Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Premier Tusk i pirat Kidd
Wysłane przez ryszard czarnecki w 24-05-2008 [20:04]
Czekamy na wypowiedź Marcinkiewicza o UFO. Latającym spodkom trudniej będzie zdementować „newsy” Kazia... Kazimierz Wielki czy Kazimierz Odnowiciel to przy Kazimierzu Nie Bardzo Wiarygodnym pikusie - pozytywiści pozbawieni PR...
XXX
Nie wiem, kto doradził Tuskowi, aby akurat 23 maja organizować konferencję podsumowującą półrocze (!) jego rządu. Akurat tego dnia bowiem upływała dokładnie 307 rocznica powieszenia jednego z najsłynniejszych piratów na Karaibach, Williama Kidda.
Każdy z nas, jak był mały bawił się w piratów, ale doprawdy czas dorosnąć. Jeżeli już szukać kontrowersyjnych patronów to lepiej wziąć polskiego Janosika niż egzotycznego korsarza. Obaj łupili, ale Janosik to chociaż swojak...
XXX
Polscy intelektualiści, weźcie się do roboty. Zawsze skłonni do wyrażenia słów oburzenia, moralnego potępienia, wzgardy wobec wszelkich tendencji polsko-nacjonalistycznych, słusznego protestu "po linii" i "na bazie" teraz jakoś dziwnie milczą. Czyżby ze względu na długi weekend ? Podejrzewam, że jednak nie. Po prostu nasz areopag selektywnych mędrców uznał, że wydanie przez państwową Pocztę Niemiecką znaczków z podobizną zbrodniarza Rudolfa Hessa absolutnie nie jest wystarczającym powodem, aby zagrzmieć i zgromić. Odradzanie nacjonalizmu w RFN? Skąd, nie ma tematu, bo by wyszło na to, że ci okropni Kaczyńscy jednak mieli rację. Przecież wiadomo, że nacjonalizm, który się odradza, zagraża etc. to jest w Polsce, a nie u naszych miłujących demokrację i Kartę Praw Podstawowych sąsiadów...
XXX
To pierwszy przypadek w dziejach kynologii, aby pitbul tak bardzo interesował się owadami, muszkami i tym podobnym „drobnoustrojstwem”. Ale Stefan Konstanty Myszkiewicz hrabia Niesiołowski (na podwórku ksywa: "Wicemarszałek") jest absolutnym wyjątkiem. Na jego usprawiedliwienie można dodać, że rzeczywiście głośno szczeka, umiejętnie kąsa po kostkach oraz skutecznie szarpie nogawki. Biedne owady, biedni ludzie.
XXX
Gruzja - czas na podsumowania. Parę anegdot z dnia wyborów. W jednej z komisji przewodniczący w średnim wieku rozpromienia się na widok gościa z Polski. "A ja był w Polszy!" - podkreśla. Gość znad Wisły (i Odry!) dopytuje się uprzejmie : "Tak? Wspaniale. A gdzie dokładnie?". I słyszy: "W Wilnie!"... Dementi nie było.
W innym miejscu szef lokalnej komisji wyborczej widząc gościa z Polski rozpromienia się jeszcze bardziej, oświadcza członkom komisji, że wychodzi na chwilę i żeby radzili sobie sami i zabiera ze sobą zaskoczonego Polaka. W domu przewodniczącego na stole natychmiast zjawiają się różne gatunki sera, wędliny, dwa wielkie słoje - jeden z białym winem, drugi z czerwonym. Gospodarz wypija 4 "szybkie", zostawia gościa znad Wisły (i Odry!) i wraca do osieroconej komisji. Polak zaś, z dużą godnością osobistą, spożywa dary Boże...
XXX
Moje kolejne wybory w Gruzji i po raz kolejny spotykam ministra Michała Kamińskiego z Kancelarii Prezydenta - też obserwatora wyborów, tyle że nie z ramienia Parlamentu Europejskiego, a w imieniu Prezydenta RP. Michał to nie tylko przyjaciel Saakaszwilego, którego zaprosił parę lat temu do europarlamentu, ale również - o czym opinia publiczna w Polsce nie wie, a przecież powinna - znawca gruzińskiej kuchni, "sommelier", gdy chodzi o gruzińskie trunki, prawdziwy "cicerone", gdy chodzi o kulinarną mapę Tbilisi. Zweryfikowałem tę opinię o Kamińskim ryzykując własnym żołądkiem - ale minister w pełni zdał egzamin. Tym razem byliśmy w położonej nad rzeką Mtkwari restauracji "Młyn" - fantazyjnie rozplanowanej na kilku poziomach, z huczącym, sztucznie utworzonym, ale malowniczym wodospadem i stołami także dosłownie na samym brzegu rzeki. Bliny z mięsem, które jedliśmy to specjalność raczej rosyjska, za to chaczapuri to już potrawa typowo gruzińska: rodzaj podpłomyka czy też swoistej "pizzy" kaukaskiej, obowiązkowo z żółtym, roztopionym serem. Do tego sos tkemali. Na danie główne szaszłyki, typowe dla Południowego Kaukazu, na szablach, z efektownym ogniem (mięso z kurczaka, jagnięcina, wątróbka i coś jeszcze). Pod to wszystko czerwone wino "Badagoni" pochodzące z regionu Kachetia, słynącego z bardzo dobrych win, swoistej alkoholowej wizytówki Gruzji. Na nalepce na butelce informacja po gruzińsku i angielsku i dwa słowa z ojczyzny win: "Si, certo!". Wino - tak, oczywiście! - bardzo dobre. Kosztujemy też miejscowego piwa :"Herzog". W następnych dniach poznaję jeszcze kilka gatunków lokalnego piwa, nienajgorszego, ale jednak wyraźnie poniżej średniej polskiej: „Argo”, "Kazbeg" i "Natachtari".
Gruzja - kraj, w którym nasycić można i duszę (zabytki, kościoły, krajobrazy) i ciało (wiadomo). A Michał Kamiński jako przewodnik po gastronomii Tbilisi sprawdził się, sybaryta jeden. Sybaryta w czasie wolnym - od pracy dla Rzplitej, certo!
XXX
Tbilisi - fotograficzny zapis. Kościół Metekhi, na wzgórzu pomnik Wachtanga Gorgosali - bohatera narodowego z gruzińskiej prehistorii, uważanego za założyciela państwa, władcy wschodniogruzińskiej Iberii. To on właśnie, panując w V wieku (452-502 po narodzeniu Chrystusa) stworzył odrębny, narodowy, autokefaliczny kościół gruziński z katolikosem na czele (wbrew temu, co usłyszałem od Gruzinów - bynajmniej nie prawosławny, bo rozłam w kościele katolickim i powstanie kościoła ortodoksyjnego to dopiero melodia dalekiej przyszłości: XI wiek). Dzielny Gorgasali ma jeszcze jedną historyczną zasługę: to on przeniósł stolice z Mtschety do Tbilisi. Skąd nazwa tej „perły Kaukazu” - Tbilisi? Od słowa „tbili”, czyli gorąca, ciepła. Skąd geneza? Z legendy o polowaniu króla Wachtanga, który z łuku trafił jelenia. Ciężko ranne zwierzę uciekając wpadło do rzeki - po czym nagle wyskoczyło z niej całkiem już zdrowe i uciekło. Zaskoczony władca podszedł w to miejsce i zobaczył tryskającą ze skał ciepłą wodę o leczniczych właściwościach (dziś byśmy powiedzieli: źródło geotermalne). Po chwili upolował bażanta, który wpadłszy do rzeczki natychmiast się w niej ugotował. Wtedy podjął decyzję o zbudowaniu wokół źródła osady i nazwał ją Tbilisi... Ciekawe , że wiele dawnych gruzińskich podań i legend zawiera przekaz o uzdrawiających, leczniczych wodach...
Stare łączy się z nowym. U góry - pomnik króla Gorgasali, u dołu, bezpośrednio w jego sąsiedztwie znak europejskich aspiracji Gruzji - plac Europy. Patrząc na drugą stronę rzeki można stąd dostrzec symboliczny, religijny pluralizm tego kraju: w promieniu paruset ledwie metrów islamski meczet po lewej stronie, po prawej zaś jest - niewidoczna stąd - synagoga, a wokół kościoły chrześcijańskie. Te ostatnie dominują, ale taka jest przecież historia tego kraju - jednego z dwóch najstarszych chrześcijańskich państw Europy (Armenia przyjęła chrześcijaństwo jako religie państwową w 317 roku, a Gruzja 20 lat później - uwaga: internetowa Wikipedia podaje mylnie datę przejścia na chrześcijaństwo Gruzji, pisząc o 317 roku i najwyraźniej myląc ją z Armenią, w rzeczywistości było to w 337 roku). Istnieje też legenda - ale to tylko legenda - że Gruzja w całości przyjęła chrześcijaństwo już w I wieku z ręki apostola Andrzeja...
Ta strategiczna decyzja z I połowy IV wieku miała charakter nie tylko religijny, ale i polityczny: władcy Iberii, Mirianowi II (poprzednikowi króla - myśliwego Wachtanga Gorgasali), który był z pochodzenia Persem chodziło o ograniczenie władzy miejscowych kapłanów lokalnych kultów. Był też element osobisty: żona Miriana II została podobno cudownie uzdrowiona przez misjonarkę - jak byśmy to dzisiaj powiedzieli - z Kapadocji o imieniu Nino, ewangelizującą ówczesną Iberię. Owa Nino jest dziś świętą w gruzińskim kościele, a symbol tego Kościoła - krzyż z pochylonymi do dołu ramionami nazywany jest właśnie krzyżem św. Nino.
Zostawmy historię w spokoju, choć wydaje mi się ona znacznie ciekawsza od np. narzekań gruzińskiej opozycji, że Saakaszwili idzie na pasku USA oraz... Parlamentu Europejskiego.
XXX
Tbilisi pięknieje w oczach, także dzięki systematycznej renowacji licznych starych domów. Zresztą stara część stolicy (od V już wieku przed Chrystusem) Gruzji jest doprawdy pociągająca. Wchodzę do niewielkiego, ale jakże ważnego kościółka: pod wezwaniem Bogurodzicy. Przed zbudowaniem przed paroma laty nowej Katedry to właśnie ta stara cerkiew była głównym kościołem prawosławnych. W świątyni akurat trwa spowiedź: bez konfesjonału, penitent widzi kapłana bez problemu - gorzej, że odwrotnie również, nie mówiąc o tym, że każdy niemal w świątyni wie, kto się właśnie spowiada...
W dawnej katedrze widać raz jeszcze, jak bardzo gruziński kościół związany jest z narodem. W kościelnym kiosku sprzedają np. obok dewocjonalii także... kalendarze - ale nie ze świętymi, lecz ilustrowane portretami władców Gruzji w porządku chronologicznym...
XXX
Europejska opcja Gruzji - to nie tak, że Saakaszwili tego chce. Ludzie mając do wyboru: Rosję i Europę tak naprawdę nie mają wyboru. Gruzini mają europejską historię i europejską kulturę, ale chcą "do Europy” ze względów, nie ukrywajmy także ekonomicznych. Nasz szofer mówi do mnie z dumą, że wysłał syna z żoną do Hiszpanii, gdzie sam nigdy jeszcze nie był. Po czym dodaje z ojcowską dumą: „Moj synok to uże Ewropiejec”- mój synek to już Europejczyk... To stwierdzenie owego Gruzina więcej pokazuje niż najdłuższe przemówienia polityków.
Ekspremier Marcinkiewicz coraz bardziej staje się... ekspoważny. Znowu chlapnął. I znowu, zaraz po tym, zaczął się wycofywać rakiem. Rakiem, ale z wdziękiem słonia. Zdaje się, że Kazio pozazdrościł rozgłosu Palikotowi i zaczął z nim rywalizować. Cóż, każdy ma takiego konkurenta, na jakiego go stać.