Zliberalizowana niedawno ustawa o ochronie przyrody - jak widzę - wzbudza wiele emocji. Do różnych redakcji – alarmują dziennikarze tychże - napływają sygnały o wycinkach drzew. Ponoć ma dochodzić do rzezi drzew na masową skalę. Przypomnijmy, że zgodnie z nowymi przepisami prywatny właściciel nieruchomości może bez zezwolenia wyciąć drzewo na swojej posesji, bez względu na jego obwód, jeśli nie jest to związane z działalnością gospodarczą. Zezwolenie nie jest też wymagane, kiedy drzewa i krzewy usuwane są w przypadku przywracania nieużytków na cele rolnicze. Co robić – pytają zdesperowani działacze od wszelakiej ekologii? Jeden z samorządowców odpowiada: „Tak, zmienić ustawę, żeby konieczne było wydawanie pozwoleń na wycinanie drzew przez samorządy”. No tak, ale nie po to zliberalizowaliśmy ustawę, by teraz ją ponownie zaostrzyć i przywrócić uprawnienia lokalnym urzędnikom. Wasze - urzędników - niedoczekanie! Musimy zacząć odchodzić od socjalistycznego modelu państwa, gdzie to urzędnik (w oparciu o prawodawstwo) układa obywatelom życie. Tam, gdzie jest to zbędne musimy zacząć deregulować przepisy. Poszerzyć przestrzeń wolności dla obywateli.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by samorządy na swoim terenie zasadzały lasy! Proszę bardzo. Tymczasem sytuacja przeważnie wygląda w ten sposób, że samorządy sprzedają ziemię deweloperom, z czego mają poważne przychody do własnych kas, tam powstają blokowiska, gdzie oczywiście zieleni „jak na lekarstwo”, a później ci sami samorządowcy „ratują” drzewa na ternach prywatnych. Podkreślam, jako osoba uwielbiająca przyrodę, nic samorządom do cudzej własności! Zresztą zauważam u niektórych polityków i lokalnych samorządowców traktowanie obywateli jak umysłowo upośledzonych. Skoro obywatel posiada drzewa, to na pewno zaraz je wszystkie wytnie! Powtarzam, że choćby je wyciął, to jego – a nie samorządu - sprawa! Jeden z moich znajomych posiada ziemię, na której rośnie las. Zawsze stosował zasadę: WYTNIJ JEDNO – POSADŹ DWA, CO NAJMNIEJ DWA DRZEWA! Nikt go nigdy do tego nie zmuszał, nie kazał, nie doradzał. – Przecież to jest moje, a ja nie będę działał przeciwko własnym interesom – mówił. – Kiedyś moje dzieci też będą paliły w kominku. I dostawał „białej gorączki”, gdy musiał pisać wniosek o wycinkę drzew do „jaśnie państwa” urzędników samorządowych i leśnych. – Czy leśnicy pytali mnie czy wolno im było wyciąć jakieś drzewo z zasobów lasów państwowych? – pytał retorycznie. – Nie. I dobrze, że nie pytali, bo w żadnym wypadku nie jest to moja sprawa. Niech wycinają, zasadzają jak im w duszy zagra. Mają swoje zadania i jak nie będą ich realizowali, to przyjdzie kolejna władza i ich wymiecie. Zresztą nie mój cyrk, nie moje małpy.
Jestem zdania, że państwo należy „odchudzić”, tzn. tam gdzie ono nie powinno ingerować, niech się nie wtrąca. Ustawa o ochronie przyrody, to krok w dobrym kierunku. A ekologom i samorządowcom, którzy chcą przywrócenia poprzednich przepisów polecam model chiński - lasy pionowe, wznoszące się na poziomych platforamach, nawet 10 pięter do góry.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk
Poseł na Sejm RP
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10848
p.s. Ziemią znów będzie wolno handlować?
czytałem tą ustawę, jak dla mnie nie jest jednoznaczne określenie "związane z działalnością gospodarczą", gdzie podaje się przykłady deweloperów, co jest oczywiste, ale jak ktoś na prywatnym terenie prowadzi działalność gospodarczą np. serwis samochodowy itp. to już nie może sobie wyciąć drzewa, bo mu przeszkadza w rozbudowie ?
Wg mnie, jeżeli dany grunt jest przeznaczony na cele gospodarcze, budowę itd. powinno być jednoznaczne z pozwoleniem na dowolnym gospodarowaniu zadrzewieniem, podobnie jak sprzedaje się kawałki lasów pod budowę dróg czy innych obiektów.
Teren prywatny, to i wszystko co na nim jest też prywatne.
Ktoś pisał, że w USA z wycinką na własnej działce nie problemu, wystarczy tylko zgłosić i opłacić "urzędowe", tak formalność i po kłopocie, Dzięki temu ludzie chętnie sadzą drzewa, bo jak zechcą to je wytną.
Płace podatki na rzecz miasta i gminy ale dalej muszę usuwac śnieg z chodnika który biegnie przy mojej nieruchomości ,gdyby tylko z chodnika ale i z połowy drogi,
przez resztę roku ma byc pozamiatane ,czysto i schludnie.Nie mój chodnik ,nie moja droga ale pańszczyznę muszę odwalać jak na swoim.
Nie ubezpiecz nieruchomości od odpowiedzialności cywilnej i niech jakis moczymorda złamie sobie girę bo nie mój chodnik był oblodzony...!~?
Nieodpłatne sprzatanie na nie swoim chodniku czy części ulicy to jest dodatkowy ,ukryty podatek ,wymuszony ustawą której poczatki siegaja dziesiatki lat wstecz.
Co ciekawe ten przymus dotyczy tylko prywatnych właścicieli nieruchomości bo firm państwowych juz nie ani administracji państwowej ,nikt od nich takich danin nie żąda ,za nich robia to służby miejskie z wpływów podatkowych.