Otrzymane komantarze

Do wpisu: ODSZCZEPIENIEC
Data Autor
rolnik z mazur Waldek Bargłowski
@ sake,  Dołącz, bo nie ma to jak zdrowy rozsądek. Pzdr
sake2020
Odszczepieńcy?Raczej Towarzystwo Wzajemnej Adoracji.
rolnik z mazur Waldek Bargłowski
@  i będzie jeszcze więcej. Dla mnie super. Pzdr
Pani Anna
Podoba mi się. Sporo nas jest, tych odszczepieńców.
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ... [24] Chantalle i Staszek
Data Autor
Zygmunt Korus
Wielkie dzięki. Niesamowity wywiad, natychmiast rozesłałem gdzie się dało. Świąt po Bożemu, bez nakazowej alienacji, Panie Henryku, życzę! No i skutecznej samoobrony przed faszystami z PiS-u (kto by się spodziwał, że taki TOTO będzie miało finał...?).
NASZ_HENRY
Tego nie zobaczysz w filiżance kawy ani w TV ☻ http://stolikwolnosci.pl/wywiad-z-prof-romanem-zielinskim/ Zdrowych pogodnych Świąt Bożego Narodzenia☺  
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ... [19] Ku włoskiej granicy
Data Autor
Anonymous
"Broń biologiczna – stwierdzono w naturalnym genotypie akurat tej ostatniej odmiany grypy (mimo że ona mutuje) trzy tzw. wszywki: groźne kawałki łańcucha SARS, HIV oraz kod zabezpieczający, sztuczny, wskazujący na pochodzenie z laboratorium wojskowego." Sam fakt, że jest nawał informacji o koronawirusie a tego aspektu się nie podnosi świadczy o kolaboracji karbowych IIIRP (czas najwyższy wrócić do tego określenia). Nagroda Nobla za zrobienie koronawirusa też przeszła bez echa. Onuce karbowych śmierdzą na kilometr.
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ.. [16] Austriacki mandat w polskim sądzie
Data Autor
Zygmunt Korus
Miło to słyszeć. Wie Pan, dopiero teraz, po ponad pół wieku, uświadomiłem sobie, że jako dziecię byłem "literacko zauroczony" antypowieścią francuską. Wszystko z tego gatunku miałem wówczas "przerobione" na wylot i do spodu. Nie mówiąc o późniejszej fascynacji "Grą w klasy" Cortazara. I nagle teraz, ta forma pisania "dekompozycyjnego", bez zbytniego przejmowania się fabularyzowaniem, kleceniem i fastrygowaniem narracji, otworzyła przede mną możliwości stylistyczne, które bez problemu niosą mi wspomnienia.  Powieść "Tego nie zobaczysz w filiżance kawy" już mam, tylko wrzucam ją w odcinkach po pierwodrukach w Kanadzie i USA. Jestem obecnie na etapie pisania drugiego tomu z tym bohaterem (okaże się także "rewolucjonistą"), który nosi tytuł "Salvin pije kawę po swojemu". Do zobaczenia (a może usłyszenia) po lekturze kolejnego odcinka. W każdym razie zapraszam...  
NASZ_HENRY
Bardzo ciekawe doświadczenia, ponieważ takich nie posiadam to czytam z ciekawością ☺  
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ W FILIŻANCE KAWY [15] Buce z Austrii
Data Autor
Zygmunt Korus
Austria "żyje" także z przymykania oczu na wszelkie świństwa, jeśli drań się opłaci. M.in. z tranzytu/transferu mafii.  Pozdrawiam - Autor
Anonymous
Stróże granic Austrii jakoś wobec nachodźców nie wykazywali się ani służbistością ani wrednością tylko wbrew prawu ich przepuszczali. Dostali rozkazy na piśmie? Nie sądzę by było to formalne. Przez Polskę zainteresowana granicami Schengen nie zostało to zakwestionowane, a było to ewidentne a nie wyimaginowane łamanie praworządności.
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ W FILIŻANCE KAWY [6] Pogoń z wizami
Data Autor
Zygmunt Korus
Zapraszam dalej. Tamten Paryż, a dzisiejdzy, to dwa światy... Bohater powieści żyje pełnią życia we wspomnieniach... Teraz na swojej drodze spotyka ludzi w maskach, co mu mierzą temperaturę... Ukłony.
nonparel
Ech, przypomniały mi się czasy mojej młodości... Pierwszy mój wyjazd w stronę zachodzącego słońca, do paryżewa - gdzie pan będzie mieszkał w Paryżu, zapytał celnik na Orly - Ecole polonaise, odpowiedziałem pewnym tonem W bursie przy Ecole polonaise miałem zapewnione na gębę waletowanie. Chłopcy dotrzymali słowa. Spałem w jednym łóżku z przyszłym panem rektorem. Strasznie śmierdziały mu nogi ale to nic - bo miał krakowską suchą. nonparel
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ W FILIŻANCE KAWY [4] Wstrzymuj kaszel
Data Autor
Zygmunt Korus
Jak się prowadzi biznes, to się ma kartę w euro ze względu na niekorzystne przeliczniki lokalnych walut, a inne karty używa się tylko awaryjnie. Pan napisałby reportaż, a ja "ogrywam" rekwizyty powieściowe, np. wieloprzegródkowy portfel z wcześniejszego rozdziału (w sensie, że się zmieniło na lepsze, ale dalej są "płatnicze pułapki"). Proszę nie brać tego, co piszę, tak literalnie do mnie, jako autora, bo bohater powieści o imieniu Salvin może także być czasem fajtłapą - mnie to nie przeszkadza... Dziękuję, że Pan był choć przez chwilę moim uważnym czytelnikiem. Zapraszam także "krytycznie" w przyszłości.
Roz Sądek
To, a w szczególności połowa w której opisuje Pan ze swadą  i pazurem zakup winiety powinno mieć podtytuł "Fajtłapa w trasie". Może nawet "Fujara w trasie", albo "Marsjanin w trasie". Opisuje Pan tak trywialną i powszechną od wielu lat czynność, jakby Pan to robił pierwszy raz, albo pierwszy raz i na dodatek pisał to dla eskimosów. Jedzie Pan przez trzy kraje w nienormalnych czasach z jedną kartą i bez gotówki? Kasjerce na czeskim  CePeeNie proponuje Pan transakcję w trzech walutach i dziwi się, że cały nominał banknotu wymieniła na lokalną walutę. Nooo, Panie Biznesmenie i Globtroterze, tak jest na całym świecie i to nie od wczoraj. To i tak dobrze, że była późna godzina i nie było świadków. Niejeden pokręciłby głową z niedowierzaniem.  
NASZ_HENRY
Zamiast na emeryturze, na lazurowym wybrzeżu, to za kierownicą ☺  
nonparel
Jechałem tą trasą może z dziesięć razy (nie licząc wcześniejszych wyjazdów maluchem przez Cieszyn). Ale samemu, bez zmiennika, autkiem z przyczepką i w czasach zarazy... Gratuluję przedsiębiorczości i odwagi. A karty zawsze miałem dwie, albo trzy, tak na wszelki wypadek. Proszę pisać dalej. Czyta się. Czekam z niecierpliwością na Austrię. nonparel
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ... [3] Zapudłowana skarbonka
Data Autor
jazgdyni
Wreszcie znalazłem chwilę, by spokojnie poczytać. Też kiedyś w nocy wpieprzyłem się w taką odbierającą wzrok biel w górach nocą. Jechałem z Triestu, przez Kopar i środek Istrii do miejsca z dzieciństwa - kempingowego Rabacu. I utknąłem gdzieś u góry, wtedy jeszcze bez GPSu, Dojechałem na wyczucie, tylko w Rabacu już żadnych kempingów nie było. Same hotele, w większości szkopskie. Chciałem szybko spieprzać, by nie zniszczyć obrazu z dzieciństwa. Wiesz co ja robiłem, jak miałem w aucie trefny towar. Bo za komuny każdy miał trefny towar wracając do kraju. Tak więc w jakimś Aldi kupowałem najbardziej śmierdzący Romadur, albo ser Limburger. Po 2 - 3 godzinach fumigacji serowej w bagażniku i przy otwartych oknach w aucie nie szło wytrzymać. Ale co tam.. Na granicy sprawa była krótka.      - Proszę otworzyć bagażnik. Otwieram i się odsuwam.      -  Panie! Co pan tu masz! Tygodniwe zwłoki tak nie śmierdzą.      -  Ech, to ulubione serki teścia. Zawsze mnie prosi by trochę przywieźć.      -  Zamykaj pan klapę i zjeżdżaj stąd natychmiast. Całe przejście będziemy musieli dezynfekować. Spokojnie wsiadam, chowam dokumenty, kiwam ręką na gudbaj i jadę na najbliższy (poza strażą graniczną) parking pochować sery do hermetycznych pojemników i przewietrzyć auto. Trzymaj się  
Zygmunt Korus
Słuszne pytanie, wiem... Ale przyjdzie na to czas, że się wyjaśni... Z uszanowaniem - ZK
paparazzi
A za co?
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ W FILIŻANCE KAWY [2] Ile tu przegródek!
Data Autor
jazgdyni
To na co czekasz? Dawaj je? Lubiłeś Melchiora Wańkowicza? On sypał anegdotami.
Zygmunt Korus
Dzięki za fajne wspomnienie. Mam mnóstwo takich anegdot w zanadrzu...
jazgdyni
Ech te europejskie waluty... W 86 wreszcie po dziesięciu latach pływania na polskich statkach, dostałem zgodę i uciekłem pod obcą banderę. Niedoświadczonego na tym polu, zgarnął mnie grecki oszust. Przypływałem u niego 7 miesięcy non-stop. Wszystko fajnie, tylko... nie płacił, a dawał wyłącznie wąskie kwitki potwierdzajace pensję. W Tarragonie w Hiszpanii, między Walencją i Barceloną powiedziałem dosyć - już dalej nie chcę i nie mogę. Była awantura oczywiście, bo chcieli mnie spławić bez wypłaty, którą podobno dostanę na konto w domu. Ha, ha. Wygrałem w końcu, ale zwycięstwo nie było słodkie. Te 7 miesięcy to było dobre parę tysięcy dolarów. Więc już spakowany i gotowy, czekałem tylko na agenta z moją wypłatą (a staliśmy na redzie). Przyjechał i kapitan Giorgios poprosił mnie do biura. Tam na biurku byla cała moja wypłata. Tylko... w pesetach! Wtedy to jeden dolar był warty jakieś 400 pesetów. Więc stos moich pieniędzy był raczej walizkowy a nie kieszeniowy. - Nie martw się, wymienisz sobie w banku - poinformował mnie oszukańczy spaniard. Autobusem, pociągiem dojechałem do Madrytu, bo tylko tam mogłem kupić bilet do Polski, w taki sposób, ze żona opłaciła w kraju. Ulokowałem się w hotelu i z moimi pesetami ruszyłem do baku. Tam już będąc przy okienku ułożyłem w stos zapłatę za moją krwawicę i zażądałem wymiany waluty na dolary. Nie wiem dlaczego wzbudziłem tym śmiech starego kasjera. Na szczęście mówił po angielsku. I wytłumaczył mi: - Proszę pana, w Hiszpanii wolno raz na miesiąc wymienić jednorazowo naszą walutę na dolary do wysokości 400USD. Ma pan szczęście, bo to weszło dopiero parę miesięcy temu, w geście dla naszych turystów. - To co ja mam zrobić z tymi moimi pesetami? - nieco bezradny zapytałem. - Może pan oczywiście wydać, albo kupić coś, na przykład wino, albo pomarańcze i zabrać do kraju. Po wyjściu z banku nieco się błąkałem po mieście. Aż trafiłem na aleję, gdzie dosłownie był bank przy banku. Przeróżniaste. Dzynk - dzwonek w głowie - no to problem mam rozwiązany. Po powrocie do hotelu rozłożyłem moje pesety na łóżku i podzieliłem na kupki - każda równowartości 400 USD. Po śniadaniu następnego dnia ruszyłem do banków. Raz za razem wyciągałem pieniądze i wymieniałem na dolary. Po dobrej godzinie miałem wreszcie walutę - całą moją wypłatę za służbę zgodnie z umową - walutę, która te trzydzieści parę lat temu cieszyła sie największym szacunkiem. Dodam, że humor mi nieco zważył jeden starszy, bystry kasjer, gdy raz za razem wymieniałem walutę, który poinformował mnie, że zgodnie z prawem z Hiszpanii wolno ze sobą wywieść tylko te nieszczęsne 400 USD. Więc cała gotowizna przekroczyła granicę na lotnisku w Hiszpanii w moich gaciach i z duszą na ramieniu. Serdeczności
NASZ_HENRY
Obecnie najlepiej schodzi spirytus przynajmniej 60% ☺  
Do wpisu: TEGO NIE ZOBACZYSZ... [1] Światła "stop" masz dobre
Data Autor
nonparel
Witam Znam kawę Mauro deluxe (pomarańczowa) i prestige (srebrna). Są to kawy intensywnie czarne, bardzo mocne, o obfitej cremie i przyjemnym czekoladopodobnym posmaku. Pomimo, że zawierają sporo robusty jakimś cudem nie wyczuwa się tej charakterystycznej dla robusty kwaskowatej goryczy. Kawa doskonała jako espresso i cappuccino. Mauro po amerykańsku to profanacja. Gdybym jednak musiał zaparzyć kawę Mauro po amerykańsku to chyba wlałbym małe espersso do dużego wiadra z wodą. Następnie z tak przygotowanego koncentratu, po odpowiednim rozcieńczeniu przygotowałbym dowolną ilość kawy po amerykańsku. nonparel