Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Felicja... / fragment trzeci /
Wysłane przez Ryszard Sziler w 06-04-2024 [06:33]
*
- Kiedy byłam mała – opowiadała Felicja – mama czytała mi absurdalną wówczas bajkę o Gelsomino, który zawędrował do Kraju Kłamczuchów. Wszystko tam było na odwrót, szczególnie w nazewnictwie. Chleb nazywano atramentem, atrament chlebem, na „dzień dobry” życzono sobie „dobrej nocy”, piekarz sprzedawał zeszyty i ołówki, a słowo pirat oznaczało uczciwego człowieka. Szaleństwo stało się powszechną normą odkąd ogłoszono „Prawo o obowiązującym kłamstwie”… Odtąd, kiedy na przykład, chciał ktoś powiedzieć: „Jak pan dziś ślicznie wygląda”, musiał mówić: „ Cóż za gęba! Tylko bić i patrzeć, czy równo puchnie” i tak dalej . I nie tyle ważny jest powód zaistnienia takiej sytuacji, co żenujący fakt, że wszyscy na nią w końcu przystali, choć niebywale komplikowała rzeczywistość. Nieprawdopodobna bzdura, prawda? Otóż i mnie się tak długo wydawało, aż okazało się, że literatura wyprzedziła rzeczywistość. No i mamy - co mamy. Ale, jak uważa bohater całkiem innej książeczki : „może być jeszcze gorzej w tym względzie”, co narrator tak uściśla : „ Przyszło mu bowiem do głowy, że znacznie ważniejsze od tego, co jest, będzie to, co będzie. Jeśli bowiem to, co będzie, będzie rzeczywiście prawdziwą katastrofą, wtedy to co jest, nie będzie już miało absolutnie żadnego znaczenia”. I tym razem ja w to niestety wierzę; z tym, że jakoś nie mam ochoty weryfikować owej przepowiedni i najzwyczajniej uciekam – westchnęła uśmiechając się przepraszająco...
*
- Jak chcesz, to opowiem ci o domu, w którym mieszkałam i wtedy zrozumiesz jaki jest mechanizm przewrotki, od której teraz uciekam. Dom jest solidny, stary, historyczny, nie to co moje wędrowne i tymczasowe – mówiła Felicja - Mieszkałam w tym domu kawałek lata, oraz całą jesień i zimę, więc wiem co nieco o nim i o tym, co się wkoło niego działo. Przed wojną uważany był nawet za rodzaj pałacu. Potem tu się coś w nim zawaliło, tam osypało…wiadomo wojna. Zaś po niej permanentna prowizorka i obiecanki cacanki, że będzie lepiej jak domownicy wezmą się do pracy. Jednak gdy ktoś brał je na serio i próbował coś naprawiać, to nagle bez uprzedzenia znikał, a budynek coraz bardziej podupadał. Wreszcie więcej niż pół tej rudery się zawaliło i powstał wielki przeciąg. – Teraz to już nie pozostaje nic innego jak tylko przebudowa, a najlepiej odbudowa całości – myślano. Przebąkiwano nawet, że dom odzyska dawną świetność. Daremne nadzieje. Przeciąg, lub jak głoszono „wiatr dziejowy”, trwał w najlepsze. Wymiótł co prawda sporo zalegającego śmiecia, ale również naniósł nowego do salonów. Licho wie skąd. Czyli: jedno paskudztwo zastąpił innym. A co do remontu, to jako tako poprawiono oficyny, a główny budynek popodpierano czym się dało, tworząc potiomkinowską atrapę. No, a ten „wiatr dziejowy” przy okazji nawiał takich koszmarnych idei o jakich wcześniej nikomu nawet się nie śniło. Wszystko stanęło na głowie. Zła baśń zaczęła rządzić światem. Przed tym właśnie uciekam…
*
- Czyli, że ten cały skarb przekazywany z pokolenia na pokolenie, to była garść historycznej sieczki i nic więcej. Historia z kolei, to niekończąca się opowieść o tym: kto kogo i kiedy. Przerywana dobrymi radami mędrców jak ten łomot przeżyć. Pozostaje nauka, ale to też obrzydliwość. Tam znów grupa tetryków z uporem trwa przy swoim, chociaż wszystko wkoło mówi, żeby nie, bo nauka, to w gruncie rzeczy poszukiwanie. Ale oni nie chcą, bo po co im szukać dziury w całym, kiedy uważają, że już znaleźli to, co mieli znaleźć? Mają co mają , a jak zaczną szukać, to mogą stracić co mają. To po co? Że niby są cele wyższe? Może i tak, ale zawsze koszula bliższa ciału, jak powiadają eufemistycznie o prywacie. Po nich w końcu niechby i potop, co ich ten potop obchodzi, kiedy ich już tu nie będzie? A czy w ogóle gdzieś jeszcze będą ? Oto jest pytanie, co się zowie. No i na to pytanie akurat naukowcy nie chcą odpowiadać. Wybuchają śmiechem całkiem jak głupi do sera, twierdząc, że to niepoważne pytanie, chociaż w gruncie rzeczy wszyscy wiedzą, że to właśnie ono jest najpoważniejsze. Inni robią niebywale mądre miny i patrząc w sufit wygłaszają przeciągłe „taaa”, jakby grali na trąbie i to granie cokolwiek wyjaśniało. W gruncie rzeczy i jedni i drudzy guzik wiedzą, ale za nic nie chcą się do tego przyznać, bo nadszarpnęłoby to reputację jaką mają wśród kolegów. A co mi tam zresztą do ich chełpliwego rozumowania? Co mi do tego, że wiatr pychy dmie po ich wiedzy dziurawej jak ser szwajcarski i przeciąg mają? A no to, że nie jest to niestety ich przeciąg prywatny, i że w jego efekcie nie ma się już właściwie czego dzisiaj trzymać. Wszystko co stałe jakoś tak się ostatnio wymyka i świat zaczyna tańczyć jak pijany okręt, tego tam zagranicznego poety sprzed wieków. Proroka, psia jego nóżka. ( tu Felicja splunęła z goryczą ). Doszło do tego, że taka mysz jak ja musi sobie stworzyć własne kredo i trzymać się go z uporem jak pijak latarni, bo inaczej to w ogóle można wylecieć poza orbitę. Ziemia się kręci podobno i nic nie wskazuje na to, że przyhamuje troszeczkę, wręcz przeciwnie, nabiera rozpędu, co prowadzi do niewątpliwego cyklicznego fiu-fiu… I żegnaj Fruziu! Więc póki co trzeba dać dyla od tego wszystkiego co się porobiło. Znaleźć sobie jakąś norkę i przeczekać szaleństwo, tak jak Muminki przeczekały kometę. A jak się nawet nie uda, to w każdym bądź razie nie będzie się potem miało niestrawności z powodu wyrzutów, że nic się nie zrobiło i poszło na rzeź jak przysłowiowe cielę.
Uf! Ale się umęczyłam tym zdrowym samodzielnym myśleniem – pisnęła Felicja ze zdumieniem i grozą.
*
- Czy ja już pana przepraszałam? – dosyć ponuro spytała mysz przechodzącego ślimaka.
- Nie – odparł czarny pomrów – i nie sądzę, żeby miała pani jakikolwiek powód, aby to uczynić.
- Jak miło usłyszeć głos rozsądku! – wykrzyknęła radośnie Felicja – Tam skąd przybywam wszyscy przepraszają ciemnoskóre istoty – dodała wyjaśniająco.
- Z jakiego powodu?
- Nie wiem. Mówią, że przepraszany dobrze wie dlaczego, a przepraszający nie musi tego wiedzieć.
- Doprawdy dziwne to obyczaje, ale podobno co kraj to obyczaj – zbagatelizował rzecz ślimak.
- Tak było dawniej, dziś obyczaje wszędzie się ujednolicają.
- Nie tutaj, łaskawa pani. Nie…
Tu zakręciło mu się w nosie od zapachu ziół, przez które pełznął, więc kichnął.
Chóralne – „Cheers!” – rozległo się z bliska i daleka, jak łąka długa i szeroka.
- No i proszę… – westchnęła mysz z rezygnacją.
- Przecież jeszcze wczoraj odpowiadali zwyczajnie „na zdrowie”… – zdziwił się pomrów.
- Ale przedwczoraj zapewne „Будьте здоровы!” – uśmiechnęła się cierpko mysz.
- Niektórzy… może, nie pamiętam dobrze – mruknął ślimak i skrył się za kamieniem.
*
„ I pocałujże ty mnie w tęczę!” – zakończyła Felicja, po czym zakleiła kopertę.
- Cóż, jak zauważył był A.A. Milne: „Tragedia pisania dobrych listów polega na tym, że nie można być na miejscu, kiedy adresat je otwiera.”- westchnęła ze smutkiem.
*
Komentarze
06-04-2024 [11:15] - Ryszard Sziler | Link: Ryszard Sziler - Felicja - z
Felicja - z przypadków podczas ucieczki (Ryszard Sziler) książka w sklepie Bee.pl