Ktoś pewnie zapyta o tę IV, którą jakbym pominął. Niby racja ale zdaje mi się, że właśnie jej doświadczamy. Ma ona formę takiego elastycznego gluta, który niedbale opiera się jakoby na wolności, równości i braterstwie, demonstrowanej pełnymi podziwu całowaniami dłoni, ale kiedy trzeba, kiedy zaczyna iść o pieniądze, pokazuje kto tu nosi spodnie i czemu są one od Hugo Bossa. Taka Rzesza to może sobie trwać bo skupia się ona właśnie na tym swoim survivalu i na robienie komuś nadmiernej krzywdy nie ma czasu.
Chodzi mi o taką formę Rzeszy, o której ostatnio wprost raczył bredzić nasz murowany kandydat do Oscara a wcześniej sugerowali ją nieśmiało śląski autonomista i biłgorajski przetwórca.
Oczywiście jasnowidzem nie jestem zatem stuprocentowej gwarancji na to, że nie powstanie jednak nie dam. Nie zapewnię nikogo, że kiedyś tam jakaś tam następna „ Andżela” czy inny „Gerhard” nie zdoła uwieść nas a przynajmniej naszych elit i nie sprawi, że się do niej czy tam do niego sami zwrócimy z adresem, że „przy Tobie stoimy i stać chcemy”. Może też zrobić to najbardziej klasyczną metodą, jaką wcześniej jej czy jego rodacy tworzyli poprzednie „wielkie Rzesze”. Tego nikt, kto zna historię wykluczyć nie może. Ja też.
Jak będzie to się zobaczy. Może nie ja, nie my ale ktoś kiedyś zobaczy. Mi chodzi o to, że V Rzesza z nami w skladzie mentalnie nie ma szansy powstać.
Kiedy czytam, że za Odrą i Nysą Łużycką wybuchł kolejny skandal bo jakaś tam ważna polityczka, asystentka jeszcze ważniejszego polityka, okazała się wtyką Stasi a ów ważniejszy polityk od lat się wije i zapewnia, że z tąż Stasi nie miał nic wspólnego, pytam się z czym my byśmy mieli do tej Rzeszy iść?
My przecież jesteśmy na etapie bajek dla dorosłych, w których 100% tak zwanych agentów swą współpracę zakończyło już na podpisaniu zobowiązania i przyjęciu jakiegoś mniej lub bardziej uroczego pseudonimu po czym palcem nie kiwnęło by naszą rodzimą Stasi wesprzeć myślą mową uczynkiem czy choćby zaniedbaniem. Przez co ta nasza rodzima Stasi musiała skupiać się w wolnych chwilach na spisywaniu z domofonów list lokatorów. By się wykazać. Zasadniczo zaś, jak już po osiedlach nie latała od klatki do klatki, była taką bardziej profesjonalną i dyskretną zarazem Gwardią Szwajcarską, strzegącą ofiarnie bezpieczeństwa Ojca Świętego. Najpewniej przed KGB i GRU.
Oczywiście ktoś, znający realia za Odrą i Nysą, ubawiony moją ignorancją w sprawie stosunku współczesnych Nibelungów do Stasi, Ossie i takich tam, mógłby mi wyjaśnić, że tak naprawdę Nibelungi maja głęboko w dupie to, że ktoś kapował czy też tylko grę prowadził ze wschodnią bezpieką. Że to tylko takie tam, brzydkie zabawy elit.
No w tym właśnie sęk! Ja przecież nie twierdze, że to „proste Polaki” dają się usypiać bajkami o naszych „szlachetnych czekistach” i tych, którzy wcale im nie pomagali. Problem właśnie w elitach i ich złaknionego oddychania tym samym powietrzem otoczeniem, które w tej sprawie wykazują albo specyficzny rodzaj głupoty albo zwyczajnie palą głupa choć doskonale wiedzą o co chodzi. Nawet jeśli niemiecki elity są obłudne i cyniczne w tym oczekiwaniu „czystości”, dobrze to świadczy o jakimś tam, głęboko pod codziennym mięsem ukrytym kręgosłupie moralnym społeczeństwa. Który jeszcze a może i nigdy nie pozwoli ot tak, jak u nas, przejść do porządku nad tym, że się kapowało totalniakom.
U nas nie stanowi to problemu. I to na szczeblu znacznie wyższym niż asystent jakiegoś tam aspirującego polityka. Pomijając przy tym i to, że naprawdę dobrze to się mają nie tajni a jawni współpracownicy.
I teraz przyznam, ze jestem w kropce. Bo to, że w V Rzeszę „zlać się” nie możemy, cieszy mnie niezmiernie. Smuci natomiast to, że nie dlatego, że tacy z nas fajni twardziele ale dlatego, że nie mamy predyspozycji.
http://www.tvn24.pl/skandal-w-niemczech-szara-eminencja-postkomunistow-byla-agentka-stasi,360082,s.html
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3049
Zupełnie inaczej będą się sprawy miały z ich poglądem na potrzebny porządek u ludu żyjącego w Lebensraumie: tu szpiclami ma być rząd naszpikowany; a) nasz rząd, b) ich szpiclami.
Jeśli do tego uda się spowodować, by nadwiślański lud bagatelizował, a może nawet lubił szpicli w „swoim” rządzie, a co najmniej wierzył we wspomniane przez Pana bajki, to będą mieć po prostu pełnię swego teutońskiego uszczęśliwienia.
I byłoby to niewątpliwie korzystne dla budowania „europejskiego domu”, czyli kolejnej niemieckiej próby „europejskiej integracji”. To jedynie tacy malkonenci jak Pan (i ja) nie wykazują stosownego entuzjazmu, jaki przecież już dawno temu powinny nam były zaszczepić jak nie niegdysiejszy Nowy Kurier Warszawski, to jego obecne wcielenie z czerwonym sztandarem przy tytule.
I coś mi się wydaje, że nasze szkodliwe dla Rzeszy opisywanie sytuacji może nawet na nas ściągnąć jej gniew. Bo jeśli coś stanie na drodze jej kolejnemu wcieleniu (i europejskiej integracji, mniejsza – którego to aktualnie numeru), to nie będzie tym czymś dobrotliwa naiwność naszego nadmiernie dobrodusznego narodu, lecz raczej jego otwarte oczy. Te same, które dostrzegłszy odrastający hydrzy łeb Teutonii, dostrzegą także szczurze mordy agentury w kondominium. Nigdy w każdym razie dość przypominania, że ta ostatnia bierze się z tej poprzedniej, a – dajmy na to – wyrasta plennie i samosiejnie po rowach melioracyjnych.
Agentura pleni się i jest implantowana w "strefie sanitarnej" właśnie dlatego, że Rzesza jej potrzebuje. Dobrostan szpicli jest właśnie oznaką postępującej budowy Rzeszy. Znowu.
Pozdrawiam
Rzecz cała zasadza się bowiem na PRAWIE. Otóż Niemcy traktują swoje państwo i prawo poważnie, a widać to choćby przy okazji kolejnych „szczytów” Unii Europejskiej, kiedy to prawie cała gromadka przyjmuje bez szemrania, cokolwiek umiłowani przywódcy między sobą ustalili, a niemiecka kanclerz stawia się w te pędy przed niemieckim (!) parlamentem, by przedstawić uzgodnioną propozycję (!) i uzyskać mandat na jej przyjęcie.
Niemiecki Sąd Najwyższy uznał bowiem, że Unia Europejska jako pozbawiona demokratycznej kontroli nie może Niemcom nic narzucać i w związku z tym jej ustalenia muszą być przed uzyskaniem mocy przyjęte przez Bundestag. Lekko to uprościłem, ale tak właśnie wygląda istota sprawy.
I – istota różnicy między Niemcami a resztą IV. Rzeszy. W tym – nami.
Nie, żeby to była jedyna różnica, ale i tej dość, by zauważyć, że – jak z tym znanym mówieniem – kiedy dwóch ustala taką samą zasadę, to nie u obu oznacza ona to samo.
Swego czasu objawiało się to na przykład w surowym karaniu aborcji na terytorium III. Rzeszy przy jednoczesnym wspieraniu jej u nadwiślańskich „untermenschów”. Rzesza nie ma powodu widzieć siebie i nas jako bytów równorzędnych.