Kiedy się czyta kolejne wystąpienia w obronie uciśnionej niewinności Michała Tuska, nie sposób oprzeć się wrażeniu wszechogarniającego kabaretu. Gazeta Wyborcza także najwidoczniej pozazdrościła talentu satyrycznego ministrom Donalda Tuska, bo sadzi takie numery, że nawet mistrz infrastruktury drogowo-kolejowej z poprzedniej kadencji może się schować.
Nie wolno się oto dziwić, że młoda latorośl premiera zapragnęła posady w porcie lotniczym, gdyż jako maniak transportu „marzył o byciu kierowcą autobusu”. A przecież całkiem niedawno, bo za poprzedniej kadencji ojca i przy okazji wizyty młodego Tuska w Chinach czytaliśmy, że delikwent specjalizuje się w szybkich kolejach. I pomyśleć, że takiego gościa - z zamiłowania szofera, z zawodu dziennikarza, a ze specjalizacji kolejarza - przez cały rok molestowano, żeby wziął robotę przy samolotach. Czyż to nie jest najprzedniejszy humor w surrealistycznym wydaniu?
Albo taki numer: nie ma mowy o żadnym nepotyzmie, ponieważ w Porcie Lotniczym w Gdańsku pakiet większościowy mają samorządy, „dla których premier nie jest zwierzchnikiem”. Ja sobie wyobrażam, jak oni, ci samorządowcy znaczy się, kulali się ze śmiechu po przeczytaniu tego zdania w artykule Agaty Nowakowskiej. No, bo też i było z czego – prezydent Gdańska, Marszałek Województwa, Wojewoda Pomorski, Minister Transportu są niezależni od premiera i szefa partii która ich na te stanowiska wyznaczyła, rekomendowała i robiła im kampanię wyborczą. Humor satyra.
Młody Tusk nie jest jasnowidzem – tu trzeba się z GW z godzić – że nie miał świadomości, że linie upadną. Jednak jeszcze trudniej uwierzyć, aby nie miał elementarnego pojęcia o konflikcie interesów. A już niemożliwie trudno jest uwierzyć, że takiego pojęcia nie miał ojciec-premier, który w polityce siedzi od dziesiątek lat. Według mnie to jest najpoważniejszy zarzut – nawet średnio rozgarnięty maturzysta z pewnością zdaje sobie sprawę, że interes portu lotniczego z natury rzeczy stoi w poprzek interesowi przewoźnika. A już na pewno sprzeczny jest cel spółki realizującej społeczne zapotrzebowanie na transport z celem prywatnego przewoźnika szukającego wyłącznie zysku.
Owszem, w pewnej mierze cele się pokrywają – zarobić na ludziach korzystających z transportu lotniczego, jednak już wzajemne proporcje tych zysków stanowią obiekt bardzo ostrej konkurencji, czy wręcz walki. Albo przynajmniej powinny stanowić, zwłaszcza jeśli chodzi o podstawowe koszty – jedna strona opłaca korzystanie z portu, druga ponosi koszty zapewnienia standardów obsługi przewoźnika i pasażerów. Tymczasem, jak wynika z medialnych informacji, prezes portu lotniczego sam sugerował młodemu robotę po godzinach u prywatnego przewoźnika. Jeśli to prawda, to w dziedzinie teorii i praktyki konfliktu interesów mamy ignorantów dwóch i jest najdelikatniejszy zarzut, jaki można delikwentom postawić.
Ale ja tu tak dywaguję sobie o synu Cezara, który podobnie jak przysłowiowa żona Cezara powinien być poza wszelkim podejrzeniem, jednak my tu mamy także samego Cezara we własnej osobie. Czyżby i on również był w tej materii ciemny niczym tabaka w rogu? No, w to już nikt nie uwierzy, nawet młodzieżówka partii obywatelskiej nie posądzi swojego wodza o taką indolencję po dwudziestu latach na samym topie polskiej polityki. A przecież musiał wiedzieć o podejrzanej proweniencji i praktykach jednej z firm, dla której pracował jego syn, skoro przy rozmowie z nim wyraził dezaprobatę i wytknął niemądre postępowanie. Bo gdy przyjmiemy, że jak zwykle wszyscy wiedzieli oprócz niego, to przepraszam bardzo, ale premiera Tuska należy posłać w kamasze razem z jego służbami specjalnymi.
I tu jest sedno, co począć z takim Cezarem, który jak wspomniałem, powinien być daleko bardziej poza wszelkim podejrzeniem niż cała jego rodzina razem wzięta, a tymczasem co i raz wybucha jakaś afera w jego najbliższym otoczeniu, nie wyłączając tejże rodziny? Przecież nie można wszystkiego zrzucać na pecha, a nawet gdyby, to dlaczego mamy urodzonego pechowca trzymać akurat na takiej posadzie? Trudno także będzie Tuskowi znowu tłumaczyć niewiedzą, bo jego niewiedza w tych aferalnych historiach stała się już anegdotyczna. Niech się w takim razie zatrudni przy sprzedaży węgla, tam są zdaje się tylko trzy gatunki, więc szerokiej wiedzy nie potrzeba.
Kiedy zaufani towarzysze premiera Tuska umoczyli się po pachy w aferze hazardowej, to uznał pobłażliwie, że zgrzeszyli „nieudolną asertywnością” w relacjach z szemranym biznesem. Posła ze swojego ugrupowania, który powszechnie uważany jest za wcielenie chamstwa i nienawistnej retoryki premier uznał za swojego bohatera. Peeselowskie partnerstwo rodzinno-publiczne szef rządu przez lata tolerował, określając monstrualny nepotyzm koalicjanta jako specyficzne standardy. Po tej kolejnej historii z synem przynajmniej się domyślamy, dlaczego ojciec jest wcieleniem tolerancji. On to wszystko, tę niezwykłą łagodność wobec swojego otoczenia, prawdopodobnie odnosił do siebie. Bo on coraz wyraźniej zdaje się być krew z krwi i kość z kości tych wszystkich misiaków, zbychów i rychów.
Cóż to bowiem dla nas znaczy, ta przysłowiowa nieskazitelność żony Cezara, czy syna Cezara, skoro jest problem z samym Cezarem? Donald Tusk unieważnia nawet najmądrzejsze sentencje. Starzy Rzymianie przy nim wysiadają.
http://wyborcza.pl/1,759…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3676
Jeżeli Młody Tusk został rzucony na POżarcie to znaczy, że na Amber łodzi za którą sunie służbowy krokodyl płyną większe kacyki ;-)
że tą łodzią płynie Wajda i Abramowicz czy Adamowicz. Zapewne oni są ważniejsi od "syna cezara", ale nie można wykluczyć, że są tam jeszcze ważniejsi, panowie np od śrubek.....
Jeśli młody Tuskowicz nie wiedział , że linie należące do AG upadną to powinien z drewniną kierownicą i okrzykiem "brum, brum, ziuuuuuu" latać, ale tylko po pokoju. Taki z niego specjalista od transportu! A tatuś, znaczy Cezar nasz, w demencji i stuporze jak zwykle kiedy coś idzie nie PO linii. Swoją drogą w tych okolicznościach przyrody to muszę zacząć uprawić prywatę. W końcu przykład ja zwykle - idzie z góry. Moje bezrobotne dziecko po studiach też się kompletnie nie zna na transporcie, na paliwach, na energetyce jądrowej i hazardzie , finansach ale chyba żadnemu prezesowi/ministrowi z tuskowego nadania nie powinno to w aktualnie obowiązujących okolicznościach przyrody przeszkadzać. No to jak panowie prezesowe i ministrowie? Jedno Wam zagwarantuje. Moje dziecko ładniejsze.
Pozdrawiam serdecznie D
PS. Może choć do Grasia na cieciowanie zamienne na druga zmianę żeby nam się minister nie przemęczał? No to jak? Tusku musisz!
A cóż to za ojciec, co biedne dziecko wysyła do meliny między takie szemrane towarzystwo!? Nigdy tam nie będzie swój, bo kindersztubę strasznie trudno wyrugować z charakteru. To już lepiej niech idzie na celebrytę, najlepiej do jakiegoś teleturnieju. W niektórych nawet czasem trzeba mieć cień wiadomości. Ostatnio padło nawet szaleńczo trudne pytanie z matematyki ile kątów ostrych ma trójkąt ostrokątny. Delikwent odpowiedział, że dwa, co moim zdaniem znaczy, że nadaje się do rządu. Przy takiej konkurencji, miły Denkerze, Twoje dziecko nie ma żadnych szans. Głowę daję, że wie za dużo, za dokładnie i nie to, co trzeba. Pozdrawiam spod jabłonki
Tak sugestywnie piszesz,że premierowicz uwierzy: ma ojca Rzymianina!
I od teraz nie samolotem, a rydwanem do Sopotu będzie latał, a to będzie nas jeszcze więcej kosztować.
A gdyby go tak na przykład posadzić?
Kartofle a niego nie wyrosną, ale jaka oszczędność paliwa!
Pozdrawiam Cię!