„Lato, lato,lato wszędzie. Zwariowało, oszalało moje serce...”- mogą śpiewać od dziś eurokraci i europosłowie. Słowa piosenki Olka Klepacza i Nieżywych Schabuff pasują jak znalazł, bo zakończyła się właśnie ostatnia sesja Parlamentu Europejskiego w Strasbourgu i w praktyce zaczyna się unijna kanikuła. Formalnie europarlament będzie funkcjonować jeszcze przez dwa tygodnie. Jednak nie miejmy złudzeń: już od teraz na brukselskich i luksemburskich (tam też mieści się siedziba PE , ale pracują tam urzędnicy, a nie europosłowie) będzie być może słychać słowa innej polskiej piosenki, śpiewanej przez Halinę Kunicką: „ Lato , lato , lato czeka. Razem z latem czeka rzeka. Razem z rzeką czeka las...”.
Przed tygodniem zapowiadałem, że wspomnę o ostatniej przedwakacyjnej sesji PE w stolicy Alzacji. Zgodnie z oczekiwaniami nie odwołano Komisji Europejskiej - z jej przewodniczącą Ursula Gertrudą von der Leyen na czele - po poniedziałkowej debacie i czwartkowym głosowaniu. To było oczywiste. Fakt jednak, że uzbierano około 80 podpisów ( próg 10% składu parlamentu czyli 72 deputowanych) był bardzo znaczący,podobnie jak i to,że za jej odwołaniem głosowało aż dwa razy więcej posłów.
Już po wakacjach Uniosceptyczna prawica chce składać kolejne wnioski o wotum nieufności. Zacząć ma grupa "Patrioci dla Europy", zdominowana przez węgierski FIDESZ Orbana i francuskie Zjednoczenie Narodowe Le Pen. Jednak unijny establishment będzie się bronić kruczkami prawnymi. Już wiadomo, że chce znacząco podnieść próg wymaganej liczby podpisów. Ot, taki szwindel formalny w majestacie prawa. Przypomina mi to bardzo podobny manewr administracji europarlamentarnej, użyty przy głosowaniu wniosku o odwołanie mnie z funkcji wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wtedy, w 2018 roku, w nocy (!) przed głosowaniem zmieniono ówczesny regulamin PE, który mówił, że głosy wstrzymujące przy wnioskach o odwołanie z funkcji są normalnie liczone, a przez to podwyższają próg konieczny do odwołania danej osoby. Po zmianie regulaminu głosy wstrzymujące przestały być liczone do quorum !! Nie nazwałbym tego prawną grandą w biały dzień, bo była to prawna granda w czarną noc...
Jak widać na przykładzie europarlamentarnych praktyk aktualna jest myśl naszego wieszcza Cypriana Kamila Norwida: „ Przeszłość to dziś - tylko cokolwiek dalej”.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że na sesji odbyły się w PE dwie nieco kuriozalne debaty. Pierwsza dotyczyła 40 rocznicy podpisania układu o strefie Shengen, co w sytuacji praktycznego zawieszenia tejże na wielu granicach, w tym dwóch w Polsce, musiało budzić ironiczne komentarze. Druga debata dotyczyła „Wzmocnienia obszarów wiejskich UE dzięki polityce spójności”. Rzecz w tym, że właśnie polityka kohezyjna (spójności) w nowym siedmioletnim budżecie UE będzie najbardziej ograniczona...
*Artykuł ukazał się na portalu "Wpolityce.pl"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 452
Ja jestem zdania, że Polska nigdy nie powinna wchodzić do UE, tylko powinna w 1990 roku stworzyć wraz z byłymi demoludami Międzymorze i rozwijać się we własnym tempie, na własnych zasadach i na bazie własnych surowców.
Powinniśmy produkować własne samochody, maszyny rolnicze, wszystko co można.
Warszawiacy widzą co się dzieje na terenach FO, albo Ursusa. Tam niedługo nie zostanie nawet ślad, że takie wielkie zakłady kiedykolwiek istniały! To też efekt rządów Trzaskowskiego! Na terenach tych wielkich zakładów firmy deweloperskie z szefostwem rezydującym w Izraelu budują nowe osiedla, w których każdy każdemu zagląda przez okna. Dla kogo docelowo są te lokale można się tylko domyślać.