W debatach politycznych często słyszymy wielkie słowa: wolność, demokracja, prawa obywatelskie, suwerenność. Zwykle myślimy wtedy o konstytucji, o granicach państwa, o niezależnych sądach. Ale jest coś, o czym mówi się znacznie rzadziej, a co może przesądzać o wszystkim innym. To suwerenność finansowa – czyli zdolność państwa do samodzielnego zarządzania swoimi pieniędzmi, budżetem, walutą i długiem.
Dlaczego to takie ważne? Bo bez niej żadna inna wolność nie działa tak, jak powinna.
Państwo bez pieniędzy, to państwo bez realnej władzy
Brzmi brutalnie, ale taka jest prawda. Możesz mieć wszystkie instytucje demokratyczne, wolne wybory i niezależne sądy – ale jeśli państwo nie ma pieniędzy, albo nie kontroluje swojego budżetu, to tak naprawdę… niewiele może. Każda decyzja staje się uzależniona od opinii zewnętrznych instytucji: wierzycieli, banków, agencji ratingowych czy międzynarodowych organizacji finansowych.
I to nie teoria. Widzieliśmy to choćby w przypadku Grecji, gdzie w czasach kryzysu rząd musiał podporządkować się warunkom zagranicznych kredytodawców – i wprowadzać reformy wbrew własnym obywatelom.
Dług publiczny – współczesna forma zależności
W dzisiejszym świecie nie trzeba wysyłać czołgów, żeby przejąć kontrolę nad państwem. Wystarczy zadłużyć je na tyle, by musiało tańczyć tak, jak zagrają wierzyciele. Wymuszone cięcia, prywatyzacje, zamrażanie płac w budżetówce, likwidacja świadczeń – to wszystko może dziać się nie z wyboru rządzących, tylko z przymusu ekonomicznego.
Taka "miękka okupacja" jest bardzo skuteczna – bo z jednej strony pozwala utrzymać pozory demokracji, a z drugiej strony całkowicie ogranicza sprawczość państwa.
A gdzie w tym wszystkim obywatele?
To proste: kiedy państwo nie ma finansowej niezależności, obywatele ponoszą konsekwencje. Bo to oni tracą dostęp do dobrze finansowanych usług publicznych: opieki zdrowotnej, edukacji, transportu, pomocy społecznej. To oni są pierwszymi, którzy odczuwają podwyżki podatków, cięcia wydatków, recesję i oszczędności "na wszystkim".
Suwerenność finansowa nie jest luksusem dla elit – jest podstawowym narzędziem ochrony obywatela przed ubóstwem i brakiem perspektyw.
Kto ma własną walutę, ten ma przewagę
W ostatnich latach widać było, jak wielką różnicę robi posiadanie własnej waluty i banku centralnego. Kraje, które mogły samodzielnie kreować pieniądz, reagowały szybciej na pandemię, kryzysy energetyczne czy inflację. Te, które tego nie mogły – musiały czekać na decyzje innych.
Własna waluta to nie tylko symbol, to realne narzędzie do stymulowania gospodarki i reagowania na kryzysy
Podsumowanie: wolność zaczyna się w budżecie
Można powiedzieć, że wolność obywateli zaczyna się od wolności państwa – a wolność państwa zaczyna się od niezależności finansowej. Bez niej rząd staje się tylko administratorem cudzych interesów, a demokracja – pustą formą.
Dlatego warto pytać:
1. Czy nasze państwo kontroluje własne finanse?
2. Czy mamy wpływ na budżet, walutę, dług publiczny?
3. Czy nasza gospodarka służy społeczeństwu, czy tylko „rynkom”?
To nie są techniczne pytania dla ekonomistów. To są pytania o naszą wspólną wolność.
Praeterea, puto Kaczyński discedere debere et Sakiewicz veniam petere.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1193
Już nie wspominając, że Korea Północna ma własną walutę. Haiti chyba też. Ale Niemcy i Francja nie mają. Więc tam jest gorzej. Dużo lepiej natomiast jest w Wielkiej Brytanii, bo ona ma "własną" walutę.
Pierwszy dotyczy suwerenności finansowej jednostki, drugi Państwa jako organizacji jednostek.
Obydwa wpisy są wstępem do odpowiedzi na pytanie, które zadałem na tym blogu 26 maja br. we wpisie "Odzyskajmy niepodległość".
Przypomnę, że na zadane wówczas pytanie nie odpowiedział nikt.
Po zrozumieniu tych dwóch wpisów odpowiedź na tamte pytanie powinna być łatwiejsza.
Ty jednak tego nie zrozumiesz.
Ty w ogóle niewiele rozumiesz.
Ja nie muszę, jestem niezależny finansowo.
Rozwinę to kiedyś w obszernym tekście.