W 1981 r. komunistyczna propaganda wiedząc już co najmniej od połowy 1981 r. że będzie wprowadzony stan wojenny, metodą socjologiczna, oraz niedomówień, sugerowały, że w związku z „wiosną” Solidarności, do Polski mogą wkroczyć wojska Układu Warszawskiego a w szczególności Rosjanie.
Głównym tematem rozmów , był temat, wejdą nie wejdą, jak pokazują dokumenty, Rosjanie nie mieli zamiaru wchodzić do Polski, mimo tego, że gen. Jaruzelski bardzo się starał, by w końcu samemu przy wsparciu wojska, milicji, ORMO , 13 grudnia wprowadził stan wojenny.
Minęło 39 lat , 10 maja mają się odbyć wybory prezydenckie, którego termin ogłosiła Marszałek Sejmu Witek, ale niemal w tym samym czasie w Polsce został ogłoszony stan epidemii.
Opozycja, mając kandydatów, jakich? każdy widzi poczuła wiatr w żagle i nagle chce zmiany terminu wyborów prezydenckich.
Ale stanowisko opozycji ewoluowało. Najpierw nie można przeprowadzić wyborów, bo idąc na wybory można się zarazić, potem , że komisje wyborcze( tzn. osoby, które w nich są) ponoć są narażone na zakażenie, a samorządy rządzone przez samorządowców wiadomo , z której partii, wręcz mówiły, że nie przeprowadzą wyborów.
Skoro tak, partia rządząca postanowiła wprowadzić system głosowania korespondencyjnego. Nie wiadomo czy ustawa dzisiejszym głosowaniu „przejdzie” , bo nagle premier Gowin, który stoi w rozkroku nie wiadomo jak zagłosuje.
Polska stoi przed bardzo trudnym okresem, zarówno epidemiologicznym jak i gospodarczym, tego czego najmniej Polsce potrzeba to awantura polityczna.
Tylko stabilny rząd z prezydentem pochodzącym z tego samego obozu, może przeprowadzić Polskę przez ten trudny okres, a opozycja widząc szansę przejęcia władzy, Polskę ma tam gdzie słońce nie dochodzi, tylko władza, władza, władza, im w głowie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2103
2. Rząd w dalszej perspektywie straci na tym co robi (pytanie ile straci, bo to lecenie raz Kiszczakiem, raz Bareją, tylko na razie nie powoduje spadku poparcia).
3. Kaczyński gra wytrawnie i wie co robi.
Tyle w tym temacie.
(zdaję sobie sprawę, że moje powyższe trzy tezy są z pozoru sprzeczne)
Dziś słyszałem mądre słowa: w wyniku trudnej sytuacji, a taką jest epidemia, wydawałoby się, że ludzie zaczną się godzić, że zacznie wygrywać instynktowna dobroć i wrodzona ludzka solidarność. Niestety, społeczeństwo (tu polskie), jeśli epidemia się skończy, wyjdzie z tego dużo bardziej podzielone i skłócone niż przed epidemią. Diagnoza tego stanu rzeczy jest trudna, bo racjonalnie nie można wytłumaczyć nawet tego stanu rzeczy, że znaczna część społeczeństwa dosłownie walczy, realnie narażając swoje życie, a inna z z coraz większą butą kpi z nich trywializując ludzkie dramaty opowieściami o grypie. To nie jest normalny stan rzeczy i instynkt powinien podpowiadać, że to może się nie skończyć dobrze.
W dawnych czasach, po klęskach, pożogach, wojnach i zarazach ludzie pokornieli, teraz dokazują. Z każdym dniem bardziej. Z mojego, chrześcijańskiego punktu widzenia, Pan Bóg dał nam szansę na wyprowadzenie pojazdu z poślizgu - odnoszę wrażenie, że jesteśmy tak pyszni i zarozumiali, że nie tylko machnęliśmy ręką na tę szansę, ale nawet nie mamy zamiaru skręcić kierownicy.