W Tbilisi odbywał się mecz koszykarski Polska-ZSRR. Trenerem biało-czerwonych był Andrzej Kuchar (skądinąd syn żołnierza AK), a w naszym zespole grali m.in. Kijewski, Zelig i Bińkowski. W świetnej ekipie Sowietów gwiazdy światowe: Tkaczenko oraz Litwini, późniejsze gwiazdy amerykańskiej ligi NBA - Sabonis i Marczulonis. Nasi dużą część spotkania prowadzili, a sensacyjne zwycięstwo Polsce odebrał Litwin Marczulonis, zdobywając w ostatnich sekundach meczu 3 punkty. ZSRR wygrał ostatecznie 77 do 75. Ale od wyniku może ważniejsze było zachowanie gruzińskiej publiczności. Przez cały mecz naszym koszykarzom towarzyszył niewiarygodny doping Gruzinów. "Polsza", "Polsza" - rozlegało się bez przerwy. I była to swoista demonstracja polityczna przeciwko "Ruskim".
W dniu rozbioru dumnej Gruzji przez Moskwę myślę o tym meczu i o tamtych kibicach, anonimowych Gruzinach, nieznoszących Rosjan w równym stopniu co my... I będę zawsze pamiętał.
Rosja uznała "niepodległość" Abchazji i Osetii Południowej, czyli de facto rozbiór Gruzji. A mi się przypomniał pewien fakt sprzed 25 lat. Był rok 1983.