Tomasz Lis będzie manipulował na żywo dopiero za tydzień, o nim będzie. Nie czepiałabym się gościa, gdyby nie właził w oczy i uszy ze swoimi manipulacjami. O propagandzie było a i manipulacji też będzie. Dojrzewają treści. Dziś koło drogi Lis chodzi.
Tym razem Tomasz Lis (ten po metamorfozie), uderza w lustrację i gorszy się, oburza grzebaniem w życiorysach. Nie ma o czym, to pisze banialuki i innym każe. Jakby nie wiedział o tym, że uwikłanie we współpracę z bezpieką lub praca w aparacie SB, były dla potomków takich ludzi przepustka na dobre studia, aplikację, staże, studia zagraniczne i wreszcie dobra praca a w niej szybki awans zawodowy i kariera. Jakby sam nigdy o tym nie pisał… Wystarczy jednak spojrzeć w okienko telewizora i od razu widać, że to nie ta sama twarz lub nie ten sam obraz.
W małym miasteczku partyjne konotacje były aż nadto widoczne. W takich miejscach wszystko skupia się jak w soczewce. Dzieci wpływowych ludzi miały lepszy start już w podstawówce. Nie ważne jak wielkimi miernotami pod względem nauki były, oceny nie odzwierciedlały ich stanu wiedzy, były odwrotnie proporcjonalne i na korzyść delikwenta. Dziś są prawnikami, pracownikami administracji państwowej, ba, lekarzami… Ich koledzy, tych niżej sytuowanych wpływowo rodziców, szukają pracy i klepią biedę. Dobra, rozwój intelektualny nie u wszystkich przebiega równomiernie a historia tak wielkiego odkrywcy jakim był Albert Einstein, pokazuje, że przyspieszenie tego rozwoju u niektórych przypada na późniejsze lata życia. Patrząc jednak na pracę i osiągnięcia tych osób, można mieć wątpliwości co do rzekomego przyspieszenia domniemanego rozwoju. Tajemnicę Poliszynela stanowią historie awansów i kariery innych osób, które wystarczyło, że odwiedziły starych znajomych, którzy mają innych równie starych znajomych. Wszystkich zaś łączy jedno – wspólny awans społeczny z czasów PRL. Oskarżanie tych ludzi o łapownictwo, kumoterstwo, nepotyzm itd. nie ma sensu, bo kto im to udowodni i jak. Same domniemania a z racji historii rodzinnych sędziów z życiorysem rodzinnym pana Tulei, musiałoby to skończyć się fiaskiem w sądzie. Zresztą, sytuację takich powiązań i karier osób publicznych najlepiej ukazują współczesne przejawy nepotyzmu. Afera taśmowa PSL- u jest wpadką wynikłą z wewnętrznych przepychanek tej partii, ale jest też wierzchołkiem góry lodowej. Wysokiej, bardzo wysokiej góry. I bardzo stromej.
Jakoś nikt nie dziwi się, że takie rzeczy są możliwe w państwie prawa, wolnym państwie. Nie, takie rzeczy się zdarzają. Taka konkluzja negatywnych zjawisk, nazwijmy rzecz po imieniu – patologicznych, jest podsumowaniem stanu rzeczy, bo ze skandalu taśmowego nic więcej konkretnego nie wynikło. Co innego w państwie PRL. Tam takie rzeczy się nie zdarzały i nie ma znaczenia, czy i jak duże możliwości ktoś miał w zakresie ułatwiania karier bliskim i znajomym. Dziś ci ludzie zajmują wysokie stanowiska. Zdążyli do nich dojść nie koniecznie własną pracą. Dziś są nie do ruszenia. Można im naskoczyć. Ogólnie mówiąc, to możliwe, ale żeby dotyczyło kogoś konkretnego, ba, znanego. Nic z tych rzeczy, nie ma takich konkretnych osób. A grzebanie w życiorysach ich rodziców, doszukiwanie się związków, imputowanie nepotyzmu… Skandaliczne.
Od tego, czy ktoś był świnią i zniszczył komuś życie, że nauczył swoje dzieci bezwzględnie niszczyć ludzi, naginać prawo, brać łapówki, łżeć w żywe oczy, kiedy trzeba…, ważniejsze jest wybiórcze fałszywe miłosierdzie. Zresztą, ci rodzice (żadni konkretni!) przecież nie mogli niczego tak patologicznego nauczyć. Fakt, może sami tak działali, ale nikt dzieci takich rzeczy nie uczy. Bez przesady. A miłosierdzie…, nie działa ono we wszystkich przypadkach, o, nie. Nie dotyczy spraw lustracyjnych księży. Kościelna komisja lustracyjna działała za wolno, za cicho i koniec końców bezproduktywnie (choć rozumiem skąd takie zarzuty, bo wiele nie wypracowała). Tak jak miłosierdziem nie obejmuje się też rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, które nie mogą zakończyć żałoby z racji nieukończonego śledztwa, niejasności, wychodzących na jaw kłamstw, wykopywania trumien i otwierania ich, i ponownego grzebania (nie wiadomo na jak długo). To miłosierdzie nie dotyczy różnych osób z kręgów PiS, bo wiadomo, z tymi to nie ma co się patyczkować. Pozostali to sympatyczni, zwykli ludzie a nie pomagierzy systemu represji, kłamstwa, upodlenia i awansu dla wybranych – jawnej niesprawiedliwości. To doświadczeni ludzie, pracowici, uczciwi, serdeczni, pełni miłości i otwartości wobec ludzi… Popełniali błędy, jak każdy.
No, i jest jeszcze element czasu. Tak, to już kupa czasu.
Te dwa elementy przeważają w argumentacji wyciszania problemu lustracji w ogóle: upływ czasu i pozytywne emocje. Czas, jaki upłynął, ma pokazać: nieaktualność problemu, niepewność dowodów, bezsensowność zajmowania się sprawą. Emocje zaś mają skłonić nas do polubienia postaci, która przecież jest postacią negatywną. Pokazuje się, że jest raczej postać tragiczna, rozdarta i jedynie osadzona w złowrogim systemie, w którym: próbowała się odnaleźć i z którym próbowała od wewnątrz walczyć. System był zbrodniczy, kierowali nim ludzie, ale winnych brak. Wszyscy są czyści i tacy tragiczni w swoich losach i wyborach, że muszą budzić sympatię.
Tomasz Lis i inni jemu podobni, stosując argumentację, że oskarża się i sądzi dzieci za winy ich rodziców, że łączy się ich losy i warunkuje wychowanie, wybór drogi życiowej, zawodu oraz rozwój kariery pochodzeniem, stosuje zwykłą manipulację. Skuteczna manipulacja jest jednak skryta, dyskretna co do celu i źródła, ale przede wszystkim ta, z którą może się i polemizuje, ale której się nie demaskuje. Manipulacja nazwana bowiem po imieniu, wykazana, przestaje być skuteczna. Traci rację bytu. Fakt, trzeba mieć głos, być słyszanym, by cokolwiek demaskować a w Polsce nie łatwo jest demaskować kłamstwa i manipulacje polityczne, bo rozbrzmiewają z mediów publicznych (i prywatnych) sprzyjających manipulatorom zagłuszającym skutecznie jakiekolwiek przejawy sprzeciwu. Ale jeszcze nas zupełnie nie zakneblowali. Zmiany zachodzące w kraju, choć trudno to dostrzec, są też i pozytywne. Pozwalają mieć nadzieję, ale i utwierdzają mnie w przekonaniu, że rzeczywiście: kropla drąży skałę. I każdy głos, w każdym czasie i miejscu, coś znaczy – znaczy wiele.
Tomasz Lis zapomina też o innej rzeczy. Zapomina o własnych słowach (och, papier wiele zniesie) na temat lustracji. Wiem, powtarzam się. Ale pytając „Co z tą Polską?”, Tomasz Lis malował obraz naszej ojczyzny przesiąkniętej strukturami WSI i SB; narzekał na ich działalność w sferze buisnesu. Fakt, Tomasz Lis nie opowiada się za dziką lustracją, ale samej lustracji, jakiemuś cywilizowanemu rozliczeniu tych, którzy odegrali kluczową rolę w poprzednim systemie nie mówi nie. Zresztą, nie bardzo rozumiem jego rozumowanie. Z jednej strony oburza go przesiąknięcie świata polityki i biznesu ludźmi ze starej gwardii, ich dziećmi i pociotkami a z drugiej strony chce ich bronić. Bo jak to zmienić, nie pokazując kto z kim, gdzie, jak i co. Jak te powiązania przeciąć, jeśli nie wskazuje się poszczególnych supełków? Widzę tu raczej człowieka, który jeszcze rozumie, co to zło i jeszcze się broni przed jego bagatelizowaniem, ale z drugiej strony, ten człowiek sam zdążył już ulec manipulacji i już broni się przed nazywaniem zła po imieniu. Dziś Tomasz Lis tych stawia bandziorów i krętaczy, donosicieli i karierowiczów na piedestał, uznaje za autorytety, wybiela, broni. W obronie ich interesów manipuluje milionami ludzi. Dziś ludzie ze starej gwardii są dla niego partnerami w dyskusji o przyszłości Polski. Dziś nie widzi różnicy między rzetelnym dziennikarstwem a manipulacją.
Kto z kim przestaje, takim się staje. Cóż, na sobie tego chyba jednak nie widać. A może działa jeszcze inna stara zasada: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Trudno więc z pozycji wygodnej leżanki spojrzeć w lustro i dojrzeć …„Portret Doriana Graya”. Nie znaczy to jednak, że jeśli czegoś nie widać i nie słychać, to tego nie ma. Tomasz Lis i jemu podobni bagatelizują zło, manipulują ludźmi tak, że ci opowiedzą się za bezwarunkową amnestią dla wszystkich zbirów minionej epoki, przymkną oczy na źródła majątków i przyczyny karier ich dzieci, wybaczą wszelkie krzywdy w imię rzekomych dobrych intencji, bezsilności – uznają za Wallenrodów swojej epoki, a co tam. Społeczeństwo wrażliwe na krzywdę ludzką trzeba zmanipulować – pokazać, że kaci to ofiary a o prawdziwych ofiarach, którym odebrano chleb, dobre imię, zamieniono życie w piekło, zniszczono marzenia, poniżono, odebrano szanse na rozwój dzieciom, może nawet dzieci…. E tam, gdzie oni są? Telewizja ich nie pokazuje. Znaczy, ich nie ma. Tak samo jak nie ma tych, którym Tomasz Lis jest coś dłużny. Społeczeństwu nikt nie przypomina, ze jeśli komuś coś ukradli, to społeczeństwu; jeśli ktoś z ich potomków robi karierę, to kosztem innego – bez pleców; jeśli ktoś grzeje stołek nie hańbiąc go pracowitością i to za publiczne pieniądze, to ktoś inny traci: szuka pracy, klepie biedę, płaci za jego błędy i na jego utrzymanie. Kto? Człowiek. Ty, ja, twoje dziecko, brat, ojciec, przyjaciel… Obywatele z realnymi obowiązkami i bez żadnych realnych praw a często i perspektyw. Nie znacie przykładów żyjących w ubóstwie działaczy solidarności? Anna Walentynowicz nie była jedynym przykładem a jednym z wielu, niestety. Mają bogate karty i biedne kieszenie. Donald Tusk o swojej działalności może jedynie enigmatycznie powiedzieć : działacz, współpracownik a jak co do czego przyjdzie to mamy: kiedy wybuchł stan wojenny, to w pierwszej kolejności upił się żegnając kolegę idącego do wojska (nie wiadomo, co tego tam czeka w takim czasie) a dopiero potem udał się do stoczni, skąd nikt go nie pamięta, zresztą. Jego syn przypadkowo piął się, robił karierę, realizował zawodowo i koniec końców chachmęcił na dwa fronty z szemranymi typami. Przypadkowo tak dobrze mu się układało. Przypadkowo włos mu z głowy nie spadł po Amber Gold. Chłopiec w czepku urodzony. Gratuluję pani Małgorzacie. Dzieciom Tomasza Lisa pewnie też się poszczęści. Też w czepku urodzone. Jak dzieci Wałęsy czy Kwaśniewskich.
Kto jest bez skazy, niech pierwszy rzuci kamieniem. No i nie ma tych, którzy mieliby prawo sądzić domniemanych katów – budowniczych, filarów i filarków zbrodniczego systemu. Okazuje się, że Polacy nie byli ofiarami PRL. Sami go wybrali i nigdy z nim nie walczyli. Marzyli wręcz o tym systemie. I to jest jakaś prawda, półprawda, bo zmanipulowana. Tak Polacy pragnęli trwać w PRL, dorabiać się, kraść, kłamać i mieć władzę – cisnąć kogoś. To ci Polacy, którzy stali tam, gdzie było ZOMO i ci, którzy dziś biedy nie klepią a ich dzieci i wnuki mają i będą mieć się dobrze. Parobkowie i rzezimieszki, późniejsi oficerowie SB. Wykształceni, a jakże – na marksistowskich uniwersytetach, gdzie poza doktryną wykładano przede wszystkim techniki, sposoby, metody manipulacji, uprawiania propagandy i trzymania władzy nad ludźmi strachem, głodem i terrorem. Cieszyła ich ta pozycja, ta władza nad trzęsącym się ze strachu sąsiadem, te korzyści materialne, wpływy, kontakty, wszechwładność… Nie chwalą się? To nic, na pewno tęsknią. I psioczą, że teraz to trzeba tak się wystrzegać.
Ale nie przesadzajmy. Zresztą, kto to wie, to tak dawno było. Trzeba było sobie jakoś radzić. Kwity szkalujące same w sobie są tak obrzydliwe, że trudno uwierzyć w ich prawdziwość. Spisujący je jeszcze bardziej niewiarygodni. O, i jest kolejny argument. Przyda się i taki. Bo są i tacy, co ni jak nie mogą zrozumieć, że w chlewie trzeba było zachowywać się jak świnią i już. I wciąż chcą tej lustracji. Nienawistnicy. I tak ofiara stała się katem.
Manipulacja to straszna broń. Posługuje się propagandą, ale jest daleko groźniejsza. Stanowi sposób na zafałszowanie rzeczywistości w świadomości człowieka. W sposób trwały. Wnika w nią głęboko i trawi jak choroba zakaźna. Dzięki Lisowi wszyscy w jakimś stopniu kwalifikujemy się do kwarantanny. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że poza szpitalem pozostaliby …sami esbecy.
Tomasz Lis po raz kolejny – tym razem na żywo – manipulował widzami w sprawie katastrofy smoleńskiej. Ale to kolejny temat.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2273
Twarz Polski i twarze polityków rządowych i tych, którzy im sprzyjają są gładkie i piękne - wypielęgnowane. Wypielęgnowane na krzywdzie i bólu tych, co życiem i zdrowiem przypłacili walkę z PRL a o których nikt nie pamieta i nie pyta, gdzie i jak zyją ich dzieci. To twarz piękna, ale nie jest prawdziwa. Prawdziwy obraz facjaty skryty jest pod płachtą na jakimś strychu. Piękny Dorian Gray zniszczył w sobie potwora, który likwidował znających prawdę o nim. (znamy to skąś?). Nie bardzi wierze w dobra wolę naszych Grayów, obstawiam raczej jakiś przypadek, wypadek przy pracy, który odsłoni prawdziwy wizerunek i całe to fałszerstwo obróci w proch. taki scenariusz wypływa z podobnych (co u pani) pielęgnacji.:)