Prorok z megafonem
Polska polityka to bogate zoo. Mamy w niej lwy salonowe, mamy papugi powtarzające cudze slogany, mamy też szczury uciekające z tonących okrętów. A gdzieś między nimi stoi Grzegorz Braun – dziwny gatunek: mieszanka reżysera teatralnego, kaznodziei ulicznego i samozwańczego zbawiciela. Gdy inni politycy próbują udawać powagę, Braun woli udawać Mojżesza, który rozstępuje morze kłamstw. Sęk w tym, że zamiast morza dostajemy kałużę retorycznych banałów, w której chlapią się jego wyznawcy.
Mit Brauna: ostatni sprawiedliwy
W opowieściach jego fanów jawi się jako ostatni rycerz chrześcijańskiej Europy – samotny, dzielny, otoczony przez hordy wrogów: masonów, Żydów, Niemców, liberałów, lekarzy, a czasem nawet pogodynki z TVN. Nie ma takiej grupy, której nie da się wrzucić do worka „spisek przeciw Polsce”. Braun to człowiek z jedną odpowiedzią na każde pytanie – jeśli świat jest skomplikowany, to tym gorzej dla świata.
Ale sekretem tego mitu jest prostota. Nie musisz czytać książek, rozumieć ekonomii, prawa czy geopolityki. Wystarczy, że zapamiętasz kilka słów-kluczy: „masoni”, „zdrada”, „globaliści”, „Żydzi”. Reszta to ozdobniki.
Patos teatralny a rzeczywistość polityczna
Braun uwielbia grać. W Sejmie nie przemawia – on występuje. To nie posiedzenie parlamentu, to scena, na której Grzegorz recytuje własne kazania. Gdy inni posłowie kłócą się o ustawę budżetową, on wstaje i rozpoczyna tyradę, jakby zaraz miał uruchomić projektor i puścić swój kolejny film dokumentalny o „prawdzie zakazanej”.
Ale co zostaje, gdy gasną światła i odkładamy mikrofon? Niewiele. W dorobku poselskim Brauna próżno szukać realnych projektów czy ustaw, które poprawiłyby życie zwykłych ludzi. Zostaje tylko spektakl – polityczny kabaret, który ma jedną funkcję: budować wizerunek proroka.
Ekonomia zbawienia
Braun krytykuje system, gardzi demokracją, nienawidzi establishmentu. Ale, co ciekawe, chętnie korzysta z jego owoców. Pensja poselska wpływa na konto regularnie, diety też smakują, a działalność medialna i wydawnicza rozkwita.
To prawdziwa ekonomia zbawienia: najpierw wmów ludziom, że świat się wali, a potem sprzedaj im bilet do schronu – w formie książki, filmu, subskrypcji kanału. Religia strachu zawsze była najbardziej dochodowym biznesem.
Wyznawcy: sekta memów i komentarzy
Bez wyznawców Braun byłby tylko dziwakiem na mównicy. Ale wokół niego wyrosła społeczność, swoista sekta XXI wieku, której katechizm rozpisany jest w memach i filmikach na YouTubie.
Internetowi kaznodzieje
Ci ludzie nie rozmawiają – oni głoszą. Każdy ich komentarz zaczyna się od „Braun miał rację!”. Każdy filmik jest dowodem, że „Grzegorz przewidział to już pięć lat temu!”. W rzeczywistości przewidział tylko jedno: że kłamstwo i półprawda zawsze znajdą odbiorcę.
Mechanizm sekty
Wyznawcy Brauna przypominają uczestników dawnych ruchów religijnych: wszystko jest proste, nie ma miejsca na wątpliwości. Jeśli ktoś krytykuje mistrza, to wróg. Jeśli ktoś nie wierzy, to naiwniak. Oni mają prawdę objawioną – reszta to heretycy.
Apokaliptyczna narracja
Braun i jego wierni żyją w świecie, w którym koniec świata jest zawsze jutro. Dzisiaj zdrada, jutro masoni, pojutrze chipy w szczepionkach, a w piątek nowy filmik na YouTubie. To życie w stanie permanentnej mobilizacji, nigdy nie odpoczniesz, bo wróg nie śpi.
Hipokryzja w pigułce
To, co najbardziej uderza, to rozdźwięk między słowami a czynami.
- „Gardzę demokracją” – ale biorę pieniądze z systemu demokratycznego.
- „Polska katolicka” – ale w katolickiej nauce społecznej próżno szukać nienawiści i teorii spiskowych.
- „Prawda i honor” – ale na koncie więcej show niż działań.
To klasyka: im głośniej ktoś krzyczy o moralności, tym szybciej okazuje się, że sam na niej stoi jak na śliskiej kostce lodu.
Dlaczego Braun działa?
Nie można go lekceważyć. Bo fenomen Brauna mówi więcej o Polsce niż o nim samym. On jest lustrem, powykrzywianym, karykaturalnym, ale jednak lustrem.
Dlaczego ludzie idą za nim? Bo Braun daje im to, czego nie daje świat współczesny: proste odpowiedzi. Świat jest skomplikowany, polityka brudna, gospodarka trudna. Braun przychodzi i mówi: „to wina masonów”. I już – ulga. To fast food dla duszy. Niezdrowy, ale sycący.
Braun jako mem narodowy
Trzeba przyznać jedno: Braun jest barwny. W świecie nijakich polityków w garniturach on wyróżnia się jak klaun na pogrzebie. I właśnie dlatego budzi emocje.
Jego hasło „Szczęść Boże!” w Sejmie stało się memem. Jego wieczne krzyki i gesty są parodiowane w kabaretach. A on? On tego nie widzi, albo udaje, że nie widzi. Bo w każdej kpinie szuka potwierdzenia własnej wielkości: „skoro się ze mnie śmieją, to znaczy, że się boją!”.
Kurtyna opada, ale aktor gada dalej
Braun nie zniknie, dopóki będzie miał publiczność. A publiczność nie zniknie, dopóki będą ludzie spragnieni prostych bajek. To sprzężenie zwrotne: prorok i jego sekta potrzebują siebie nawzajem.
Kurtyna może opaść, teatr może się zamknąć, a sprzątaczka będzie już myła podłogę, ale Braun dalej będzie stał na środku sceny i recytował swoje frazesy. Bo to nie polityka, to misja. A misja nie kończy się nigdy.
I tak oto wchodzimy w trzeci akt dramatu: Polska jako scena absurdu, Braun jako jej reżyser, a naród, jako widownia, która wciąż nie wie, czy to tragedia, czy komedia.
"Grzegorz Braun istotnie wyciąga do debaty publicznej niechciane tematy" - i już to jest tak niebezpieczne dla rządzących w Polsce oszustów, że uruchamiają całe tabuny swoich cieci, żeby deprecjonowali Brauna. Na razie ponad 6% wyborców nie dało się nabrać na teksty podobne do tych, które tu wypisuje jeden 3-literowy bloger z jedynką.
W następnych wyborach do sejmu Konfederacja Brauna z Konfederacją Mentzena/Bosaka mogą osiągnąć wynik ok.25-30% albo więcej. Każdy miesiąc rządów Tuska będzie zwiększał ten wynik.
"Konfederacja Brauna z Konfederacją Mentzena/Bosaka mogą osiągnąć wynik ok.25-30% albo więcej"
Czyli elyty chcą Tuska, ale bez Tuska. Tusk na razie mocno kombinuje jak by tutaj się ewakuować jak w 2014, ale za bardzo nie ma jak i gdzie. Braun i Mentzen to młodsi zamiennicy Tuska. Austriacko-niemieckie pochodzenie gwarantuje wspólnotę ziomków z Tuskiem. Na razie nie ma jak Tusk przekazać im władzę. Musi więc brnąć w dalsze zawłaszczanie prokuratury i sądów, aby zapewnić sobie bezkarność. Ma do tego niezawodnego Żurka vel Barszczyka. Banderowiec nie dał rady, ale może Zupa da radę? Kto go tam wie :)
Kaczyński, Braun, Mentzen, Czarnek.
Zdaniem Tuska niczym się oni nie różnią. To twarze
tłumnego wroga, którego należy się obawiać, gardzić nim
i go nienawidzić. Stworzyli w Polsce „rzeczywistość wypa-
czoną i zdegenerowaną”. Realizują politykę Putina, a Tusk nie
wie, czy robią to z głupoty, czy za pieniądze.
Z felietonu Bronisława Wildsteina w tygodniku Sieci 33/2025 pt. "Strach, pogarda i nienawiść".
PS. Braun jaki jest każdy widzi. PJK mówił niedawno, że każdy pisowiec, za to co robi Braun, dawno już byłby skazany i uwięziony. Braun to święta krowa Tuska, którym może atakować np. PJK. Mentzen to również taki straszak, aby go porównywać do PJK i nim straszyć. Władzy nigdy rzeczywistej nie mieli. Nie wiadomo czy by się sprawdzili jako ministrowie lub premierzy. Zakładam jednak, że trudno przebić Tuska. A na pewno wnieśliby powiew świeżosci do zatęchłej polskiej polityki :)
mjk1 - podaję Ci materiał do analizy, bo jak widzę sam się migasz:
Rolą polskiego polityka jest występować w polskim interesie!