Walka o rząd dusz w sprawie katastrofy smoleńskiej wchodzi w decydującą fazę. Jeszcze wczoraj mogło się wydawać, że polska opinia społeczna podzielona jest na dwa obozy o zbliżonym potencjale, że pomiędzy Polakami wykopano głęboki rów, który na pokolenia podzieli nas w poglądach na temat oceny narodowej tragedii sprzed trzech lat. Wydawało się, że stygmatyzowanie określeniami „sekta smoleńska” i „kłamstwo smoleńskie” stwarza sytuację pata, że wszystko można w toczonej pseudodyskusji powiedzieć, bez oglądania się na fakty. W sporze, który dzieli nie tylko ludzi aktywnych politycznie, ale też polskie rodziny, w sporze który ujawnia, jak wielu pozostaje zdezorientowanych, trudno było odnaleźć sens i równie trudno wskazać sposób rozwiązania. Przecież Rosjanie sami nie przyznają się do popełnienia tej zbrodni. Owszem mogą puszczać przecieki i sugerować, że byli do tego zdolni. Mogą wpływać na polską opinię publiczną. Ale nawet gdy złapie się ich za rękę, powiedzą swoim zwyczajem: „to nie moja ręka”. Z drugiej strony procesowe udowodnienie im przestępstwa jest – wobec dewastacji materiałów dowodowych – coraz trudniejsze. Jedyną szansę stworzyłby upadek rządów Putina w Rosji.
Cóż wiec się stało, co upoważnia do optymistycznego wniosku, że Polacy odzyskają jedność, jaką prezentowali tuż po katastrofie, gdy setki tysięcy ludzi manifestowało na ulicach niekłamany żal z powodu straty Prezydenta i wielu wybitnych synów Ojczyzny?
Z pozoru nic się nie zmieniło i oficjalna narracja dominuje. Nadal telewizje, radio i prasa pełne są konformistycznych komentarzy dziennikarzy, profesorów, ekspertów, komentarzy nacechowanych poprawnością polityczną. Nie można „wierzyć w zamach” – bo to „wywróciłoby wszystko”. Z tego powodu czujni dziennikarze ingerują w wypowiedzi „niepoprawne”, przerywają wpół słowa, a eksperci starają się nie tyle polemizować, co ośmieszyć naukowców skupionych wokół zespołu parlamentarnego. Jednak Rubikon został przekroczony. Ponad połowa polskiego społeczeństwa nie sądzi, by katastrofa smoleńska była należycie wyjaśniona, a to już jest solidna zaliczka na narodową jedność. Wmawiano ludziom, że są smoleńską sektą wierzącą w zamach, a oni po prostu zachowali elementarny zdrowy rozsądek, który podpowiada, że nie ma głupich pytań – są tylko głupie odpowiedzi. Dziś Polacy najwyraźniej mają dość meblowania im głowy i zgodnego unisono wiodących telewizji. Wygląda na to, że postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
Nie jest dziełem przypadku ani wypadkiem przy pracy emisja filmu „Anatomia upadku” Anity Gargas prze telewizję publiczną. Ta emisja była wynikiem presji i oczekiwań znaczącej części społeczeństwa, presji, której władze telewizji po prostu uległy. Wytworzyła się bowiem masa krytyczna poglądów zasadniczo nieufnych wobec nachalnej i aroganckiej oficjalnej narracji. Można przecież snuć różne hipotezy, ale nie wolno hipotez obśmiewać – należy je poddawać krytycznej analizie i obalać. W przypadku katastrofy samolotu badacze powinni to robić z urzędu. Tymczasem liczne pytania, wątpliwości, symulacje i wyliczenia strony, którą premier był uprzejmy nazwać antypaństwową, spotykały się jedynie z agresją i socjotechniką. Pan Lasek nie miał odwagi skonfrontować się z gronem naukowców. Było oczywiste, że stosuje triki i wybiegi, bo brak mu argumentów. Osobiście mu się nie dziwię – nie jest łatwo bronić polskiej kopii rosyjskiego raportu wobec setki uczonych.
Urzędowa propaganda ma wciąż ten sam zgrany pomysł – dezawuowanie oponentów. Chce - wobec pogarszających się wyników sondaży, wobec narastającej nieufności do oficjalnego przekazu - za wszelką cenę powiedzieć ludziom co mają o katastrofie myśleć. Temu celowi służyć ma wsparty przez rząd zespół Laska. Jest to jednak zadanie niewykonalne. Nie jesteśmy dziećmi, jesteśmy obywatelami swojego kraju. Potencjał PR-u wyczerpał się (o czym świadczy sięganie przez dra Laska po wulgarny dowcip na temat filmu Anity Gargas). Polacy oczekują czegoś więcej - nie chcą wierzyć w dziurawe i niechlujne rządowe wersje. Nadchodzi czas spokojnej argumentacji w stylu prof. Jacka Rońdy z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej – jakkolwiek konkluzje tej argumentacji są porażające. Można co prawda twierdzić, że prof. Rońda jest pseudonaukowcem pokazującym puszki po piwie i mówi rzeczy śmieszne (jak wyraził się p. Artymowicz)- ale to nie wystarcza do obalenia jego hipotez.
Drogą do jedności polskiego społeczeństwa jest dziś stworzenie platformy współdziałania ludzi dobrej woli. Polskie ośrodki naukowe są skrępowane przez rządzących, którzy mają bezpośredni wpływ na pieniądze na badania oraz na kariery uczonych. Musi pęknąć bariera strachu środowisk naukowych. I ona właśnie pęka za sprawą tego samego oddolnego nacisku, przed którym ugięła się TVP. Chodzi nie tylko o czy był zamach czy nie, chodzi o rzeczy podstawowe – o honor polskiej nauki i o prawdę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10920
Ciśnie mi się na klawiaturę dosłowny cytat z Doliny Nicości, przypisany Redaktorowi Wszystkich Redaktorów, ale dziś go sobie odpuszczę.
Zdaje się, że ktoś doszedł do wniosku, że znowu trzeba będzie sporo zmienić, żeby wszystko zostało po staremu (a to już Lampeduza :-) )
Niedoczekanie!