Smoleńsk w Brukseli

Widziałem i czułem, jak reagowali. Wtedy, gdy sami mówili i gdy mówiono w ich imieniu. Wtedy, gdy ekspert z Londynu przedstawiał analizę dowodzącą sfałszowania przez stronę rosyjską stenogramów zapisów czarnej skrzynki i stawiał tezę, że kontrolerzy lotów z lotniska w Smoleńsku błędnie  naprowadzili polskich pilotów do lądowania (nieprawdziwe dane dotyczące odległości do pasa startowego i położenia względem lotniska). Gdy to mówił, siedzący obok mnie ojciec jednego z poległych pilotów stłumił szloch.                       

Nie chcę pisać o wymiarze politycznym tego „public hearing”, bo jest on oczywisty: chodziło o umiędzynarodowienie sprawy śledztwa smoleńskiego. Dla mnie niemniej ważny, a na pewno bardziej poruszający był wymiar moralny. Myślałem o ludziach, którzy zginęli dla Polski, którzy po śmierci jeszcze są opluwani, niszczeni, wdeptywani w ziemię. I że jesteśmy im coś winni. I że musimy bronić ich dobrego imienia.

„Public hearing”, czyli „publiczne wysłuchanie” nt. śledztwa smoleńskiego, które miało miejsce w Parlamencie Europejskim, było absolutnie poruszające. Siedziałem wśród rodzin ofiar katastrofy.