Garnituru, białej koszuli i krawata nie zakłada się po to, by potem podwijać rękaw i pokazywać publicznie posiniaczoną rękę. Obnoszenie się z fizycznymi (oraz psychicznymi) obrażeniami nie przystoi politykowi, który aspiruje do roli lidera swojego środowiska. W tym kontekście mniej ważne jest, czy policja interweniowała nadmiernie i – mówiąc wprost – sprała posła Wiplera (to temat na odrębny tekst). Jako polityk Wipler jest sam sobie winien. Jego wizerunek publiczny ocalić dziś może tylko jedno – ujawnienie, że stał się ofiarą zaplanowanej akcji policyjno-politycznej.
Na to się jednak nie zanosi. Sam poszkodowany przyznał, że był w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu i zrzekł się piastowanej społecznej funkcji. To krok słuszny i honorowy (podobnie jak słuszna i honorowa była rezygnacja prof. Rońdy), ale niewiele to zmienia – mleko się rozlało. Wipler w politycznej ekstraklasie już nie zagra. Nawet za 10 i 20 lat znajdą się tacy, którzy mu wypomną nocny alkoholowy wybryk.
Nie ważne CO w polityce robisz, ważne jest JAK CIĘ WIDZĄ. Wizerunek jest największym kapitałem polityka. Zawsze tak było, ale w dzisiejszym świecie polityka poddawana jest przemożnej presji mediów i budowany przez lata kapitał roztrwonić można w jednej chwili. Przekonał się o tym boleśnie Jan Rokita, który przez głupawy incydent w samolocie stracił cały swój polityczny potencjał, przekonał się parodiujący papieża Marek Siwiec i przekonało się wielu innych. Z góry przepraszam, ale rozwinę myśl znanego polskiego mędrca, który proponuje „czipowanie” polityków. Czip powinien być w głowie każdego, kto żyje ze swego publicznego wizerunku. Nie tylko zresztą polityk i ksiądz powinni się zachowywać tak, jakby byli w ukrytej kamerze – to dotyczy nas wszystkich.
Przeciętny Kowalski jak wiadomo nie ma dobrego zdania o klasie politycznej. Na polityków narzeka się hurtem i stereotypowo, narzeka się tym bardziej, im mniej się politykę rozumie. Nie brak też polityków, którzy basują Kowalskiemu. Andrzej Olechowski, komentując aferę z kupowaniem głosów w PO powiada: „Potwierdza się jeszcze raz, że polityka i moralność w ogóle nie idą ze sobą w parze. Polityka jest niemoralna.” Inni zwolennicy Platformy chętnie powtarzają, że taka afera mogłaby się zdarzyć w każdej partii. Może i tak. Olechowskiemu i jemu podobnym trzeba jednak jasno powiedzieć: Nie sądźcie drugich podług siebie. Bez sfery wartości nie będzie trwałych owoców w życiu publicznym. Tymczasem Platforma uczyniła z bezideowości i klienteizmu główną zasadę działania - i to w skali całego kraju. Nawet w partii takiej jak SLD dostrzec można elementy ideowe (przy całej nachalnej obronie sfery postkomunizmu).
W Karpaczu na regionalnym zjeździe PO nie liczyły się programy kandydatów, ani nawet ich osobowości. Liczyło się wyłącznie to, co można dzięki poparciu jednego bądź drugiego kandydata stracić lub zyskać. A sami kandydaci? Stawiam tezę, że wizerunkowo straci Jacek Protasiewicz. Będzie się jakiś czas cieszył stanowiskiem, ale żaden głupi nie uwierzy, że kupowanie głosów było „samowolką” jego zwolenników. To on jest szefem korupcyjnego biznesu (a ściślej jego filii wrocławskiej). Grzegorz Schetyna wzbudził u swoich sympatię (uczucie sympatii dla ofiary to rzecz naturalna) i mimo porażki pozostaje najpoważniejszym kandydatem do objęcia schedy po Tusku. Bo to, że Słońce Peru już zachodzi, widać gołym okiem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7395
Czy Pan przemyślał to zdanie? "Nieważne co w polityce robisz..." - czyli możesz być agentem Rosji, Niemiec (itd.) - byle widzieli cię jako "płomiennego patriotę"? Abstrahując już od Wiplera, a zwłaszcza Rokity - bo ten drugi był miałki i rzeczywiście nieważne co robił; to co robił było właśnie miałkie albo szkodliwe, albo łajdackie (publiczny donos na Wyszkowskiego) - to w tej postaci Pana bonmot mógłby być katechizmem agentury. Nie wątpię, że powszechnie w Polsce praktykowanym. Zwłaszcza po (teoretycznie) naszej stronie. Pozdrawiam