Czy warto się bawić w wyliczankę, niechybnie tak. Z tym, że ona istnieje nie tylko w żartach, ale i w każdej materii naszego, jakby nie było wspólnego państwa. Lepiej się pokusić o analizę. Nie tego co nie uczynione dla wspólnej sprawy, a rzut okiem na to co nieodwracalne. Tak samo, jak na znacząca część naszej historii.Między duchem, a ciałem wykuwa się los przyszły. Tak samo waży byt materialny i jego dociski, jak i obróbka niematerialna. Ciosy i przygniecenie do Ziemi idą z obu stron, a czasem marchewka. Jako przedmiot obróbki beznadziejnie wierzymy w swoją podmiotowość. Wizje ogranicza horyzont zdarzeń z naszym udziałem, lecz nie bez samoograniczenia wpływu. Trudno bowiem sobie wyobrazić, iż między jednym, a drugim uderzeniem, nim nam w uszach przestanie dzwonić, zamienimy się rolami z kowalem i jego czeladnikami.
Tyle, że gdy mówimy „My”, to myślimy „Oni”. A nie da się zacząć zmian bez porządków na własnym podwórku. Jak mamy uderzyć w jądro zła, gdy jest pośród nas. Nie zawsze w czystej emanacji, najczęściej w woalu rzeczy wspólnych. Tam gdzie najłatwiej podejść. Można nawet rzec, iż od zarania są wśród nas, w takiej, czy innej formie. Z jednym zastrzeżeniem, ewoluują. Powoli, acz skutecznie.
Historia się stała i nie ma co ubolewać, raczej prosi się o wnioski. Z natury proste, niestety, jak się okazuje zbyt… Martwi niejako to, że wieki poszły na marne, również w naszym „wyjątkowym” przypadku. Jak się jednak okazuje ktoś te wnioski wyciąga i się nimi skutecznie posługuje. Niejako utrzymuje stan posiadania, być może, równocześnie go poszerza. Za przyzwoleniem opętanych. Czym ?, niech każdy w sumieniu odpowie. Tam, gdzie coraz mniej miejsca, nawet dla najbliższych sercu. Gdzie zagościła pogoń beznadziejna, która podmieniła sprawy i rzeczy najprostsze. Rzec by można podstawowe.
Budowanie bez burzenia, naprawę bez rujnacji. Lęk słuszny przed kreowaniem, gdy można tworzyć w obszarze danych możliwości. Tak gdzie winno się łapać wiatr, a nie Boga za nogi. Tym bardziej, że tylko podręcznikowy kretyn może sobie to ubrdać. I niestety żniwa zbiera.
Kontynuacja szczególnie doskwiera, wydawałoby się, że po takich doświadczeniach krzty mądrości nabierzemy. A tu kolejne lata mijają, już z okładem dwadzieścia. I te ostatnie, szczególnie znamienne „Pięć”. Przeszła fala „Festiwalu Solidarności”, wydawało się, że nawrót „komuny” był tylko epizodem. A tu po, być może falstarcie prawicy, agentura rozgościła się na dobrze. Na dobre i złe. Na lata.
Według jednego z największych znawców „przypadku” Stalina, jego ulubioną lekturą był Faraon, autorstwa Bolesława Prusa.
Simon Jonathan Sebag Montefiore - Stalin: The Court of the Red Tsar.
Dwór Czerwonego Cara
Trudno podejrzewać jednego z największych zbrodniarzy o zaczytywanie się w polskiej literaturze i o to, że nie bez przypadku wybrał Faraona, a nie Kamizelkę. Choćby kuloodporną. Bo o lekturę Powracającej Fali go nie posądzam. Czemuż zatem wybrał owoc powieściopisarstwa nieudokumentowanego. Czyżby z przyczyny świetnej i przystępnej analizy systemu totalitarnego i mocy „religii”. Co zresztą widać po odwzorowaniu struktur, a nawet symboli i obrządków. Jak najbardziej, a sprawa sięga znacznie głębiej. Do Sumeru i Mezopotamii. A także z powodu, że bynajmniej nic się nie zmieniło. Ni człowiek, nie też okoliczności „przyrody”.
To nie jest kwestia, że tylko pięć lat w plecy. Całe wieki. A odrobić nie ma komu, bo kto niby miałby. Już raz się zdarzyło, że pojawił się „taki jeden”. A jak skończył, to wszyscy wiedzą. Świat się aż prosi o Katharsis. Za dużo jednak popiołów, co raz to mniej jest się z czego odrodzić. Sekunda waży. Dzień, tydzień, miesiąc, rok i kolejne lata nawet nas nie cofają, to byłoby akurat wskazane. Przybliżają tylko, to co nieuchronne. Gdy pozornie wyprostowani nie potrafimy chodzić na czworakach. Po Ziemi. A nie mamy innego miejsca.
A teraz z innej beczki.
Zawsze bałeś się ludzi
Twój przyjaciel Cię znudził
Zimny pot Cię oblewał,
kiedy drogę do nieba
chciałeś skrócić
Twoje piekło na Ziemi
próbowałeś odmienić,
choć szukałeś ochrony
matki, ojca, żony
Twoje Słońce nie mogło zaświecić, o nie!
Przed wystawą sklepową
rośnie głowa za głową
przy dwunastu ekranach
cześć oddają od rana
nowym bogom
nowym bogom
Gdzie te schody do nieba
Na to nabrać się nie da
żaden człowiek co myśli
chyba, że mu się przyśni
Tylko to pozostawmy już jemu
Tylko to pozostawmy już jemu
Przed wystawą sklepową
rośnie głowa za głową
Przy dwunastu ekranach
cześć oddają od rana
nowym bogom
nowym bogom
W twarzach ludzi obłuda,
rezygnacja i nuda
śmiech podszyty zwątpieniem
nierealnym pragnieniem,
że tym razem
coś musi się udać