Idąc za radą pilnych obserwatorów mojego bloga chciałem znowu „zająć się ptaszkami”, jednak tym razem w moim obiektywie pojawili się inni goście. Szczerze mówiąc, należą do kategorii „persona non grata”.
Postanowiłem przyjrzeć im się z bliska. Początki były jak zwykle obiecujące, potem już mniej przyjemnie. No cóż, zobaczcie sami.

Oto nocny gość, którego nie potrafię zidentyfikować. Jakiś taki przykucnięty, jakby wystraszony, w dodatku nie zmieścił się w kadrze.

Tu wygląda, że raczej przed... niż po...
To oczywiście modliszka. Lubi wygrzewać się w wiosennym słońcu. Czekając nieruchomo na ofiarę, staje się prawie niewidoczna, trudno odróżnić ją od tła. Jest wytrwała. Kamufluje się, by z tym większą pewnością i bezwzględnością uderzyć. Ciekawe – kim, albo raczej czym – jestem dla niej?

Wilczy pająk. Nie dosyć, że wilczy, to jeszcze jadowity i potrafi polować z tak dużym, jedwabnym workiem na jajka.

Osa. Aperitif...
Prawdziwą zmorą lata są pszczoły, osy i szerszenie. Pszczołom krzywdy nie czynimy. Osy wtrącają się we wszystko i budują gniazda, gdzie się da: pod ogrodowym parasolem, w spojeniu belek balkonowych, pod kamieniem. Specjalny płyn oso- i szerszeniobójczy działa przez kontakt, ale owady te trudno trafić, zwłaszcza kiedy czując pismo nosem wpadają we wściekłość.

... i danie główne.
Zdobycz osy jest pokryta lepką wydzieliną. W drodze do spiżarni przystanek na fotelu.

Szerszenie zjawiają się wraz z upałami. W nasłonecznionej ziemi wykopują tunele, w których – chyba, bo nie zaglądałem – przechowują zapasy pożywienia. Ten groźny owad jest bezczelny, przychodzi na cudze, a panoszy się jak na swoim. Raz zdobytego terenu nie oddaje łatwo. Ignoruje człowieka, ale bywa, że pogoni spod jabłonki z dojrzewającymi jabłkami.

Szarlotka na surowo.
Kilka lat temu obserwowałem wylęg cykady wieloletniej. Okres ten trwa kilka tygodni, a powtarza się co 17 lat. Wszystko jest wtedy dosłownie oblepione tymi brzydkimi stworzeniami: ściany domów, drzewa i większe krzewy, chodniki, samochody. Lata niezdarnie i ociężale; pomimo dużych i wyłupiastych oczu obija się o przeszkody. Swój „śpiew” zaczynały z rana, a kończyły wczesnym popołudniem tak nagle, jak orkiestra urywa melodię na znak dyrygenta.

Po siedemnastu latach wyczekiwania nawet cykada łaknie pochwał.
Ptaki, oszołomione łatwym żerem, porzucały ledwo napoczętą zdobycz, by rzucać się na kolejną. Twarda chityna skrzypiała pod butami. W połowie lipca dorosłe cykady złożyły jaja i padły, a wokół zaczęła się jesień – to drzewa, pokaleczone przez te żarłoki, zaczęły zrzucać liście. Farmerzy liczyli straty.