Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Armenia - zapach wojny na Kaukazie?

Ryszard Czarnecki , 31.03.2017
Gagik Carukian, największy oligarcha ormiański, do którego należy niemalże jedna z dzielnic stolicy – Erywania, którego aktywa wyceniane są na 300 milionów dolarów mówi mi, że „rewolucji nie zrobi”. Ale mówi mi to nie jako najbardziej zamożny Ormianin mieszkający w ojczyźnie, ale jako lider opozycyjnej przynajmniej w teorii partii Prosperous Armenia. Gdy on sam i jego partia za bardzo urośli i stanęli na czele protestów i demonstracji przed dwoma laty, nagle pojawiły się naloty rosyjskiego Specnazu na jego firmy, a on sam miał dostać propozycję: „wycofuj się z polityki albo siedzisz”. Carukian nie chciał siedzieć, zrezygnował z partii, skupił się na robieniu pieniędzy i kierowaniu Komitetem Olimpijskim Armenii. Teraz wrócił i dziś jego partia prowadzi w niektórych sondażach, w innych jest na drugim miejscu tuż za Republikanami czyli tutejszą „partią władzy” związaną z prezydentem Serżem Sarkisjanem.

Oligarcha premierem

W tym najstarszym chrześcijańskim państwie świata ‒ w 313 roku oficjalnie przyjęto tam chrześcijaństwo jako religię państwową – akurat zmieniono system polityczny: jeszcze do przyszłego roku główną władzę sprawować będzie prezydent, ale potem realne centrum decyzyjne przejdzie w ręce premiera. Cóż, można powiedzieć, model polski... Carukian po wyborach parlamentarnych, których wyniki znać będziemy w najbliższy poniedziałek może będzie premierem, a może – co bardziej prawdopodobne – szefem parlamentu. Ale może też być tak, że w 2018 roku obecny prezydent Sarkisjan z rządzącego już pięć lat Armenią „klanu Górskiego Karabachu” zostanie szefem rządu czyli faktycznym „numerem jeden”, a Carukian prezydentem państwa. Ale teraz Gagik tłumaczy mi, że wyborców przekonuje do siebie hasłem, które brzmi w uszach swojsko. Apeluje do nich: „dajcie szansę!”. Znamy to, znamy. U nas to było skuteczne. Potentat biznesowy Carukian mówi rodakom, że może zmienić Armenię, jeśli tylko będzie taka ich wola, ale to zależy od nich samych i ich wyborczych głosów.

Pytam się go czy będzie w końcu regularna wojna między Armenią a Azerbejdżanem, bo na razie trwa pozycyjny ostrzał i w każdym niemal tygodniu ginie po paru żołnierzy ormiańskich i trochę więcej azerskich. Tych z Azerbejdżanu jest więcej – zdaniem Erywania – bo to muzułmańscy sąsiedzi chrześcijańskiej Armenii atakują, a wtedy zawsze straty są większe. Polityk-oligarcha nie jest w tej kwestii „jastrzębiem”. Mówi mi, że jego przekaz do rodaków w tej materii jest równie prosty, co w pozostałych: „zróbmy referendum czego chcemy”.

W niedzielę jadę kolejny już raz nad zamkniętą granicę armeńsko-turecką. Żeby dostać się stąd do Konstantynopola (Istambułu), to zamiast pojechać paręset kilometrów w linii prostej, trzeba dojechać do Gruzji i przejechać to drugie po Armenii najstarsze chrześcijańskie państwo świata ‒ i tam dopiero przekroczyć granicę z Turcją. To tysiąc kilkaset kilometrów czy ze trzy razy dłużej.

Trudne sąsiedztwo

Relacje Erywania z Ankarą są tak naprawdę pochodną stosunków między Armenią a Azerbejdżanem. Kilka lat temu, mimo tragedii ludobójstwa Ormian w 1915 roku wydawało się, że dzięki „formacji futbolowej” dojdzie do ocieplenia relacji ormiańsko-tureckich a mecz reprezentacji obu krajów będzie jedynie impulsem do poprawy relacji politycznych i ekonomicznych. Gdy wydawało się, że zostanie on spełniony włączyć się miał Azerbejdżan, który wywarł tak wielką presję na Turkach, że ci wycofali się z tej „odwilży a Kaukazie”.

Walki zbrojne między państwami Ormian i Azerów trwały tuż po upadku Związku Sowieckiego, rozpoczęły się w 1991 roku i zakończyły po trzech latach. Ustały po dojściu ponownie do władzy w Baku klanu Alijewów. Pragmatyczny Heydar (Gajdar) Alijew-senior zawarł z Armenią swoisty „układ pokojowy”, do którego sfinalizowania doszło w stolicy Kirgistanu ‒ Biszkeku (dawniej: Frunze).

Do dziś światowa opinia publiczna, ale też i kartografowie-autorzy map nie uznali aneksji Górskiego Karabachu (ros. Nagorono Karabach) przez Armenię. W atlasach dalej jest to część Azerbejdżanu – a przecież, jak mówi mi młody ormiański polityk: „w rzeczywistości jest inaczej”.

Straty z konfliktu zbrojnego 1991-1994 wyniosły po kilkadziesiąt tysięcy zabitych – ale dziś naprawdę wielu ekspertów i dyplomatów, także z krajów Unii uważa, że nowa wojna między Erywaniem a Baku jest tyko kwestią czasu. „To nie kwestia CZY tylko raczej kwestia KIEDY?” - powiedział mi dyplomata o sporym stażu w obszarze postsowieckim.

„Stronnictwo wojny” w Armenii jest silne. Przede wszystkim związane jest ono ze wspomnianym już tu „klanem z Górskiego Karabachu”. Zdecydowana większość elit politycznych i militarnych Armenii pochodzi się właśnie z tego klanu. Wywodził się z niego poprzedni prezydent Robert Koczarjan, wywodzi i obecny Serż Sarkisjan.

Rosja dzieli, Rosja rządzi

Tylko pierwszy szef niepodległej, po czasach ZSRS, Armenii Tigran Petrosjan nie był z „Nagorno Karabachu”. W wyniku walk zbrojnych Armenia zaanektowała siedem prowincji w tym Górski Karabach, ale to właśnie on jest tą ziemią, której Erywań nie odda za żadne skarby świata. Gdy pytam czołowych polityków rządzącej partii Republikanów o warunki planu pokojowego, który sonduje teraz Rosja, a w jej imieniu Siergiej Ławrow, to w nieoficjalnych rozmowach słyszę, że mogą sobie wyobrazić oddanie pięciu prowincji Azerbejdżanowi, ale Górski Karabach jest poza dyskusją, bo to część ormiańskiej historii, kultury, tradycji, przeszłości i przyszłości. Dziś w tym regionie, który stał się kartą w rosyjskiej grze mieszka około 150 tysięcy ludzi.

A Moskwa uprawia, tak jak już od wieków, politykę „divide et impera” sprzedając broń zarówno Erywaniowi jak i Baku. Tyko w zeszłym roku Azerbejdżan kupił sprzęt wojskowy od Federacji Rosyjskiej za 3,5 miliarda dolarów. A jednocześnie Putin występuje w roli „gołąbka pokoju” i to on zaprasza, zwłaszcza gdy dochodzi do walk na granicy, prezydentów Sarkisjana i Alijewa na przykład do Soczi i po tych rozmowach idzie w świat komunikat, że Kreml właśnie oto kupił pokój na Kaukazie Południowym (tak było w ubiegłym roku).

Co do rosyjskiej broni, to główny wróg Armenii – Azerbejdżan ma za co ją kupować, skoro sam tylko budżet na obronność Baku jest mniej więcej taki, jak całego państwa Ormian. Przewaga gospodarcza Azerbejdżanu systematycznie – dzięki ropie, ale też zagranicznym inwestorom ‒ wzrasta. Dumni Ormianie przeciwstawiają im swój patriotyzm i wolę walki, argumentując, że w zwycięskiej operacji ‒ jak byśmy to nazwali „powrotu Górnego Karabachu do macierzy” ‒ przewaga liczebna była po stronie Azerów, ale dzięki większemu duchowi walki, zaangażowaniu i determinacji wygrali Ormianie. Gdy w kwietniu 2016 roku zaczęły się intensywniejsze walki na granicy i rzeczywiście wojna między tymi dwoma państwami wisiała na włosku, to nie można było znaleźć wolnego miejsca w samolotach lecących do Erywania z krajów Europy Zachodniej czy Ameryki. To Ormianie z diaspory wracali, by wesprzeć ojczyznę. Tu nikogo nie dziwi, gdy polityk publikuje zdjęcie swojego nieletniego syna w miniaturze żołnierskiego munduru całującego trójkolorową granatowo-czerwono-pomarańczową flagę Armenii. Młodzi Polacy są często zaskoczeni, gdy ormiańscy trzydziestolatkowie, ojcowie rodzin oświadczają im, że gdyby była wojna, rzuciliby wszystko, zostawili rodzinę, domowe pielesze i poszliby się bić.

Ormiańskie kawały - nie tylko Radio „ Erywań”

Ormianie mają poczucie humoru. Ich dowcipy pokazują, że potrafią śmiać się zarówno ze swoich wrogów, ale też ze swoich wad czy przywar. Sam słyszałem dowcipy o „korygowanych” wynikach wyborów w Armenii. Jeden z młodych ludzi opowiadał mi też kawał o tym jak to Azerbejdżan kupił od Rosjan bardzo groźne wyrzutnie „Smiersz” i ostrzelał z nich Armenię. Okazało się jednak, że pociski w ogóle nie wybuchały. Gdy Azerowie zgłosili się z reklamacją do Moskwy, mieli usłyszeć: „Sprzedaliśmy Wam broń, ale Wy nie kupiliście od nas instrukcji”.

Przy granicy widzę stare samochody, nawet bez tablic rejestracyjnych. Wszędzie wisi pranie na sznurkach, jak to i nas drzewiej bywało. Życie toczy się normalnie, choć przecież w cieniu wojny. A przecież nie tylko wojny obawiają się Ormianie. W tygodniu poprzedzającym mój wyjazd były tam trzy trzęsienia ziemi. Ale pewnie łatwiej jest przeżyć wstrząsy tektoniczne niż militarny pożar na granicy. Jak długo jeszcze Południowy Kaukaz nie będzie w ogniu?

*„Gazeta Polska Codziennie” 27.03.2017
 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 1201
Ryszard Czarnecki
Nazwa bloga:
Blog autorski

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 6, 824
Liczba wyświetleń: 8,069,376
Liczba komentarzy: 10,985

Ostatnie wpisy blogera

  • Trójkąt USA- Włochy-Belgia i rosyjskie aktywa
  • POLOWANIE NA PREZYDENTÓW "A LA FRANCE"
  • DOSTAŁ NOBLA I RUJNUJE WŁASNY KRAJ. SKĄD MY TO ZNAMY ?

Moje ostatnie komentarze

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • EKSHUMACJA ŚP. WASSERMANA I MILCZENIE PIĄTEJ KOLUMNY
  • Najnowszy kawał o Tusku i Gierku
  • Nowy kawał o Tusku i raju

Ostatnio komentowane

  • NASZ_HENRY, ,..,.,,.,. We Francji strzelają do prezydentów ślepakami a w Polsce pancernymi brzozami 😎
  • Zbyszek, Pytanie jest takie: Dlaczego władze Chin, których Chińczycy nie wybierają, nie mogą zmienić, działają na korzyść Chin?Jest to pytanie kluczowe dla oceny sprawności i efektywności systemów samo lub po…
  • Marek Michalski, Ten Pan Nobla dostał nie za teorię, tylko za praktykę. Udaną. Założył bank dla biednych ludzi bez zdolności kredytowej. Grameenbank udziela pożyczek nie na konsumpcję, lecz na prowadzenie drobnej…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności