Jak mówią – lepiej późno, niż wcale, a czas był najwyższy. Oczywiście trzej tenorzy to figura retoryczna, tak naprawdę był jeden bas, jeden tenorek i jeden dyszkant, w tej właśnie kolejności wystąpień. I od razu zwracam uwagę, że w polityce właśnie kolejność wypowiedzi jest najistotniejsza.
Kaczyński bardzo pięknie basował o sytuacji w kraju, wspólnocie w ZP, jedności z prezydentem itp. ( a wcześniej powiedział bardzo wyraźnie, co myśli o ujawnianiu aneksu do raportu WSI). Gowin obiecywał zjednoczenie wszelkich sił pozytywnych w narodzie i wskazywał na konieczność szerokich konsultacji społecznych, a biedny Ziobro miał dość smętną minę, ciut się chwalił (a właściwie usprawiedliwiał), w każdym razie bardzo był wyciszony. Na placu boju (i poza kadrem) pozostał Antoni, który właśnie oberwał co nieco, bo PWPW zostało ostatecznie wyrwane z łapek jego akolitów - Gwardia jednak przyłożyła Legii :)
Mamy dziś sytuację, której się spodziewałam, czyli po blisko trzymiesięcznym sprawdzianie jedni zrobili wilczka, inni spokojnie przeczekali, a niektórzy zostali na spalonym i nadal próbują wbijać gole, choć sędzia już odgwizdał koniec akcji. Pisemka różne - żeby się zupełnie nie ośmieszyć i łagodnie wycofać się rakiem - nadal próbują utrzymać minioną narrację (aczkolwiek coraz bardziej łagodną), natomiast co bardziej napaleni już ogłaszają Kaczyńskiego zdrajcą. Za to PO całkiem wypadło z gry.
Mam pretensje do JK, bo ciut za długo to trwało. Wierni akolici czują teraz „materii pomieszanie”, a po drodze doszło jeszcze kilka nieciekawych zdarzeń. Gwałtowne niszczenie autorytetów budzi (niestety) demony i niedobrze wpływa na morale ogółu, dlatego zawsze jest ryzykowne i może się jeszcze odbić czkawką. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę to, że najwyżej ustawione osoby w państwie mają wiedzę tajną, o której nie mamy i pewnie nigdy mieć nie będziemy pojęcia, należy założyć, że być może inaczej się nie dało i mleko musiało wykipieć, a swąd jeszcze długo będzie się snuł po kątach.
W każdym razie przekaz jest jasny – wszystko jest ok, spory wewnętrzne („w rodzinie”) są dla dobra kraju, a kto na tym próbuje ubić własne interesy, zostanie powstrzymany. Bardzo jestem ciekawa, co teraz zrobią biedne otumanione pieski, które przez trzy miesiące tak pracowicie obsikiwały PAD – rzucą się na Naczelnika? Może tak być, pierwsze trąbki już grają [TUTAJ], jeszcze będzie ciekawie :))
Widzi ,ze dał ciała i teraz rozpowiada jakie to nowe siły za nim stoja ale jakoś nazwisk nie ujawnia bo pewnie tacy sami jak on.
Wierni akolici nie oleją nigdy Pana Prezesa bo mamy za sobą Długi Marsz ale obszczymury to i tak.i na nich pewnie liczysz .Licz sobie do woli ...!`
Jednakowoż tym razem nie zdzierżę.
Eska najwidoczniej cierpi albo na syndrom odrzuconej miłości do PiS, albo na recydywę umoczenia w polityce sprzed lat, dajmy na to - kilkunastu co najmniej. Przypomnijmy sobie, kto wówczas w Polsce rządził, to jest ważne - Eska lubi się przechwalać, i przy okazji wtrąca mimochodem, że ona takoż, że wysoko, że blisko, że w jakichś bliżej nie nazwanych gremiach - itd..
Osobiście mi to nie przeszkadza, pod warunkiem wszakże, że mówi co ma do powiedzenia nie insynuując oraz informuje, nie uciekając się do sugestii, że coś wie, ale nie powie.
W dotychczasowym trybie niebezpiecznie szybko upodabnia się do Pawlaka rozradowanego tym, że "sąsiadowi konia ukradli, a taki był śliczny, amerykański".
Zalinkowanie przez nią konkretnego fragmentu dyskusji na blogu Ściosa jest wyjątkowo nieuczciwym zabiegiem, bo parę postów wyżej dyskusja dotyczy Dudy, i nie jest dla jej pupilka pochlebna.
W dodatku Ścios posługując się prawdziwymi informacjami, do których ma dostęp, zazwyczaj ustawia dla PiS-u tak wysoko poprzeczkę, że próba sprostania tak postawionym oczekiwaniom oznacza zrzutkę i skręcenie karku za jednym razem.
Wielbiciele Dudy jak ten prostaczek, co to "byle co zje, byle co powie, i z byle czego się ucieszy"
A PiS-owski beton jakby zaczarowało - przeszła mu miłość do Dudy i się zarzeka, że "nie ma zamiaru wracać na stare śmieci".