Czy w sporcie są „święte krowy”, które mogą więcej od zwykłych sportowców? Czy w globalnym, w tym olimpijskim współzawodnictwie są - że użyję tu określania brytyjskiego pisarza Georga Orwell -„równiejsi”, którym wolno to, co jest zabronione tym „równym”? Tak było. Może jednak da się tę niesprawiedliwość, jeśli nie całkowicie zlikwidować, to przynajmniej ograniczyć ? W będę tu pisał o pieniądzach, bogatych i biednych klubach i federacjach, bo takie dysproporcje finansowe będą zawsze. Dziś zajmę się dopingiem.
W czasach komunizmu istniał państwowy system faszerowania sportowców niedozwolonymi substancjami rozwinięty do perfekcji w Niemieckiej Republice Demokratycznej (NRD). W te „klocki” niezły był też Związek Sowiecki. Gdy upadła komuna, a kapitalistyczna RFN wchłonęła NRD skończyła się państwowa fabryka dopingu za naszą zachodnią granicą. Za to bardzo rozwinął się doping za naszą dalszą wschodnią granicą czyli w Rosji. Ruski system działał perfekcyjnie, zwłaszcza w sportach zimowych- w szczególności w biegach narciarskich i biathlonie. Co do tego ostatniego to właśnie spory wyrok więzienia oraz przepadek mienia otrzymał wieloletni szef światowej federacji biathlonowej, Norweg, który za zamykanie oczu na doping Rosjan- specjalistów od biegania na nartach z karabinem i strzelania- dostawał duże pieniądze, prostytutki i prezenty rzeczowe o znacznej wartości. Po Igrzyskach Olimpijskich w rosyjskim Soczi w 2014, gdzie gospodarze zgarnęli kupę złotych medali, w końcu zaczęły się dyskwalifikacje i odbieranie tytułów.
Moskwa kryła też system dopingu w lekkoatletyce kobiet i mężczyzn,a zwłaszcza w konkurencjach rzutowych oraz biegach na dłuższych dystansach.
Żeby było jasne: mówimy tu o państwowym parasolu nad dopingiem, bo z nielegalnego "wspomagania” korzystało wielu sportowców z różnych krajów.
Były też dyscypliny, gdzie doping był po prostu normą- stąd sankcje wobec podnoszenia ciężarów. W tym sporcie taki polityczny parasol istniał w kraju dla, którego była to szczególnie medalodajna dyscyplina czyli Bułgarii.
Teraz wreszcie WADA czyli Światowa Organizacja Antydopingowa, którą kieruje Polak Witold Bańka ( minister sportu za rządów PiS) wzięła się za Kenię , którą podejrzewano od lat, że swoją dominację w lekkoatletyce opiera na dopingu . W historii Mistrzostw Świata zdobyła ona 174 medale w tym 67 złotych ustępując w tej klasyfikacji tylko USA. Tylko w tym roku zdyskwalifikowano lub zawieszono aż 25 Kenijczyków. Kenii grozi pozbawienie prawa do organizacji jakichkolwiek zawodów międzynarodowych, w tym mistrzostw Afryki i MŚ, które chciała zorganizować w roku 2029 lub 2031. „Przyszła kryska na matyska”?
*Artykuł ukazał się w tygodniku "Sieci"
Kenię od lat podejrzewano o stosowanie dopingu w sporcie? Rzeczywiście ,,wolnomyśliciele'' w tej WADA. Czy zresztą pozbawienie prawa organizacji zawodów uchroni od dalszego dopingu?