Nowy kryzys puka do drzwi

 

1. Parę razy pisałem o bardzo optymistycznych założeniach makroekonomicznych na jakich rząd Donalda Tuska oparł projekt budżetu na 2011 rok. Wyższy niż w tym roku wzrost gospodarczy (3,5% PKB), niska inflacja (2,3%) i wręcz gwałtowne obniżenie stopy bezrobocia aż o ponad 2 pkt. procentowe. W konsekwencji przyjęto deficyt na poziomie 40 mld zł czyli o 12 mld zł niższy niż ten spodziewany w roku obecnym. Można odnieść wrażenie, że rząd już przestał się liczyć z polską opinią publiczną i w związku z tym zawarł w tym dokumencie liczby, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością finansową i gospodarczą. Tak naprawdę ten dokument z wyraźnie podrasowanymi wielkościami makroekonomicznymi jest zaadresowany do międzynarodowych rynków finansowych, aby tylko były skłonne finansować polski dług publiczny na dotychczasowych warunkach czyli po stosunkowo niskich kosztach.

2. Premier Tusk i jego minister finansów wiedzą bowiem, że finanse publiczne paru krajów Europy Zachodniej chwieją się w posadach i po pewnym wakacyjnym uspokojeniu, jesień dla kilku z nich może być wyjątkowo trudna. O sytuacji Grecji jesteśmy informowani dosyć często choć przez jakiś czas nie płynęły stamtąd alarmistyczne wieści. W ostatnich tygodniach jednak klimat wokół finansów publicznych tego kraju znowu uległ znaczącemu pogorszeniu. Oprocentowanie 5-letnich greckich obligacji skarbowych znowu urosło do ponad 12% w stosunku rocznym co tak naprawdę oznacza,że gdyby Grecja w taki sposób chciała finansować swój dług publiczny, to jednocześnie przyznawała by, że w przyszłości nie zamierza wykupować swoich obligacji, bo zwyczajnie nie będzie w stanie. Grecja jest w tej szczęśliwej sytuacji,że ma przyznane 110 mld euro pomocy pochodzącej od krajów strefy euro i Międzynarodowego Funduszu Walutowego i w każdej chwili kiedy rentowność jej obligacji gwałtownie rośnie, może korzystać właśnie z tych środków. I korzysta bo inaczej musiała by ogłosić przynajmniej częściową niewypłacalność.

3. W znacznie trudniejszej sytuacji jest kolejny kraj, który także od dawna ma poważne kłopoty z obsługą swojego długu, mianowicie Irlandia. Nie ma bowiem programu pomocowego, a rentowność jej papierów skarbowych nieustannie rośnie. Rentowność 5 letnich obligacji skarbowych przekroczyła już 5% i ciągle daleko im do rentowności papierów greckich ale Irlandia do tej pory uchodziła za kraj, który 2 lata temu przyjął program bardzo drastycznych oszczędności i precyzyjnie go realizuje. Okazuje się jednak, że sytuacja irlandzkiego sektora bankowego jest ciągle niezwykle trudna, a jeden z banków znacjonalizowany w ubiegłym roku tylko po to aby zapobiec jego upadłości, Anglo Irish wymaga do przetrwania aż 35 mld euro pomocy. Na razie rząd podzielił go na dwa podmioty i chce jeden z nich sprzedać ale przecież wiadomo ,że taka transakcja wymaga czasu. Pochodną trzęsienia ziemi w irlandzkim systemie bankowym jest sytuacja jednego z banków w Polsce, który ma irlandzkiego właściciela. Chodzi o BZ WBK, którego 80% akcji Irlandczycy, chcą sprzedać jak najszybciej aby tylko przy pomocy tych pieniędzy poprawić sytuację finansową spółki- matki. Jeżeli te operacje się nie powiodą, to irlandzki rząd będzie musiał udzielić kolejnego wsparcia swoim bankom, a to uczyni iluzorycznym obniżenie deficytu finansów publicznych do poniżej 10% PKB (Irlandia zobowiązała się w Komisji Europejskiej, że doprowadzi do obniżenia deficytu finansów publicznych do 3% PKB w roku 2014 ). Niepewna jest ciągle sytuacja finansów publicznych, Portugalii, Hiszpanii, a nawet Włoch, co powoduje ogromne niepokoje na europejskim rynku papierów dłużnych, a to z kolei rzutuje na sferę realną czyli w konsekwencji znacznie wolniejsze wychodzenie z kryzysu niż jeszcze zakładano parę miesięcy temu.

4. W tej sytuacji, rząd polski prowadzi bardzo ryzykowną grę z rynkami finansowymi. Na razie polskie obligacje sprzedają się bez kłopotów, a ich rentowność wprawdzie jest dosyć wysoka ( 5 letnie obligacje skarbowe mają rentowność 5,2% , a więc porównywalną z irlandzkimi) ale gwałtownie nie rośnie. Podważenie jednak danych makroekonomicznych dotyczących naszej sytuacji gospodarczej, a szczególnie naszych finansów publicznych może doprowadzić do gwałtownego wzrostu tej rentowności i ogromnych kłopotów w finansowaniu naszego długu publicznego. A takie podważenie może nastąpić w każdej chwili, bo rozbieżność pomiędzy tym co podaje minister Rostowski, a tym co rejestruje choćby Eurostat jest coraz większa. Już dane dotyczące wielkości naszego długu publicznego na koniec 2009 roku pokazują to bardzo dobitnie. Minister upiera się bowiem,że dług wynosił 49,9% PKB, podczas gdy Eurostat twierdzi,ze było to już 51% PKB ( ta różnica to przynajmniej 15 mld zł) co oznacza przekroczenie I progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych. W ustawie są zapisane konsekwencje takiego przekroczenia, minister się nim nie podporządkowuje bo kreatywną księgowością utrzymuje dług poniżej 50% PKB.

Parę razy pisałem o bardzo optymistycznych założeniach makroekonomicznych na jakich rząd Donalda Tuska oparł projekt budżetu na 2011 rok. Wyższy niż w tym roku wzrost gospodarczy (3,5% PKB), niska inflacja (2,3%) i wręcz gwałtowne obniżenie stopy bezrobocia aż o ponad 2 pkt. procentowe. W konsekwencji przyjęto deficyt na poziomie 40 mld zł czyli o 12 mld zł niższy niż ten spodziewany w roku obecnym.