Nie wiem czy wypada mówić o ileś-tam-letniej kobiecie panienka, ale zdaje się, że sama się tak całe życie traktowała mając aparatczyka za tatusia. Nie czytałem książki Moniki Jaruzelskiej "Towarzyszka panienka" i pewnie tego nie zrobię, ale znam podobne przypadki. Życie resortowych dzieci to jednak nie było piekło. W przaśnym PRL-u niczego im nie zbywało. Były wygodne mieszkania (w czasie gdy Kowalscy czekali latami na swoje M), były w rodzinie samochody i wakacyjne wyjazdy do ciepłych krajów. Wszyscy dookoła byli uprzejmi. Było wielu narzucających się z przyjaźnią kolegów i stypendia na zagranicznych uczelniach (bo tak Zachód chciał rozmiękczyć system). Słowem - żyć nie umierać.
Po zmianie ustroju było już tylko lepiej. Co prawda czasem przychodziło przeczytać jakiś niemiły artykuł o tatusiu lub wujku, co prawda w towarzystwie wypadało dyskretnie zdystansować się od totalitarnych praktyk i od Ruskich – ale pomijając te drobne niedogodności, świat stawał przed dziećmi systemu otworem. Kto chciał mógł wkręcić się do biznesu, palestry czy dyplomacji. Doskonale funkcjonowały tutaj koneksje i zgromadzone za komuny pieniądze.
Ale największym powodzeniem cieszyły się środki przekazu III RP. Na tym polu naturalna skłonność resortowych dzieci do bycia celebrytami (wszak zawsze mieli świat u stóp) spotykała się z zapobiegliwością rodzin. Główne telewizje, nie wyłączając telewizji publicznej stały się przechowalniami pociech minionego systemu i w sposób niejako automatyczny tarczą ochronną dla kasty panów PRL, która przecież formalnie straciła władzę. Jeżeli dziś po latach politycy tacy jak Jarosław Gowin przyznają, iż brak lustracji i dekomunizacji jest wielką porażką polskiej transformacji, to walna w tym zasługa medialnego zwycięstwa dzieci systemu. Potrafili skutecznie storpedować ideę i zniechęcić ludzi do pomysłu oczyszczenia życia publicznego z byłych aparatczyków PRL-u.
Dekomunizacja i lustracja zawsze były piętnowane przez wpływowych dziennikarzy TVP, TVN-u i Polsatu. Walczyli z tym zagrożeniem zarówno ci, którzy przed swym nazwiskiem powinni zawsze dodawać literki TW, jak i ci formalnie lub ze względu na datę urodzenia czyści. Słuchając w radio i oglądając młode dziennikarskie gwiazdki wiodących telewizji odnosi się wrażenie, że ludzie ci są genetycznie zmodyfikowani. Zawsze prawidłowo (czyt. agresją i szyderstwem) zareagują na hasło „Tadeusz Rydzyk” lub „Jarosław Kaczyński”. Wielu uważa się za antykomunistów i używa określeń w rodzaju „noc stanu wojennego”, by bez najmniejszego problemu otaczać czułą medialną opieką autorów stanu wojennego.
Nie jest dziełem przypadku, że murszejący komunistyczny dyktator w spokoju dożywa swoich lat w antykomunistycznym kraju. Parasol medialny i prawny jest bardzo skuteczny. Posunięto się nawet do tego, by zaordynować traktowanie naszego genseka jako człowieka honoru. Człowiek honoru? Wolne żarty – i to nie tylko ze względu na polityczne zbrodnicze uwikłania i agenturalność. Człowiek honoru nie kradnie wyrzuconej z Polski rodzinie Przedpełskich ich domu i nie dorabia do kradzieży legendy. Generał Jaruzelski podczas jednej z rozpraw sądowych w sprawie odzyskania domu, powiedział o roszczeniach syna przedwojennych właścicieli: – Ja też kiedyś mieszkałem w pięknym dworze. Szedłem na Berlin w mundurze Wojska Polskiego, mając świadomość, że po wojnie zostanie mi tylko ten mundur i zapasowa koszula. Przyjąłem ze zrozumieniem, że takie są dziejowe konsekwencje.
Wielu Polaków z różnych kierunków „szło na Berlin” w mundurze Wojska Polskiego. Ale za to nie dostawało się raczej od komunistów prezentów, często dostawało się po głowie. Prezenty i wille dostawali ci, którzy się komunistom wysługiwali.
Przypadek Jaruzelskiego jest jednak specyficzny: On nie bardzo może powiedzieć, że willę po Przedpełskich otrzymał – on sobie ją sam wziął, czyli ukradł. Następnie kradzież zalegalizowano. Czytam na ten temat: „Dla bezpieczeństwa, i świętego spokoju, Wojciech Jaruzelski przepisał ją już na córkę Monikę (50 l.). Teraz willa jest już majątkiem rodzinnym Jaruzelskich, na którym - w przypadku sprzedaży - zarobią ogromne pieniądze. Obecnie wycenia się ją nawet na... 5 mln zł!”
Historia willi dla Jaruzelskich jak w soczewce ogniskuje główne trendy naszej najnowszej historii. Komunistyczna kasta właścicieli PRL-u - właścicieli z sowieckiego nadania – najpierw się nachapała kosztem rodaków, a potem skutecznie zabezpieczyła swoje i swoich potomków interesy w III RP. Towarzyszka panienka Monika Jaruzelska może i dobrze czuje się w dzisiejszej Polsce, ale musi wiedzieć, że kradzione nie tuczy. Żyć będzie z piętnem złodziejki tak długo, aż nie wyrzeknie się brudnego dziedzictwa. Czy ją na to stać? Wątpię.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4956
III RP paserem ;-)
złodziejskie ślipka. Jak każdy komuch i lewak. Jedyne ich ambicje to nażreć się, nachapać, ześwinić się cudzym kosztem i jeszcze w torbę napakować. Wszyscy znani mi komuchy i ich mioty PeOwcy są tacy.Bez wstydu i bez sumienia!