Polityka szaleńczego, bo niekontrolowanego otwarcia na imigrantów dokonana w Niemczech przez kanclerz Angelę Merkel przynosi dramatyczne efekty. W stolicy Republiki Federalnej codziennie dochodzi do około dziesięciu ataków przy użyciu noża. Charakterystyczne, że 58% sprawców tych przestępstw to ludzie nie posiadający niemieckiego paszportu. Nie oznacza to jednak wcale, że pozostałe 2/5 sprawców to rodowici Niemcy. Często bowiem są to osoby już urodzone na terenie RFN,mające niemieckie obywatelstwo,będący wszak przedstawicielami drugiego lub nawet trzeciego pokolenia imigrantów. W praktyce więc sprawcy ciężkich przestępstw to w wielkiej mierze ludzie z imigracyjnych gett a to oznacza, że wielu z nich wcale nie grozi deportacja bo nie ma ku temu żadnych podstaw prawnych: są formalnie "tutejsi", mają obywatelstwo RFN, ale korzenie syryjskie, irackie, afgańskie, tureckie, kurdyjskie itd .itp.
Ostatnie doniesienia mówią, że do morderstw i przestępstw, których wynikiem są ciężkie obrażenia dochodzi już nie tylko w miejscach okrytych złą sławą, jak Goerlitzer Park ( Park Zgorzelecki)czy Cottbusser Tor ( Brama Chociebuska) ,ale też na przykład w najważniejszych miejscach z punktu widzenia turystycznego,co oczywiscie jest fatalne dla wizerunku Niemiec. Ataki nożowników i walki z udziałem wielu osób (porachunki gangów) są na przykład toczone na słynnej Wyspie Muzeów.
Ubiegły rok zamknął się liczbą aż 3412 przestępstw dokonanych przy użyciu noża. Skala zjawiska była tak ogromna, że siedem miesięcy temu przeforsowano w Berlinie utworzenie trzech stref specjalnych ,gdzie obowiązuje zakaz... noszenia noży! Oznacza to jednak, że gdzie indziej można chodzić z nożem i... używać go w wiadomym celu.
Piszę te słowa w Brukseli- w miejscu oddalonym o raptem 200 metrów od dzielnicy murzyńskiej (jeśli jeszcze można używać tego określenia)-tam jednak przestępczość nie jest wcale najwyższa : to "zapewniają" zdominowane przez Arabów dzielnice, które w gruncie rzeczy są islamskimi gettami.
Gdy równo dziesięć lat temu podczas sejmowej debaty prezes Jarosław Kaczyński mówił o gettach w Sztokholmie i innych miastach Królestwa Szwecji - śmiano się z niego i szydzono. Później ów śmiech wielu jego krytykom zamarł na ustach.
Pisząc o Berlinie, Brukseli i Sztokholmie- a dodam tu jeszcze przedmieścia Paryża ,Marsylię i wiele innych europejskich miast - w gruncie rzeczy pokazuję , co może stać się za jakiś czas w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Stanie się tak, gdy Polska w kontekście polityki imigracyjnej w będzie stosować zasadę "kopiuj- wklej" względem doświadczen państw szeroko rozumianej Europy Zachodniej...
*Artykuł ukazał się na portalu "DoRzeczy.pl"