I Niemcy. Znowu, a właściwie w sposób ciągły, ale latami zawoalowany, śmiertelnie groźny demon Europy. Tylko, że my już tej informacji nie mamy w programach szkolnych. Dzieci śpią spokojnie. Naród zdaje się także spać. A pętla się zaciska.
Dopiero co, 10- go lipca, minęła kolejna rocznica bitwy pod Grunwaldem. A lata temu, w roku 1860-tym, w maleńkiej wiosce na dziś ukraińskim Podolu, ponad 100 kilometrów od najbliższej stacyjki kolejowej, urodził się Ignacy Jan Paderewski w przyszłości wielki pianista i patriota, przyszły premier Polski. Jako 10 -cio letni chłopiec zamarzył sobie, że na 500-et lecie zwycięstwa pod Grunwaldem, czyli w roku 1910, będzie na tyle majętny, że ufunduje swoim rodakom wielki pomnik upamiętniający to zwycięstwo. Już będąc znanym wirtuozem, nic nikomu nie mówiąc, co roku odkładał pewną sumę na ten cel. W roku 1910 dokonał tego, ufundował pomnik. To wtedy odsłonięto go w Krakowie, w obecności 100 tysięcy osób także z innych zaborów, dla których była to wielka manifestacja patriotyczna. Ale we wrześniu 1939 roku, natychmiast po wkroczeniu do miasta, Niemcy zburzyli go, a zwieńczającą pomnik postać Jagiełły na koniu ciągnęli po bruku na linach przez miasto. Po wojnie odbudowany, pomnik znowu stoi na swoim miejscu. Zawsze będąc w Krakowie, z kimkolwiek jestem, tak jak w tym roku, robię sobie koło niego pamiątkową fotografię. Chyba moje ulubione miejsce ?.
W tym samym 1910 roku, w mieście w którym się urodziłem, w Poznaniu, w samym jego centrum, Prusacy postawili dla siebie inny pomnik. Kilka lat budowany, ogromny i przytłaczający otoczenie a dla mnie mroczny symbol ich panowania i polskiego poddaństwa, Zamek Cesarski ( Königliches Residenzschloß ), na cześć cesarza niemieckiego i króla Prus Wilhema II. Symbol ich dominacji nad tym miastem i tą częścią Polski. Właśnie na 500 - set lecie złamania przez nas krzyżackiej potęgi, "żeby sobie Polacy nie myśleli..." . Stoi do dziś. Wydaje się, że w jakiś sposób czczony przez kolejne władze miasta, jak Pałac Kultury-Stalina w Warszawie. Jest nawet główny, turystyczny szlak miejski „królewsko-cesarski”. Zaczyna się chyba pod "odtworzonym" zameczkiem polskiego króla Przemysła I, obok Starego Rynku z pięknym renesansowym ratuszem. I biegnie właśnie do „Zamku Cesarskiego”.
W latach międzywojennych, dla uczczenia odzyskania niepodległości i zwycięstwa nad Prusakami w Powstaniu Wielkopolskim, oraz dla zrównoważenia demonicznej wymowy „Zamku Cesarskiego”, postawiono obok niego okazały Pomnik Wdzięczności - Chrystusa Króla. Ten także zaraz po wejściu do Poznania we wrześniu 1939 r. Niemcy zburzyli, a dużych rozmiarów postać Chrystusa Króla także przeciągnęli na linach przez miasto, a później kazali pociąć i przetopić (?). Zrekonstruowana postać, choć późno bo już w latach dwutysięcznych, do teraz nie może stanąć nie tylko w pobliżu swej pierwotnej siedziby, ale w żadnym oficjalnym miejscu Poznania. Władze miasta nie pozwalają. Stoi i czeka na swój czas na jednym z placów przykościelnych. Te same władze miasta, przy dużej aprobacie tzw. lokalnych „elit” politycznych i finansowych, szczególnym kultem otaczają ideologię LGBT. Sam widziałem kilka lat temu centrum miasta obwieszone na słupach tęczowymi flagami. Władze te szczycą się też postępami we wprowadzaniu elementów tej ideologi w szkołach. Stare pokolenie wymiera, młode w szkołach średnich z lekcji religii korzysta w bardzo niewielkim zakresie. To „nienowoczesne”.
Pamiętam jak swego czasu starsza osoba z rodziny która przeżyła okres okupacji, deklarowała, że noga jej w Niemczech nie postanie. Wspominała te czasy, gdy na widok idącego chodnikiem niemieckiego oficera - dla nich rasa panów, Polak - dla nich rasa niewolników, musiał pokornie zdjąć czapkę i się ukłonić. W przeciwnym razie groziło mu, że dostanie po twarzy lub po plecach pejczem a może nawet trafi do obozu koncentracyjnego.
Ta osoba miała instynkt samozachowawczy a ja już byłem „nowym pokoleniem”, pamiętałem, chyba nazbyt mocno i dosłownie, o posłaniu biskupów z roku 1966 -go. Przecież „Prymas Wyszyński, pojednanie ” itd. Dopiero sporo lat później zrozumiałem, że polityczna klasa Niemiec dalej czuje się „rasą panów” wobec „polskiego żywiołu w Europie”, tylko demonstruje to już nie zbrojnie a na inne sposoby. „Ordnung muss sein”, „porządek musi być”. Także porządek władzy i podległości. A Niemcy, z pomocą innych, mają zarządzać „Europą wschodnią” i tak jak w poprzednim wieku, Polacy mają być kiedyś z powrotem tylko tanią siłą roboczą, pracującą na ich dobrobyt. Nawet wyznaczyli już usilnie wspieranego przez swoje służby medialne i specjalne, odpowiednika „gauleitera”. Wyjątkowo paskudna postać.
/ Gauleiter - „urzędnik polityczny zarządzający dystryktem pod rządami nazistów”, wiki /
Ale wracając do tytułu, przypomina mi się stary sąsiad, jako małe dziecko nie bardzo go lubiłem, bo trochę kostyczny i reagujący nerwowo na dziecięce zabawy, wielkopolanin, (" dzieci i ryby głosu nie mają ") kolejowy emeryt. I wspólne mieszkanie jak często bywało. Miał krzesło naprzeciw zawsze otwartych drzwi „ich” kuchni na końcu korytarza, przodem, i co jakiś czas przepytywał wnuka, kilka lat młodszego ode mnie, z patriotycznych wierszyków. Do dziś pamiętam to jego, powtarzane przez malucha „Kto ty jesteś, Polak mały, jaki znak Twój, orzeł biały..” i inne frazy. Gdy wnuczek, jeszcze przedszkolak, dobrze i w całości coś wyrecytował, ton kostycznego sąsiada łagodniał a na jego twarzy pojawiał się na chwilę lekki uśmiech zadowolenia. Najlepsze szkoła patriotyzmu. Setki tysięcy a może miliony takich dziadków i babć, cierpliwie przyczyniało się do wychowania pokoleń. Pokoleń świadomych zagrożeń. Dziś za dzieci zabierają się piewcy LGBT. My, już dziadkowie, mamy nowe zadania. Czy tak jak tamci, im podołamy?. Trzeba chociaż próbować.
Kto Ty jesteś? - Polak mały. Jaki znak Twój? - Orzeł biały. Gdzie Ty mieszkasz? - Między swemi. W jakim kraju? - W polskiej ziemi. Czym ta ziemia? - Mą Ojczyzną. Czym zdobyta? - Krwią i Blizną. Czy ją kochasz? – Kocham szczerze. A w co wierzysz? - W Polskę wierzę. Coś Ty dla niej ? - Wdzięczne dziecię. Coś jej winien? - Oddać życie. / Władysław Bełza /
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2297
Za moich czasów, lata 70-te, lekcje religi nie były w szkole tylko w budynku parafii. Młodzież chodziła tam tłumnie, z własnej nieprzymuszonej woli. Ja co prawda nie chodziłem, ale to kwestia mojego rusińskiego pochodzenia. Dziadkowie byli i prawosławni i katoliccy. Teraz chowamy wszystkich krewnych na katolickim. Oprócz mnie nie było żadnego dzieciaka, które by nie chodziło na religię.
W czasach PRL wiara kwitła, ale do tego przekonywał ludzi sam PRL, ponury i bez nadziei. Teraz w erze tik-toka młodzi chcą żyć szybko i na pokaz. Wiara im niepotrzebna. Zwłaszcza że jest w murach szkolnych, a przecież nęci młodych tylko to co zakazane :-)
"Teraz w erze tik-toka młodzi chcą żyć szybko i na pokaz. Wiara im niepotrzebna."
===========
To stwierdzenie dotyczy oczywiście części młodych ludzi. Rozwój dziecka - to co nazywamy "wychowaniem" niepodważalnie zależy od rodziny w której się wychowują. Mieszkam w tabunem wnuków i prawnuków w domu zamieszkałym przez 3 pokoleniową rodzinę. W przypadku naszego domu (rodziny) cytowane zdanie jest nieprawdziwe. Dzieci i młodzież traktują religię w szkole tak samo jak inne przedmioty, ciesząc się z każdej dobrej oceny, natomiast wg mojej oceny, "wyjdą na ludzi" mając wokół siebie wyłącznie kochające je osoby i to z zdrowym kręgosłupem moralnym.
Pamięć mnie jeszcze nie zawodzi. PRL dość dobrze pamiętam i pamiętam te tłumy w kościele. Ludzie stali nawet na zewnątrz, bo się nie mieścili wewnątrz. Teraz kościołów kilka razy więcej, ale świecą pustkami. Z danych statystycznych wynika, że tylko ok. 30 % wiernych chodzi na msze. Co do religii w szkołach to około 2/3 dzieci chodzi na lekcje religii. W PRL to było 99,99%. Nawet partyjniacy chrzcili swoje dzieci :-)
A na normalną albo znakomitą społecznie i wzorcowo rodzinę, jak Pańska, przypuszczane są szydercze ataki, że to nie "nowocześnie".
=========
No, nie jest (jeszcze) tak źle. Faktem jest, że świat w ciągu kilkunastu lat sfiksował, ale jak już tu na NB pisałem, by znowu wszedł na swoje tory wystarczy wyłączyć internet, co prorokuję, że się stanie. Lewactwo jest za słabe, by wywracać świat do góry nogami - to robi komercja i jej konsekwencja, którą jest upadek moralności, a potem już wszelkich reguł społecznych. Nie chce mi się tego tu pisać, bo codziennie różnych analiz powstają TB. Jakieś trzy lata temu obejrzałem jeden i drugi filmik YT "philadelphia streets", dziś widzę, że jest niesamowita progresja, i do Filadelfii możemy dopisać dziesiątki innych miast. Do tego prowadzi życie bez moralności, życie bez Boga. Świat się wielokrotnie nawracał - nawróci się kolejny raz.
Chyba, że jakaś wojna atomowa się zdarzy i padną serwery w USA. Moim skromnym zdaniem lepiej wyłączyć TV i włączyć myślenie. Internet pozwala na wielostronną komunikację, TV tylko na jednostronną. W dodatku zwykle to propaganda. Jak nie sukcesu, to klęski i tak w koło Macieju.
YT "philadelphia streets"
Też obejrzałem to co Maweryk zaserwował na NB. Ma to wskazywać na wyższość wschodu nad zgniłym zachodem, tyle że prawda jest odwrotna. To wschód goni zachód. Rosja chce zniszczyć zachód, bo chce się przypodobać komunistom z ChRL i przy okazji odrodzić wielkie imperium, co prawda wątpię, aby ChRL im na to pozwoliło. :-)
To prawda, ale młodzi zawsze się buntują przeciwko kontroli dorosłych i znajdują sposoby, aby tę kontrolę obejść. Zakaz smartfonów w szkole uważam za słuszny. W domu niekoniecznie, ale powinni mieć dorośli możliwość wyłączania szkodliwych treści w internecie, co postuluje prof. Zybertowicz. Jednak w świecie internetu trwa bezwzględna walka o rząd dusz. Niedawno kupiłem smartfon Motoroli i tam była preinstalowana aplikacja tik-tok. Smartfon wyprodukowano w PRC, czyli po polsku ChRL. Od razu zlikwidowałem tę apkę. Nigdy z niej nie korzystałem i nie zamierzam korzystać. Z tego co czytałem tik-tok podaje inne treści dla Chińczyków, a inne dla młodych ludzi z zachodu. W ChRL stawia się na naukę, dla zachodu wciska jak najgłupsze treści. W ChRL zakazuje się grania w gry komputerowe dla młodych i słusznie, bo można łatwo wpaść w nałóg. Na zachodzie nie ma takich zakazów. Tutaj rolę do odegrania mają rodzice.