Czy Ania Shirley była lesbijką, czyli kamieniami w "Kamienie..."
Uroczystości z okazji 3. rocznicy tragedii pod Smoleńskiem kolejny raz udowodniły, że jesteśmy podzieleni. Coraz częściej przebąkują też o tym przeróżni naukowcy uspokajając, że to typowe, naturalne podziały historyczne, polityczne, cywilizacyjne i religijne. Ale to bujda, bo naturalne nie są, nie powstały z niczego, zostały sprytnie i konsekwentnie zaplanowane przez krętaczy, tchórzy i kłamców, posiane i regularnie podlewane nienawiścią do wszystkiego, co polskie, co stanowi o naszej niepodległości i racji stanu. I gdy właśnie w ten dzień Polacy składają hołd ofiarom domagając się prawdy i szacunku dla ofiar, rządzący chyłkiem o świcie podrzucają kwiaty pod pomnik, by uciszyć sumienie, i uciekają jak najdalej. Bo gdy brak jest polityki międzynarodowej, to obce państwa decydują o kalendarzu wizyt rządowych, o winnych katastrofy, rządzą polskimi finansami, bankami, energetyką.
Podział społeczeństwa na dwie kategorie, na światłych i oszołomów, na wygranych i przegranych, mających szansę i tych obśmiewanych, na Polskę kawioru i szampana i Polskę kaszanki, biedy i upokorzeń, to podział sztuczny, bo sprowokowany, który jak paliwo napędza rządzących, przedłuża ich trwanie, choć lampka kontrolna pali się od dawna. Gdyby jednak spróbować wyciągnąć pierwiastek z tych wszystkich podziałów, wynik byłby taki, jak w PRL-u. Metaforycznie można go ująć jako podział na tych z AK i tych z PZPR. Dwa nieprzystające do siebie światy.
Przenośnia ta, w ostatnim czasie za sprawą nie byle kogo – „kwiatu rodzimej inteligencji”, zajmującej wysokie stanowiska i szczyczącej się tytułami naukowymi, odżyła na nowo, nabrała współczesnego „tęczowego” kolorytu, choć znaczenie pozostało niezmienne. Nie pierwsza to nagonka na naród i patriotyzm. Zainfekowani śmiertelną chorobą nienawiści do wszystkiego co polskie, konsekwentnie i systematycznie dawkowali swój jad tajni współpracownicy, moralna szumowina i nowocześni homosie, reprezentowani przez sprzedajnych pismaków o zniewolonych umysłach, pseudonaukowcy, zdegenerowani reżyserzy i artystki, stetryczali satyrycy i inne rynsztokowe beztalencia, mieniące się „elitą”. Gdy to nie odniosło skutku, użyli kamieni obelg, by sprofanować Ojca Świętego, uderzyć w wiarę, polski naród, jego historię i patriotów. Ostatnio, chyba wzorem Boya, który za sprawą pisania w sowieckich gadzinówkach wszedł na stałe do „elity” niewolników Stalina, zachciało im się wystąpić w roli „odbrązawiaczy”, choć sami strzegą własnej, załganej legendy. Jak Boy, który sam uprawiając mitologię, wytoczył jej walkę, a w imię historycznoliterackiego rewizjonizmu ubabrał się w poszukiwaniu kolejnych kochanek Mickiewicza, tak współczesne elity, także historycy, bez wykształcenia polonistycznego, bez podstawowych narzędzi do analizy historycznoliterackiej dzieła krzyczą, że trzeba na nowo odczytać „Kamienie na szaniec”.
Piszę o historykach nie dlatego, że w przeważającej liczbie sprawują oni władzę w Polsce, ale głównie po to, że z wielkim rozbawieniem czytam ich wypowiedzi na temat dzieł literackich. Ostatnia, która mnie zainteresowała, jest autorstwa doktora Andrzeja Chmielarza, kierownika Biura Badań Historycznych Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej, jednostki nadzorowanej przez MON. Wypowiedź doktora przykuła moją uwagę już w ubiegłym roku, gdy z okazji 70. rocznicy Armii Krajowej, udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej”. Stwierdził wówczas, że „Państwo (IIIRP – prz. aut.) zdało egzamin. Zapewniło możliwość swobodnego działania byłym zołnierzom AK. Ustanowiono dzień Polskiego Państwa Podziemnego, upamiętniono wielu żołnierzy AK nadając ich imiona ulicom, szkołom”. Niestety, prawda jest zupełnie inna. Weterani AK potrzebują prawdziwej opieki, bezpieczeństwa finansowego, socjalnego i zdrowotnego, których obecny rząd im nie zapewnia. Stają przed widmem eksmisji, jak schorowany mieszkaniec Opola czy jak żołnierze AK mieszkajacy na Białorusi, przybyli w mundurach do Polski na Zjazd Łagierników, którzy padli ofiarą bezduszności i braku szacunku Straży Granicznej, podejrzewającej ich o przemyt narkotyków. Ostatnio władze Warszawy wymówiły lokal przy ul. Noakowskiego 12 Stowarzyszeniu Kombatantów – Duszpasterstwa Weteranów Kawalerii i Artylerii. To ważne miejsce dla pamięci narodowej i tradycji polskiej kawalerii, gdzie przechowywane są liczne pamiątki po m.in. Armii Krajowej czy powstańcach warszawskich. To wielki wstyd dla prezydent stolicy, a także dla całego rządu, gdy żółnierze AK muszą sami prostestować przeciwko emisji oszczerczego filmu i znieważaniu pamięci żołnierzy AK przez telewizję ZDF.
Doktor historii pomija tę niewygodną prawdę. Nie ma też racji, gdy w wywiadzie dla Gazety Wyborczej (przy wtórze K.Tomasika z „Krytyki Politycznej”), zabiera głos na temat „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego, po tym, jak doktor Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk wywołała burzę sugerując, że bohaterów powieści: "Rudego" i "Zośkę", łączyła homoseksualna miłość. Naukowiec uważa, że „Kamienie na szaniec” to książka „targetowana”, nastawiona na pokazanie sukcesu polskich żołnierzy i zgadza się z dr Janicką, że trzeba ją odbrązowić, poddać reinterpretacji i dekonstrukcji.
Czytał – nie czytał, zastanawiam się, po takim stwierdzeniu, skoro nie wie, że nie o polskich żołnierzy chodzi, nie o kult liceum im. S.Batorego, a tym bardziej nie o antysemityzm. Przeciw takiemu odczytaniu protestuje też Danuta Rossman, łączniczka Tadeusza "Zośki" Zawadzkiego oraz oburzeni harcerze Szczepu 23 Warszawskich Drużyn Harcerskich i Zuchowych "Pomarańczarnia" i Harcerska Fundacja "Pomarańczarnia". A może lepiej zabrać się za reinterpretacje kłamstw Grossa, a nie dokument A.Kamińskiego, którego siła tkwi w prawdziwości historycznej, psychologicznej i moralnej, i który we wszystkich szczegółach został oparty na faktach, pamiętniku „Zośki” i relacjach przyjaciół. I co tu reinterpretować? I w jakim celu? Walka z groźnym w dzisiejszych czasach mitem, to walka z tradycją, która niepokoi przeciwników polskości, to obrzydliwa i pozbawiona podstaw naukowych prowokacja, która posuwa się do podłych pomówień, oskarżeń ojca „Zośki”, prof. Józefa Zawadzkiego, nie bada niczego, bo celowo odcina się od wszelkich narzędzi analizy historycznoliterackiej, wmawia utworowi własne widzenie przez pryzmat osobistych idei, upodabań, przekonań, by wycisnąć z utworu pożądany sens. Nie dziwi więc emocjonalny, osobisty kontekst ataku dr Janickiej, podobny do tego, jaki zaprezentowała w książce Wydawnictwa „Krytyki Politycznej” – „Festung Warschau”. Dziś kontynuuje swoje ekscesy, sygnowane przez PAN, ze strachu, bo widoczny proces umacniania się patriotyzmu to ogromne zagrożenie dla takich ludzi. Dziwić może tylko, że doktor Chmielarz, w latach 2003-2005 - członek Rady Honorowej Budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, bierze udział w ciskaniu kamieniami w „Kamienie...” popierając autorkę, która Muzeum Powstania Warszawskiego nazywa „makabrycznym parkiem rozrywki”.
Tekst opublikowany w "Warszawskiej Gazecie"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3835