Zamiast zająć się czymś uczciwym, król chce wojny. Senat i szlachta się nie zgadzają, ale on ma to w nosie. Zaprasza na zamek Warszawski dwóch kozackich pułkowników: Barabsza i Chmielnickiego i daje im listy uwierzytelniające, dzięki którym mogą werbować wojsko. Daje im również pieniądze, mnóstwo pieniędzy. Ma je od niedawna, bo właśnie przyszły intraty ze Śląska, jego nowego nabytku. Chmielnicki bierze te pieniądze, bo wie, że o żadnej wojnie z Turcją nie ma mowy. Jeszcze nie zwariował, żeby narażać swoich ludzi na pewną śmierć gdzieś w Multanach. On się szykuje na Rzeczpospolitą, bo tu ma zapewniony sukces. Polska jest słaba, na Pomorzu stoją bezczynne po Wojnie Trzydziestoletniej armie szwedzkie, a od wschodu szykuje się Moskwa. Bohdan to wie, bo jest najwybitniejszym politykiem epoki i ma przy sobie człowieka, który jego wiedzę znacznie pogłębił. To Maksym Krzywonos, w istocie Martin Cameron, szkocki prezbiterianin, który służył wcześniej w armii Wallensteina, ale zrezygnował, gdyż jego król wyznaczył mu inne zadania. Wielka rozgrywka europejska, której centrum jest Śląsk zaczyna się znowu. Sto lat po upadku Węgier, zlikwidowanych dokładnie w takich samych okolicznościach, przyszła kolej na Polskę.
Polska jednak nie upadła, okazało się, że jest za silna, a wojny skończyły się równie nagle jak się zaczęły. Kiedy? Ano w tym dokładnie roku, w którym Jan Kazimierz Waza zrzekł się śląskiego zastawu i przekazał go na powrót Habsburgom.
Cieszcie się Ślązacy. Mieszkacie w środku świata.
Na koniec chciałem bardzo podziękować tym wszystkim mieszkańcom Śląska, którzy odwiedzili nas na targach w Katowicach i poświęcili całe godziny na to, by z nami rozmawiać i ani razu nie dali po sobie poznać, że czują się jakoś szczególnie wyjątkowi.

W Księgarni Wojskowej przy Tuwima 34 można od przedwczoraj kupić nie tylko „Baśń jak niedźwiedź”, ale także „Dzieci peerelu” i „Atrapię”. Niektóre egzemplarze są podpisane. Jest ich chyba nawet całkiem sporo. Myślę, że współpraca z łódzką księgarnią będzie się rozwijać i wkrótce znajdą się tam wszystkie nasze książki.

Książki nasze można nabywać w księgarniach:

Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

03-10-2012 [11:26] - NASZ_HENRY | Link:

powinni zrobić sami Ślązacy tak jak POrządek z GieWU sami Żydzi ;-)

Obrazek użytkownika fritz

03-10-2012 [14:49] - fritz | Link:

zdemoralizowana masa oglupiona, to nogami i recami beda bronic polskieg Slaska.

Zydzi to nie Slazacy, celem jest likwidacja Polski.
GW to realizuje.

...Najważniejszą datą w historii Polski XX wieku jest rok 1905.

*** W 1905 Polska od 110 lat nie istniala. Byly rozne rosysjkie prowincje, w rozny sposob zarzadzane.

Najwazniejsza data jest data odzyskania niepodleglosci.

Obrazek użytkownika Coryllus

03-10-2012 [22:00] - Coryllus | Link:

Jesteś głupi jak but, najważniejsza datą jest odzyskanie możliwości zarabiania pieniędzy. 

Obrazek użytkownika dogard

03-10-2012 [11:30] - dogard | Link:

tego bogactwa slaska na zwalach i malo kto kupuje.Ten najwiekszy statek w szczecinie to wlasnie przywiozl wegiel amerykanski,odkrywkowy ,duzo tanszy.Rowniez sprowadzany jest wegiel ruski, jakis tani taki.POdejrzanie.W chwili obecnej wegiel jest tylko ulamkiem rozwojowym slaska,a moze nawet hamulcowym, jak sie dobrze przyjrzec.Ten swoisty monopol gospodarczy to obciazenie.

Obrazek użytkownika Emigrant Szkot

03-10-2012 [20:33] - Emigrant Szkot | Link:

Jestem Slazakiem, z troche innego Slaska, bo ze Slaska Cieszynskiego. W zapiskach z XVI wieku znalazlem swoje nazwisko, wiec od zawsze. Dziadek nosil niemieckie nazwisko, walczyl z Pilsudskim w Legionie Slaskim o Lwow i z Zeligowskim o Wilno, lezy w Charkowie w zbiorowej mogile. Ojcie sw. pamieci za odmowe podpisania folkslisty spedzil kilka lat w Oswiecimiu. Nie mam wiec kompleksow zaprzanstwa. Moze czujemy sie troche inni, Moze ciut nierozumiani? Ale czy mamy poczucie wyzszosci? Nie wiem.

Obrazek użytkownika Coryllus

03-10-2012 [21:59] - Coryllus | Link:

łaskawie zajrzy pod mój tekst w salonie24, trwa tam nieustająca przepychanka, której tematem jest wyższość Ślązaków nad całą resztą. Dyskutanci udowadniają, że owa wyższość bierze się z poczucia niższości, a ta z kolei wprost z pogardy i niezrozumienia jakie świat, w tym Polska ma dla Ślązaków. Na sali niestety nie ma psychoanalityka.