Jak zrozumiałem prezentację prowadził p.Marek Dąbrowski – sam autor monumentalnej dokumentacji medialnych manipulacji, która kiedyś będzie zapewne dowodem w sprawie, a zatytułowanej „Medialna Dżungla Luster”, a została ona oparta na obliczeniach prof.prof. Nowaczyka i Biniendy, wraz z informacją, że opracowany model uzyskał autoryzację US Federal Aviation Administration i NASA:
http://mdabrowski.salon2…
Obydwaj eksperci podpisują się imieniem, nazwiskiem i tytułem naukowym oraz listą osiągnięć. I mówią: „sprawdzam” Komisji Millera, boć nie Anodinie, ta przecież jak pamiętamy nie miała wyjścia.
Nie wiem jak w starciu z tymi obliczeniami wygląda na przykład praca ekspertów Komisji Millera.

Ale nie spodziewam się, że przedstawią nam własne, pokazujące inny przebieg wypadków wyniki obliczeń. Oni ich zwyczajnie nie zrobili, tak jak nie zrobili nic oprócz tego, co było zawarte w politycznym zamówieniu ich pracy.
Tym samym zachowali się jak pani Anodina wobec jej władz zwierzchnich, a więc na wzór sowiecki, co moim zdaniem dożywotnio powinno ich wyłączyć z grona osób mających zdolność wykonywania jakichkolwiek funkcji administracyjnych, społecznych, a nawet eksperckich.
Fizyka jest bowiem jedna, nawet jesli jest sowiecka. Bez brzozy z Powiewającym Flanelką, bez fotografika Specnazu Amielina, bez Hypkiego, którego blogerzy nazywają nie wiedzieć czemu kukuruźnikiem, nie ma wypadku, nie ma „beczki”, o czym zresztą fachowcy mówią od dawna; bez beczki nie ma uderzenia „nieosłoniętą” częścią kadłuba, „rozsmarowywania” z jednoczesnym defragmentowaniem na tysiące części. Nie ma przeciążeń i nie ma śmierci wszystkich pasażerów, bo to zwyczajnie niemożliwe.
Jest Smoleńsk, a na nim żołnierze Specnazu, w tym część, co wynika nawet z raportów, przebrani za strażaków (bo ci drudzy przybyli na miejsce katastrofy dużo dużo później). Bez bezprecedensowej medialnej akcji łgarstw, w której przysłuchiwaliśmy się rozczulającym opisom wymalowanych i uczesanych „lekarek”, „ratowniczek” i „pielęgniarek”, biorących udział w akcji ratowniczej, której – jak się potem okazało, nie było i nie ma nic.
Jest kwestia odpowiedzialności polskiego rządu i obywateli polskich żyrujących te kłamstwa. Szczęśliwie znaleźli się i tacy, którzy odmówili ich uwiarygodnienia.