|
|
Es Trzy dni na stronie i odzew w ważnej jakby nie było sprawie żaden. To znak, że : Polakom sprawa "wisi"; problem oceniają jako niezbyt wielki, lub mało ważny; na nb i podobnych forach udzielają się ze swoimi strachami jedynie emeryci nie mający dostatecznie bliskich relacji ze swoimi dziećmi i wnukami więc sprawę znają tylko z rozmów z takimi samymi emerytami. Albo tutejsi emeryci wolą zajmować się pierdołami, komentowaniem tego co jakiś przygłupi minister,czy poseł koalicji powiedział i obmyślaniem gdzie by tu , na jakiej manifestacji się pokazać stojąc- żeby wszyscy widzieli- na baczność jak tylko prawdziwy patryjota potrafi. niepotrzebne skreślićAlbo jeszcze jedna przyczynaJak właśnie przeczytałem , "rozgarnięci inaczej" rodzice gromadnie akceptują narrację, że były już chyba trzy(sic!) lekcje, a żadnego gender, drug queen w stroju organizacyjnym, czy innych, nie było. Wszystko zatem w porządku. Bać się nie ma czego. |
|
|
Es @sakeJako osobna dziedzina, to chyba nie. Ale jako istotna część programu kształtującego osobowość młodych ludzi, modelu ich funkcjonowania w społeczeństwie, wpływaniu na ich wszechstronny rozwój, to rzeczywiście na ujęcie w formę przedmiotu zasługuje. A jakie kwalifikacje do prowadzenia lekcji o takim profilu ma katecheta?Protesty są uzasadnione. Ale za protestami powinna podążać jasno sprecyzowana propozycja alternatywna. |
|
|
Es @AlinaWypełnianie zajęć/lekcji biologi tematyką z szerokiego zakresu rozwoju człowieka, kształtowania jego osobowości, jego roli w społeczeństwie, elementów psychologii no i oczywiście wszelkich zagadnień seksualności człowieka mijało by się z celem. A ograniczenie ich wymiaru do paru lekcji w roku, również z sensem. Lekcje wychowania do życia w rodzinie czy jak tam je nazwać taką rolę mogą spełniać. Samo pojęcie :rodzina, działa na postmarksistów i lewaków wszelkiej maści zawiadujących seksualną rewolucją jak płachta, ale przy determinacji środowisk konserwatywnych jakiś kompromis jest jak sądzę, możliwy. Potrzebny jest jedynie dobrze "skrojony", z udziałem czynnika społecznego i akceptowalny przez większość program. I tu jest problem największy, bo żadna ze stron jeńców brać nie chce. Trwa zatem przeciąganie liny w wersji na ostro gdzie jedynym celem jest aby ci z drugiej strony zaryli nosem w ziemię. Przy czym ta umowna prawa strona nie przedstawia żadnej spójnej koncepcji,programu takich zajęć i nie odwołuje się po jego zaprezentowaniu o jego poparcie do owego "czynnika społecznego". Ona jedynie dostaje kociokwiku na hasło, wezwanie do walki z propagowaniem zboczeń przez drugą stronę. To jest kurs na długotrwały klincz, a nie na osiągnięcie przewagi w budowaniu społeczeństwa funkcjonującego w oparciu o wartości. Wszystko jest stawiane na głowie. Wzywa się rodziców- jak to i autor tutaj robi- do aktywnego protestu przeciwko rozwiązaniom forsowanym przez Nowacką, zamiast wezwać ich do poparcia w szkołach programu przedstawionego przez siebie. Kiedyś na lekcjach " nie było o zboczeniach". I trzeba zrobić wszystko, aby ich promowania nie było nadal. Ale unikanie tematu, licząc na jego wyparcie ze świadomości jest chyba kontrproduktywne.Odsyłanie dziecka po nauki o seksie do internetu to inna, współczesna forma niegdysiejszego chowania głowy w piasek w wierze, że potrzebną wiedzę dziecko zdobędzie od starszych kolegów na podwórku. A uzupełnianie jej przez rodziców... Tak. Chciałbym znać odsetek rodziców gotowych do prowadzenia takich rozmów.Zgodnie z postulatami konserwatystów wiedzę o seksualności człowieka chłopak i dziewczyna powinni zdobywać od wikarego na kursie przedmałżeńskim. |
|
|
sake2020 Czy edukacja seksualna jest aż tak wymagającą i rozległą dziedziną wiedzy, ze potrzebne jest stworzenie osobnego przedmiotu? Czy już wiadomo jaki koszt musi ministerstwo podjąć w związku z zatrudnieniem odpowiednio wykwalifikowanych nauczycieli którzy zastąpią wyrzuconych przez Nowacką 10000 katechetów ? I co pańcia Nowacka rozumie nawet przez określenie ,,edukacja zdrowotna'',bo z zapowiedzi wynika że ,,powinniśmy się zdrowo odżywiać''.Rzeczywiście odkrywcze i budujące. Czy w takim razie protesty rodziców są nieuzasadnione? Już wcześniej bowiem były przeprowadzane ankiety wśród młodzieży szkół ponadpodstawowych przez seksuologa Izdebskiego i były tam pytania wręcz szokujące i ,ingerujące nadmiernie w sferę intymności. Kto zaręczy że za edukacją zdrowotną wprowadzaną obecnie też nie kryją się podobne treści ? |
|
|
Alina@Warszawa Jakoś do tej pory edukacja seksualna była - na lekcjach biologii, czy wychowania do życia w rodzinie. Nie było o zboczeniach... Czy po to płacimy podatki, żeby nasze dzieci były uczone o zboczeniach? Poza tym teraz każde dziecko może sobie poczytać w internecie o życiu seksualnym dużo więcej niż na lekcjach zboczeń. |
|
|
Es Mam wrażenie ze w walce z przyjętym przez lewacka ministre kursem na popularyzację anormalnych zachowań i świadomości seksualnej, strona- nazwijmy ją bardziej konserwatywna postanowiła chyba wylac dziecko z kąpielą. Jest jakis alternatywny program wobec propozycji Nowackiej, czy wybór jak w ruskiej stołówce?Czy naprawdę uważacie, ze edukacja seksualna mlodych ludzi jest niepotrzebna w ogóle? |
|
|
Alina@Warszawa Jak to kiedyś było, kiedy nie było ministerstw oświaty i w szkołach uczyli tego co chcieli uczniowie, którzy za to płacili? Byli prywatni nauczyciele i uczyli po domach (dworkach) były uniwersytety, jak Jagieloński. Teraz każdy płaci wielkie pieniądze na szkoły, ale nie ma żadnego wpływu na co są te pieniądze wydawane, jacy nauczyciele są zatrudniani przez "władze", czego uczą, jakie są programy nauczania. Może czas z tym skończyć? Najprościej byłoby, gdyby rodzice dysponowali owym "bonem oświatowym", o którym zawsze mówią politycy przed wyborami, a który stosują czasem samorządy na zajęcia pozalekcyjne. Bon szkolny powinien być w rękach rodziców, którzy za jego pośrednictwem "płaciliby" za edukację dziecka. Szkoły musiałby się starać o "klientów", czyli uczniów. System musi być taki, żeby wyeliminować korupcję - określać minimum godzin i przekazanej wiedzy, zgodnie z założonym programem, jako warunek zapłaty za usługę oświatową. Zajęcia dodatkowe - płatne, lub dofinansowane przez darczyńców. Ministerstwo mogłoby sprawdzać pracę szkoły przez testy po zakończeniu danego etapu nauki. To co wymyśliła Bar(a)bara Nowacka świadczy o tym, że nikt nie konsultuje programu nauczania z rodzicami, z potrzebami rynku pracy. Nauka w ministerialnych szkołach to propaganda, przymusowa indoktrynacja, zamiast religii - nauka o zboczeniach. Całe szczęście, że dzieciaki mają opcję wypisania się z tych zajęć, rodzice powinni z tego skorzystać i w domu urządzić dzieciakom prywatną godzinę lekcyjną, żeby przekazywać im to co uważają za najważniejsze, wyjaśniać, czego dziecko nie zrozumiało w szkole. |
|
|
sake2020 Czy w szkółkach pańci Nowackiej znajdzie się miejsce dla innych przedmiotów, bo jak widać nauczanie jest sprowadzane do minimum jako że dotychczasowy program rzekomo prowadził do ,,traumy'' uczniów.? Nie ma więc odrabiania lekcji w domu ,za to wolny czas młodzież wykorzystuje na tzw ,,schon patrole'' czy aktywność w sieci. Tego chciała ta bezmyslna zlewaczała pańcia? Ciekawe kiedy dodatkowy przedmiot z nauki zaimków określających odniesienia do płci? |
|
|
NASZ_HENRY Nie pytaj co sygnalizuje szkolny dzwonek, dzwoni on tobie 😉 |