Długo zastanawiałam się, czego życzyć Szanownym Czytelnikom z okazji Świąt Wielkiejnocy, tych najważniejszych świąt chrześcijańskich, gdy, jak mówi Orędzie „ Noc łączy niebo z ziemią, a sprawy Boże ze sprawami ludzkimi”. Dziś Wielki Piątek. Drugi dzień Świętego Triduum Paschalnego, poświęconego celebracji Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. A my już jesteśmy zmęczeni. Sprzątaniem, zakupami, przedświątecznymi przygotowaniami. Bo wszystko musi być perfekcyjnie i zgodnie z tradycją. Tak uczyły nas nasze babki, matki, to chcemy przekazać naszym dzieciom. Niełatwe mamy zadanie, bo pogarda dla wiary i tradycji jest już nie tylko walką z krzyżem, ale nawet z tradycyjną święconką i świątecznym menu, którą podejmuje na Lisowym portalu znana restauratorka z klanu Gesslerów. Dla niej tradycja jest tylko schematem, który ochoczo łamie w imię multikulturowości także na talerzu. A przecież życie w wierze i tradycji, ten rozum całego narodu, przesiany z jednego wieku w drugi, jest istotą, która, łącznie z historią, buduje naszą tożsamość, określa nas jako Naród, odróżnia od reszty świata. Powoduje, że stajemy się mądrzejsi, bardziej silni i gotowi podjąć walkę ze Złem, które czyha na każdym kroku próbując wedrzeć się w nasze dusze, umysły i, jak widać, nawet talerze. Dlatego moje życzenia dotyczą zadumy nad prawdami i wartościami, które świadczą o naszym człowieczeństwie.
Jutro Wielka Sobota, Wigilia Zmartwychwstania, czas ciszy i kontemplacji, ale i radosny dzień oczekiwania, trwanie przy Grobie Pańskim, święcenie wielkanocnych potraw: jajka – symbolu życia i odrodzenia, mięsa i wędlin, na znak, że kończy się post, baranka – symbolu Chrystusa Zmartwychwstałego, a także chrzanu, bo „gorycz męki Pańskiej i śmierci została zwyciężona przez słodycz zmartwychwstania”. Przed nami Wielka Niedziela, radosna nowina zmartwychwstania, zwycięstwa, radość i Alleluja. Jeśli nie wsłuchamy się w to, co najważniejsze i zagubimy się w codzienności, nie zauważymy, że grób jest pusty, nie zrozumiemy, że nie ma takich więzów, których skruszyć nie można. Staniemy się ubożsi, samotni, zgorzkniali, zrezygnowani. Pogodzeni ze Złem, które nas zwycięży, odtańczy swój taniec na naszym grobie, podepcze to, w co wierzyliśmy.
Podobną wymowę miała homilia papieża Franciszka, w Niedzielę Palmową, 24 marca w Watykanie. Ojciec Święty zaapelował, aby nie poddawać się Złemu, który zniechęca nas do działania, walczyć z całym złem współczesnego świata; z biedą, wojnami, przemocą, korupcją, kultem pieniądza, zepsuciem i niesprawiedliwością. Zachęcał jednocześnie, byśmy nie byli ludźmi smutnymi i nie poddawali się zniechęceniu, bo nigdy, w trudnych chwilach, nie jesteśmy sami w walce z problemami, które tylko wydają się nie do rozwiązania. Zaraz też pojawiła się krytyka kazania papieża. Jak mamy się cieszyć, komentowano, skoro nasza ojczyzna tonie, Polacy nie mają pracy i zmuszeni są do emigracji, dzieci umierają z braku opieki zdrowotnej, szerzy się przemoc, korupcja, a nieudolny rząd nie ma recepty na kryzys gospodarczy, społeczny, moralny i obyczajowy. Jak się weselić, gdy komornicy, w majestacie bezprawia, rekwirują nasze mieszkania, sądy, łaskawe dla złodziei, karzą za wolność słowa, a urzędy inwigilują obywateli, sowicie nagradzając swoich?
Odpowiedź na krytykę jest prosta. Nasza radość, na przekór beznadziejnemu położeniu, musi wypływać z nas samych. Jej źródłem jest nasza siła i wiara, której życzę Czytelnikom. Bo pozwala ona odróżnić dobro od zła, nakazuje pielęgnować nam kwiatki – cnoty franciszkańskie, a grzechy – czyli chwasty, usuwać. Naszą siłą jest też świadomość, dzięki której przetrwaliśmy najcięższe czasy w naszej historii: zabory, powstania, wojny, obozy zagłady, ale także czasy komunizmu, szykanowania i upodlenia. Świadomość moralnej przewagi nad wrogiem i nasza duma pozwoliły przetrwać najcięższe katownie; z podniesioną głową i umiłowaniem życia, przyjmować śmierć jako zwycięstwo nad oprawcami.
Bo wszyscy jesteśmy Syzyfami, toczącymi nasz kamień pod górę. To nasza kara za sprzeciw wobec silniejszym, dzierżącym władzę. Czy Syzyf mógł się zbuntować? Odmówić wykonywania kary, usiąść u podnóża góry i odpoczywać? Pewnie tak, ale byłaby to jego klęska, dowód na to, że się poddał, zrezygnował, upokorzył. Albert Camus w swoim eseju o szczęśliwym Syzyfie pisze, że jest on najsilniejszy w momencie, w którym schodzi po kamień; jest silniejszy nawet od swego losu. Jego wielkość polega na świadomości, dzięki której zwycięża, bo nie jest już bezradną zabawką w rękach bogów, ale panem swego losu. Kiedy to zrozumiał, bogowie nie mieli już nad nim żadnej władzy. Życie, nawet najcięższe, może być także radością, gdy zrozumiemy na czym polega nasza udręka, ale i nasza wielkość. Życzę też świadomości, która pomaga nam zwyciężać szczególnie wtedy, gdy nie jesteśmy sami, dzielimy się nią z innymi, poszerzając jej krąg, tworząc wspólnotę celów i przekonań. Najważniejsze jednak życzenie dotyczy obrony prawdy. W polityce, mediach, życiu codziennym, wspólnych relacjach rodzinych i przyjacielskich. Zarówno odkłamanie historii, jak i wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej musi stać się naszym priorytetem, bo jak mówił Jan Paweł II: "Tylko prawda czyni człowieka, narody, społeczeństwa, naprawdę wolnymi”.
I jeszcze jedna refleksja, nie nowa, ale nadal aktualna. Walczmy z pomówieniami, oskarżeniami, błędnymi sądami, przeciwstawiajmy się krzywdzącym nasz naród i nas – Polaków opiniom. Te nieprawdziwe bolą najbardziej. Może mniej, gdy wypowiadają je członkowie rządzącej partii czy byłej PZPR, o wiele bardziej, gdy formułują je „nasi”, niekwestionowane autorytety naukowe, polityczne czy moralne. Gdy autorem subiektywnej i krzywdzącej diagnozy o nastroju beznadziejności w Polsce, za który odpowiedzialne są Prawo i Sprawiedliwość, Radio Maryja i NSZZ „Solidarność” jest profesor Maciej Giertych, współpracownik Wojciecha Jaruzelskiego, gloryfikator stanu wojennego i krytyk opozycji niepodległościowej, dziwić się nie można. Gdy myśl tę kontynuuje i diagnozę powiela prawicowy profesor i socjolog Andrzej Zybertowicz na łamach prawicowego tygodnika „W Sieci”, (nr 11, 2013 r.), robi się jednakowo dziwnie, co niepokojąco. W tekście zatytułowanym „Labirynty jałowych diagnoz” profesor przywołuje ubiegłoroczne spotkanie w toruńskim klubie „Szewska Pasja” z prof. Z.Krasnodębskim na temat relacji polsko-niemieckich. Zaniepokojony niedosytem poziomu dyskutantów, którzy powielają diagnozy nie proponując żadnych działań naprawczych (czy to obowiązek dyskutantów?), prof. Zybertowicz przenosi swą ocenę na cały obóz niepodległościowy, oskarżając go o chorobę defetyzmu, brak wiary w zwycięstwo, czarnowidztwo i niemoc. Oskarża właśnie teraz, gdy społeczeństwo zaczyna się organizować, młodzież, zwykle niechętna polityce, widzi konieczność swego udziału, gdy powstają nowe pisma prawicowe, a opozycja zalewa sejm nowymi ustawami, organizuje tematyczne debaty, na których prócz diagnozy obecnego stanu państwa, przedstawia szczegółowy program naprawczy w każdej dziedzinie.
I znowu stajemy się Syzyfami odpowiedzialnymi za całe zło tego świata, znowu na językach krytyki, zamiast nieudolnego rządu, oskarżani o „rytualne diagnozy niemocy”, brak woli działania, obwiniani o sianie zagrożenia i bezsilności. Brońmy się i reagujmy na takie i podobne nieprawdziwe i niekonsekwentne w swej motywacji teksty, pełne błędów merytorycznych, nieznajomości pojęcia „diagnozy”, kompromitujące nie tylko autorów takich tekstów, ale przede wszystkim krzywdzące i osłabiające tych, którzy mając świadomość Złego, bezbłędnie go zdiagnozowali, wypowiadając mu bezwzględną walkę. Nie możemy być smutni, bo mamy przewagę nad wrogiem, mamy pomysły, wolę walki i pamięć cudu, którego dokonał św. Franciszek, zwyciężając okrutnego wilka z Gubbio.
Tekst opublikowano w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2121
lubie Pania niemozebnie, tu i w gazecie wawskiej serwowane, dzieki--pozdro.