Miałem pisać o czymś zupełnie innym (nie ważne o czym) ale naszło mnie nagle na krótkie podziękowania.
Kim jest pani Beata S(awicka)… Chciałem napisać że „przypominać nie trzeba” ale mam co do tego „nie trzeba” wątpliwości. Mam w tej sprawie całe mnóstwo wątpliwości i z nich zresztą bierze się i sam tekst i zawarta w nim (a widoczna w tytule) myśl.
Bo chodzi mi o pamięć. Zdawać by się mogło, że co jak co ale że pamięci nam nie brak. A właściwie jej bardziej zaawansowanej formy zwanej pamiętliwością.
Będę stronniczy, do bólu stronniczy ale jako przykład podam szanownych kolegów blogerów z naprzeciwka, którzy zapamiętale wałkują tematy sprzed niemal sześciu, siedmiu lat, podając je niemal jako nowalijki.
Ale są rzeczy, które tym właśnie kolegom, pozwolę sobie na własny i tego miejsca użytek nazwać ich „nośnikami pamięci”, jakby umykają. Choć miały znaczenie i konsekwencje o niebo większe niż choćby przywoływane przez nich (i nie tylko sądząc z dzisiejszych rozważań pana Maziarskiego w „Wyborczej”*) sławetne „mlaskanie”. Można by sądzić, że w naszej narodowej hierarchii nie ma rzeczy bardziej od owego "mlaskania" nagannej.
Ale bywają. I przykład pani S(awickiej) pokazuje to doskonale.
Oczywiście moja wdzięczność wobec pani S(awickiej) nie wynika z faktu, że swym wyczynem przyćmiła (choć oczywiście po tysiąckroć przyćmiła!) wszelkie mlaskania tego świata. Tym bardziej moja wdzięczność nie wynika z faktu popełnienia czynu, który stał się jej wizytówką. Nie, nie mam na myśli tego gila, który wisiał jej w tej „najbardziej dramatycznej” odsłonie jej przygód.
Właśnie parę chwil temu odpaliłem komputer i znalazłem obszerny fragment jej wystąpienia. Kiedyś nawywano to „ostatnim słowem”. Nie miałbym nic przeciwko temu, by i w jej przypadku można było tego terminu używać. Oczywiście chodzi mi o ostatnie słowa którymi ktokolwiek będzie się interesował. Ale nie mam złudzeń. Czasy teraz takie, ze pewnie jeszcze nie raz i w róznych miejscach pani S(awickiej) rzuci się nam w oczy i na inne zmysły.
Ale co z tym ostatnim słowem i moją wdzięcznością. W owym „słowie powiedziała pani S(awicka): „- Odebrano mi godność, odarto z intymności, skrzywdziło mnie demokratyczne państwo, to polityczne barbarzyństwo - mówiła w czwartek w ostatnim słowie przed sądem oskarżona o korupcję b. posłanka PO Beata Sawicka. Oskarża prokuraturę i CBA o działanie polityczne. - Nie ja byłam celem, lecz Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, rodzina Wałęsów i nadzorujący służby poseł Marek Biernacki. To na nich się zasadzano. Ja to przeżyłam. Barbara Blida tego nie przeżyła. Andrzej Lepper tego nie przeżył. Czuję się pionkiem w wielkiej grze sił specjalnych - dodała.”**
Te kawałki o „godności” i ten fragment o szczęściu, które ona miała a zabrakło go Lepperowi i Blidzie pominę bo nie mam zamiaru pisać o „tonącym, który brzytwy się chwyta”.
Jestem wdzięczny panie Beacie S(awickiej) za tę wyliczankę osób. Dzięki temu choć na chwilę można sobie przypomnieć, że pani S(awicka) nie przybyłą z kosmosu ani nie działała w próżni. Że w polityce zaistniała i całkiem nieźle funkcjonowała dzięki konkretnemu środowisku i konkretnym osobom. Tym, których pieszczotliwie swego czasu nazywała „macherami”.
Dziękuję zatem pani S(awickiej) za to, że przypomniała dzięki czemu a przede wszystkim komu jej obiecująco zaczęty i kończący się właśnie rise and fall był w ogóle możliwy.
* http://wyborcza.pl/1,75968,11693608,Zeby_tylko_wyborcy_zapomnieli.html
** http://wiadomosci.onet.pl/kraj/mowa-obronna-sawickiej-odebrano-mi-godnosc-obdarto,1,5127029,wiadomosc.html
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2485
"Nie ja byłam celem, lecz Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, rodzina Wałęsów i nadzorujący służby poseł Marek Biernacki. To na nich się zasadzano. Ja to przeżyłam. Barbara Blida tego nie przeżyła. Andrzej Lepper tego nie przeżył. Czuję się pionkiem w wielkiej grze sił specjalnych"
trafia w dziesiątkę. Pomieszanie z poplątaniem, czyli KAŻDY znajdzie coś dla siebie.
Politycy PO opanowali do perfekcji świecenie światłem białym. Wszystkie częstości obecne są w każdeym dłuższym wystąpieniu, a także w działaniach, tak by każdy obywatel znalazł w promieniowaniu swoją falę. Zgodnie z tę metodą, Tusk oszukuje wierzących uczestnicząc w uroczystościach kościelnych (jak Bierut) i jednocześnie oszukuje antyklerykałów, czy ludzi poszczutych na kościół przez Gw, TVN itd., wśród których znaczny odsetek stanowią deklarujący się jako wierzący, mówiąc o rzekomych przywilejach emerytalnych kościoła.